Lista wydziałów zajmujących się strategią wydawania miliardów jest długa, więc zwróciłem się do rzeczniczki prasowej urzędu, Beaty Krzemińskiej, prosząc o kilka informacji. Interesowało mnie: wykształcenie dyrektorów departamentów, ich poprzednie miejsce pracy, od kiedy są zatrudnieni w urzędzie marszałkowskim, a przede wszystkim ich miejsce zamieszkania. I tu uwaga - prosiłem
nie o a d r e s y urzędników tylko "miejsce zamieszkania".
Po kilku monitach rzeczniczka zdecydowała się na rozmowę telefoniczną: - Mam problem z pana pytaniami - powiedziała. - Specjalista od ochrony danych osobowych twierdzi, że nie mogę ich przekazywać. Informacje o miejscu zamieszkania podlegają ochronie. Nie mogę też udostępniać danych o poprzednich miejscach pracy, chyba że indywidualnie każdy zgodzi się na ujawnienie. Ale pod warunkiem, iż urzędnik uzyska zgodę obecnego pracodawcy.
Ku mojemu zdumieniu Beata Krzemińska przekonywała też, że nie może nawet podać... powiatu, w jakim mieszkają szefowie departamentów. - Zwracałam się do inspektora ochrony danych osobowych i na jego odpowiedź musiałabym czekać z tydzień - zakończyła rozmowę.
Rzeczniczka marszałka, najdelikatniej mówiąc, mija się z prawdą. Mec. Grzegorz Sibiga z Biura Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych odpowiedział mi natychmiast: - Imię i nazwisko, stanowisko oraz wszelkie inne informacje o funkcjonariuszu związane z pełnioną przez niego funkcją są informacjami publicznymi. W tym przypadku urząd nie może zasłaniać się ustawą o ochronie danych osobowych.
Wszystkie najważniejsze departamenty urzędu marszałkowskiego, które decydują o podziale unijnych pieniędzy, marszałek obsadził ludźmi mieszkającymi lub związanymi z Toruniem
Kiedy pytałem później rzeczniczkę, kto udzielił jej takich informacji, odparła że "to była decyzja kadr". W efekcie uzyskałem odpowiedź tylko na jedno z czterech pytań. I dowiedziałem się, że... wszyscy dyrektorzy mają wyższe wykształcenie.
Groteskową tajemniczość samorządowców pogłębia fakt, iż po dłuższych poszukiwaniach w internecie sam zdobyłem większość interesujących mnie informacji. Marszałkowscy urzędnicy są osobami publicznymi i ich działalność pozostawia ślad w sieci. Utajnianie przez nich takich informacji zastanawia.
Komentarz: Wojciech Potocki
Gdy nie wiadomo o co chodzi, zwykle chodzi o pieniądze. Napięcie między władzami Bydgoszczy i Torunia od dawna nie było tak wysokie. Tym bardziej dziwi postawa służb informacyjnych marszałka. Na proste pytania nie dostaliśmy prostej odpowiedzi. Oczywiście fakt, że większością strategicznych z punktu widzenia podziału unijnych miliardów departamentów urzędu marszałkowskiego kierują związani z Toruniem ludzie Piotra Całbeckiego nie oznacza, że dzielą oni pieniądze w myśl zasady "bliższa koszula ciału". Ale w takiej sytuacji ukrywanie najprostszych informacji budzi nieufność i podnosi temperaturę podejrzeń i wątpliwości.