- Od piątego roku życia mieszkasz w Kopenhadze, dlaczego wracasz do Polski?
- W naszych czasach nie ma takiego pojęcia jak powrót, bo to nie jest powrót. Od 13-go roku życia jestem w Polsce raz, dwa razy rocznie, ostatnio jeszcze częściej. Kiedyś dotarcie do Krakowa z Kopenhagi zajmowało mi całą dobę: musiałem płynąć promem do Świnoujścia, potem pociągiem dojechać do Krakowa. Teraz latam samolotem, wychodzi szybciej. Europa zrobiła się mniejsza i mogę nawet zamieszkać w Krakowie, na co zawsze miałem ochotę.
- Twoja płyta zawojowała listy przebojów. Spodziewałeś się aż takiego zainteresowania?
- Nie. Wcale nie. Cieszymy się, jeździmy po Polsce już siedem lat, gramy w maluteńkich miasteczkach...Krasnym Stawie, itp. Do wielkich miast dotarliśmy bodajże dwa lata temu. Wcześniej to było podziemne, jeździliśmy po Polsce 4-5 razy do roku i jak przychodziło 40 osób, uznawaliśmy to za sukces. Myśleliśmy, że jak płyta sprzeda się w paru tysiącach egzemplarzy to będziemy się cieszyć. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony, ale robię swoje i nawet odczuwam presję: co mam zrobić z następnym materiałem? Ja po prostu chcę robić to, co robię. Nie będę się pchał do różnych dziwnych programów tylko po to żeby zaistnieć.
- A skąd pomysł na teksty pisane przez internautów?
- Parę lat temu spotkałem Michała Zabłockiego w Alchemii w Krakowie. On dał mi link do takiej strony - co drugi czwartek spotyka się tam z ludźmi, jest to jakby projekt wspólny. Tekstów jest mnóstwo, a czasami w ciągu godziny pojawia się aż 300 nowych wpisów. Michał to składa, znajduje wspólny temat. To jest głos ludu, street poety, dlatego zakochałem się w tych tekstach...
- Co pomyślałeś, kiedy pierwszy raz taki tekst przeczytałeś?
- To zależy od tego jakie ma się podejście do ludzi, do sztuki. Ja cały czas dyskutuję z ludźmi. Oni bardzo kochają przeintelektualizowanie sztuki...Zamiast się wyluzować i pójść na koncert Madonny, idziesz na koncert podziemnej kapeli w Warszawie, do jakiegoś klubu. Wchodzisz i to jest bardzo proste: obojętnie co się dzieje na tej scenie, tobie się może spodobać albo nie spodobać. A te teksty? Wcześniej bardzo mało poezji czytałem w moim życiu, ale przyznam, że jak czytam o żabie, co tonie w pytonie, od razu znajduję w tej bajce ogromną historię o miłości. Ja sam wybrałem te teksty ze 150 różnych. To są magiczne bajki, które jak śpiewam to zapominam całkowicie, że ktoś inny je pisał. Nigdy nie myślałem, że to jest możliwe - śpiewać czyjeś teksty i w ogóle nie myśleć, że to nie jest twoje.
- A jak się śpiewa po polsku?
- Łatwiej się śpiewa niż się mówi.(śmiech) Mój język się polepsza cały czas. Fajnie, że nawet przyjaciele, którzy tutaj mieszkają, Polacy, mówią, że im częściej pojawiam się w Polsce, tym bardziej słychać zmiany w języku. To jest ciekawe, bo ja w ogóle nie odczuwam, że polski język jest mi obcy. Na razie 22 lata jestem poza krajem, jednak często jestem tutaj i mam kontakt z Polską. Mimo to wiem, że nie jest mi tak łatwo. W takich sytuacjach jak mówię po polsku, nie mówię chaotycznie, próbuję jakoś tak układać te zdania, żeby były zrozumiałe, to wtedy muszę się starać. Ale zdarza się, że nawet myślę po polsku (śmiech)
- Jesteś przedsiębiorcą, masz firmę budowlaną...
- Miałem.
- Miałeś, ale już nie masz?
-Miałem.
- Czy takie zajęcia cię nie rozpraszają, czy nie skłaniają do stwierdznia, że lepiej zupełnie poświęcić się muzyce?
- Człowiek dorasta, ale ma ochotę próbować różnych rzeczy...Miałem firmę budowlaną i przez rok byłem tłumaczem na innej budowie. Teraz właśnie sprzedaję bank w Kopenhadze. To nie był łatwy okres, ale to było też tak, że była i frustracja muzyczna. I nagle zacząłem się zajmować tez innymi rzeczami. I nagle rzeczy, które miałem robić żeby mieć więcej czasu dla muzyki, sprawiły, że miałem za mało czasu dla muzyki. W tej chwili prowadzenie jakiegokolwiek interesu w Kopenhadze. A przyznam, że miałem swoją przygodę z barem, nauczyłem się wiele. Teraz jest czas, aby wziąć małe wakacje od tego.
Ciąg dalszy nastąpi...