- Zwyciężył pan w powiecie chojnickim w naszym plebiscycie "Strażak Roku". Dostał pan aż 856 głosów.
- Tak, chciałbym wszystkim serdecznie podziękować. Mam ogromną satysfakcję. To wspaniały wynik. Cieszę się, to potwierdzenie zaufania wśród strażackiej braci. Wiem też, że głosowali na mnie nie tylko oni. Dziękuję.
- Od ilu lat jest pan strażakiem?
- Mija właśnie 40 lat. Zaczynałem jako młody chłopak. Miałem jedenaście lat, mieszkałem dwieście metrów od straży. Gdy samochód wyjeżdżał na sygnale, biegłem zobaczyć, co się dzieje. Mój zapał zauważył gospodarz Tadeusz Morzuch. Niestety, właśnie zmarł, pogrzeb będzie w sobotę.
- W Czersku były wtedy strażackie drużyny młodzieżowe?
- Oj, słabiutko z tym było. Zwerbowałem kilku kolegów z klasy i tak zaczęła się nasza przygoda. Choć nasze losy potoczyły się różnie. Większość ze względu na pracę później zrezygnowała.
- A pan został zawodowym strażakiem w Chojnicach.
- Tak. Po wojsku przez jedenaście lat pracowałem w strażackiej straży kolejowej. Tam zdobyłem szlify i jednocześnie ukończyłem szkołę podoficerską w Bydgoszczy. Od 1992 r. jestem kierowcą i gospodarzem w czerskiej remizie.
- Jakie ma pan strażackie marzenia?
- Chciałbym, by młodzi ludzie dalej do nas się garnęli, by byli godni następcy. Sądzę, że w przyszłości ze względu na liczbę zdarzeń w mieście powinna być kilkuosobowa jednostka ratowniczo-gaśnicza pierwszego reagowania.