To mogła być włoska niedziela w Londynie, bo na przystawkę (jeśli można tak to ująć) przed finałem Euro 2020 (w którym to właśnie „Squadra Azzura” była finałem Anglików) kibice mieli szansę zobaczyć reprezentanta Italii wznoszącego puchar za zwycięstwo w najbardziej prestiżowym turnieju tenisowym na świecie.
Nie zobaczyli, a debiutujący w finale Wimbledonu (i w ogóle w wielkoszlemowych finale) Matteo Berrettini nie sprostał Novakovi Djokoviciowi, dla którego był to z kolei siódmy finał w Londynie (szósty zwycięski) i 20. wielkoszlemowy tytuł. Serb zrównał się tym samym ze Szwajcarem Rogerem Federerem i Hiszpanem Rafaelem Nadalem. Serb ma w dorobku 3 triumfy w US Open, dwa zwycięstwa na kortach Rolanda Garrosa, sześć wygranych Wimbledonów i 9 triumfów w Australian Open.
Półfinałowy pogromca Huberta Hurkacza tanio skóry nie sprzedał, choć mecz zaczął się dla niego fatalnie. W czwartym gemie dał się przełamać i Djoković objął prowadzenie 3:1. Później 4:1 i 5:2. Wydawało się, że nic już nie pozbawi go zwycięstwa w secie, ale wspierany przez miejscową publiczność (która z jakiegoś powodu nie darzy zbytnią sympatią Serba) Włoch zdołał odrobić stratę, a potem rozstrzygnąć na swoją korzyść tie-breaka.
Zapachniało niespodzianką. Djoković z nie takich opresji jednak w przeszłości wychodził. Wyszedł i tym razem, choć Berrettini walczył do końca, a spotkanie zakończyła dopiero trzecie piłka meczowa.
Serb wygrał ostatecznie [6:7(4) 6:4, 6:4, 6:3], a włoskim kibicom pozostaje trzymać kciuki za piłkarzy.
