Pani Ewa rodziła w 2008 roku. Opisała, a potem opowiedziała, jak to wyglądało:
- Pozbawiono mnie wykonania badania USG przed porodem i mimo licznych wskazań do cięcia cesarskiego zmuszono do rodzenia naturalnie, kładąc się na mnie i wypychając ze mnie dziecko. Wiedziałam, że nie urodzę naturalnie co im mówiłam. Nie słuchali mnie i wypychali dziecko, urodziłam główkę synka i zaklinował się, po czym lekarz kręcąc z dużą siłą wyciągnął ze mnie w bardzo ciężkim stanie syna. Syn urodził się z jednym punktem w skali Apgar i porażeniem splotu ramiennego. Jestem w posiadaniu dwóch dokumentacji medycznych poświadczonych za zgodność z oryginałem, które różnią się od siebie - kobieta podkreśla, że poród zaważył na dalszym życiu syna i całej rodziny, bo syn wymaga codziennej rehabilitacji. - Podrobienie dokumentacji miało, moim zdaniem, na celu uniknięcie odpowiedzialności za źle przeprowadzoną akcję porodową - uważa kobieta.
Przeczytaj także: Skandal! Kto wykasował badania usg bliźniaków?
Poprawiał kartę choroby
O sprawie powiadomiła nie tylko prokuraturę, która zajmuje się tą sprawą, ale również ministra zdrowia.
- W naszej prokuraturze toczy się postępowanie. Powołano biegłego, który ma stwierdzić, kto naniósł zmiany na karcie, którą kwestionuje pacjentka - powiedział nam wczoraj Waldemar Kwiatkowski, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej we Włocławku.
Zdaniem kobiety, poprawek na karcie choroby miał dopuścić się jeden z lekarzy, bo - jak przypomina - przeciwko jednemu z radziejowskich medyków, a mianowicie Andrzejowi L., toczyło się już prokuratorskie postępowanie.
Sprawą radziejowskiego lekarza od czerwca 2012 roku zajmowała się Prokuratura Rejonowa we Włocławku (miejscowa wyłączyła się z jej prowadzenia). Wyszło na jaw, że od maja 2010 roku do lipca 2012 roku w szpitalu fałszowane były dokumenty medyczne. Jedne z nich dotyczyły porodu Wiesławy M., która urodziła dziecko przez cesarskie cięcie. Niestety, noworodek zmarł.
- W dokumentacji sfałszowano informacje, jakoby kobieta miała zgodzić się na poród siłami natury - mówił nam wówczas Waldemar Kwiatkowski, z włocławskiej Prokuratury Rejonowej.
Zobacz także: Diagnostyka prenatalna
Sąd też ma co robić
Sprawą Wiesławy M. zajmuje się obecnie radziejowski oddział Sądu Rejonowego w Aleksandrowie Kujawskim. Tam posłano akt oskarżenia przeciwko Andrzejowi L.
- Sprawa jest w toku. Dokumenty trafiły do biegłego - potwierdził nam Tomasz Hoffman, prezes aleksandrowskiego sądu rejonowego.
- Wiem, że także Narodowy Fundusz Zdrowia sprawdzał funkcjonowanie radziejowskie-go szpitala. Czekam na opinię - informowała nas Ewa Kozińska.
- Faktycznie była taka kontrola. Nie stwierdzono jednak nieprawidłowości - przyznaje Jan Raszeja, rzecznik prasowy bydgoskiego oddziału NFZ. - My nie badaliśmy ewentualnego błędu w sztuce lekarskiej, ale to, czy szpital wywiązuje się z warunków kontraktu - dodaje. Mówi też, że nikt o opinię czy wyniki kontroli nie występował.
Wczoraj wielokrotnie usiłowaliśmy skontaktować się z dyrekcją radziejowskiego szpitala i z samym lekarzem. Bez skutku. Dyrektorzy byli albo nieobecni, albo zajęci, a lekarz najpierw operował, a potem już nie zastaliśmy go w szpitalu.
Do sprawy wrócimy.
Czytaj e-wydanie »