Długi placówek zdrowia rosną w lawinowym tempie. Pieniędzy z Narodowego Funduszu Zdrowia zaczyna często brakować już w połowie roku. Tymczasem szpitale muszą funkcjonować dalej. - W ten sposób przekraczane są limity finansowe wyznaczone przez NFZ - komentuje Marek Nowak, dyrektor Regionalnego Szpitala Specjalistycznego w Grudziądzu. - Środków wydanych ponad limit fundusz nam nie zwraca. A przecież musimy leczyć pacjentów!
Dyrektorom brakuje też pieniędzy na spłatę zaległych długów. Wtedy z pomocą przychodzą firmy, które wykupują szpitalne zaległości. Lecznica w określonych ratach oddaje potem pieniądze danej firmie.
Czytaj też Strefę Biznesu www.strefabiznesu.pomorska.pl
Niestety, najczęściej na tym traci z uwagi na bardzo wysokie odsetki, które sięgają nawet kilkunastu procent rocznie. - Oprocentowanie jest znacznie wyższe od bankowego - wskazuje Marek Nowak. - Do tego dochodzą jeszcze opłaty związane z prowizją.
A banki pożyczek szpitalom udzielać nie chcą. Głównym powodem jest brak płynności finansowej placówek zdrowia. - W mojej ocenie jest to zmowa - komentuje dalej szef grudziądzkiej lecznicy. - Przecież firmy wykupujące szpitalne długi biorą kredyty właśnie w bankach!
Jak podkreśla, w ostatnim czasie zaległość finansową grudziądzkiego szpitala przejęła firma Magellan. - Są to niewielkie pieniądze, bo nieco ponad trzy tysiące złotych - zdradza dyrektor. - Niemniej jednak za każdym razem uważnie pilotuję sprawę, dzięki czemu nie miałem dotychczas kłopotów ze spłatą.
Z usług tego typu firm korzystał w przeszłości Szpital Uniwersytecki nr 2 w Bydgoszczy. - Podpisywaliśmy umowę, na podstawie której spłacano dług szpitala określonemu wierzycielowi - mówi Kamila Wiecińska, rzecznik prasowy bydgoskich szpitali uniwersyteckich.
Jednak nie wszystkie szpitale wyszły z takiej transakcji cało. Przykładem jest choćby lecznica w Pabianicach (województwo łódzkie), którą pożyczka od jednej z firm doprowadziła do poważnych problemów finansowych
