Soliści nie zawiedli. Rzecz potoczyła się muzykalnie, akuratnie - z temperamentem, ale klarownie - orkiestra też brzmiała dobrze i choć od czasu do czasu dystansowała dynamiką koncertującą grupę, to jednak oddawała jej pola w stopniu wystarczającym do osiągnięcia satysfakcji. Słuchacze dali brawami wyraz swojemu zadowoleniu i uznanie koncertującym.
Po przerwie Symfonia fantastyczna "Epizod z życia artysty" Hektora Berlioza otworzyła przed słuchaczami świat marzeń, namiętności, odurzeń, "zbudowany z dźwięków portret samego twórcy" (jak napisano w programie). Ta zresztą programowa z zamierzenia muzyka jest przy tym niesłychana w swoim bogactwie i w swojej oryginalności. Kompozytorsko osobista, a jednocześnie bliska wszystkim słuchającym. To pierwszy w dziejach symfonii walc, po nim urzekająca wizja pól i łąk (tu wspaniałymi dialogami rożka angielskiego z obojem pieścili uszy słuchających soliści: Wiesław Gmura i Mirosław Kulczyński), to nareszcie Tempo di Marcia i sabat czarownic. Prowadzący orkiestrę przez ten muzyczny pejzaż Tadeusz Wojciechowski wiódł ją ku uczuciom mocnym i przy tym wyraźnie optymistycznym. Nawet ów marsz (di Marcia) części IV, zatytułowany "Droga na miejsce straceń, opowiadający wyobrażenie przeżycia przez kompozytora własnej kaźni, brzmiał dziarsko, zuchowato i prawie radośnie. A kończący symfonię Sabat czarownic rzeczywiście był, zgodnie z zapowiedzią w programie, "...hukiem i zgiełkiem dzwonów, harmidrem, wrzaskiem, wyciem...". Przeżycia niebywałe!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?