- Wciąż mnie to zastanawia. Czy fachowcy mają aż tyle zleceń, żeby tak nie dbać o klienta - wspomina klient. - Remontowałem trzy kolejne mieszkania i tylko raz zdarzyło mi się mieć idealną ekipę. Już myślałem, że mam spokój na przyszłe lata, ale wyjechali za granicę i wpadają do domu na krótko. Jeżdżą po całej Europie i ja im się nie dziwię, ze świecą takich szukać.
Czytaj też: Pracodawcy lamentują, że za chwilę fachowcy wyjadą z Polski do Niemiec - rozmowa z prof. Januszem Czapińskim
Minęło ponad 20 lat odkąd w Polsce zmienił się ustrój, ale znacznie wolniej zmieniają się przyzwyczajenia złotych rączek. Zapytaliśmy kilku Czytelników o ich wspomnienia z remontów.
Fachowcy opinie: Przypadek nr 1
"Miał u nas zrobić ściany w kuchni i przedpokoju. Inna ekipa zajmowała się instalacjami i grubszymi robotami. Podał termin zakończenia swojej pracy. Miał się dostosowywać do reszty pracowników. Obliczył, że wyjdzie po 10 dniach. Wyszedł po ponad miesiącu. Za to przeczytał kilka książek z naszej biblioteczki, obejrzał nasze rodzinne zdjęcia, wypił słoik kawy. W tym czasie znikał na kilka dni, bo u kogoś miał inną robotę. Przy wypłacie był oburzony, bo potrąciliśmy mu za spóźnienie.
Przypadek nr 2
Wynajęta ekipa budowalna robiła nam rozbudowę domu. Przyjeżdżali z mniejszej miejscowości, co rano ok. 7.30. Codziennie pytaliśmy o plan robót na każdy dzień. W planach było dodatkowego wybicie okna w dziennym pokoju. O tym, że to właśnie ten dzień, dowiedziałam się po przyjściu z pracy. W dziecięcym łóżeczku, na pościeli w pieski, leżała kupa gruzu. Po prostu, przyszli, chwycili za młoty i wywalili mur z drugiej strony, zostawili dziurę i poszli w diabły. Nie uprzedzili słowem.
Innego dnia, z całeg ekipy zjawił się tylko jeden, najmłodszy. Usiadł w pokoju do remontu i siedzi. Pytam, dlaczego nie pracuje, a on na to jąkając się, że nie ma czym, bo majster nic mu nie dał.
Czytaj też: Robotnik bez kwalifikacji wyżej ceniony od profesora
Byli "zdolni", bo spartaczony taras naprawialiśmy po nich 10 lat (oczywiście firma rozpłynęła się w niebycie, po wykonaniu robót u nas) i wciąż nie mamy gwarancji, czy tym razem będzie dobry.
Przypadek nr 3
Fachowiec remontował nam mieszkanie - malowanie, płytki w kuchni itd. Po jego wyjściu wymienialiśmy wannę, bo wszelkie resztki farb, tynku spuszczał nam do wanny.
Przypadek nr 4
Robili ocieplenie domu na zewnątrz. Odkręcili dzwonek i skręcili izolacją dwa kable razem. W nocy obudziło nas miarowe dzyndzolenie. Zaczęło padać, a kable moknąć, doszło do zwarcia i uruchomił się mechanizm. Musieliśmy wykręcić korki, bo nie dało się spać. Potem te sama kable obłożyli styropianem, więc zaczęło się fajczyć w ścianie. Niezwykle zdolni. Tam gdzie pracowali, zostawiali narzędzia. Codziennie kilka sztuk. Aż dziwne, że właściciel nie dziwił się takim stratom.
Przypadek nr 5
Na kilkunastu fachowców, którzy przewinęli się przez moje mieszkania, tylko trzech miało własną zmiotkę i szufelkę. Reszta zawsze była z gołymi rękoma. Jedni, o montażu szafy, wciągnęli naszym odkurzaczem ścinki płyty, spalili silnik i jeszcze wypierali się, że w życiu nie dotykali odkurzacza. Chociaż worek pełen był śladów ich głupoty.
