- Ja sama, po tym jak ten pies zagryzł mojego kundla, byłam na komendzie - dodaje kobieta (imię i nazwisko do wiadomości red.). - Usłyszałam wtedy, że nic nie można zrobić dopóki nie zostanie zaatakowany człowiek. Wiem, że sąsiedzi też zgłaszali. Po niedzielnym zdarzeniu dużo osób odezwało się w internecie.
Marek Celmer, rzecznik naszych policjantów powtarza: - Wcześniej żadnych wniosków w sprawie tego psa nie mieliśmy. Być może chodzi o innego tej samej rasy, który kiedyś biegał luzem. Wtedy zainterweniował dzielnicowy i zwierzę od tej pory już tak nie biega. Podobnie interweniowaliśmy teraz. Nie wpłynęła do nas żadna skarga, więc, prócz mandatu, rozmowa to wszystko co mogliśmy zrobić.
- Na naszym osiedlu są tylko dwa psy tej rasy i wszyscy je znają, nie ma mowy o pomyłce - zapewnia Czytelniczka. - Dokładnie ten sam amstaff, który w niedzielę zagryzł ratlera, atakował tu już wiele razy. Brutalnie pogryzł nawet haskiego, który stał przywiązany do ławki. Rozszarpał jamnika na Kościuszki. Ale ludzie boją się składać pisemne zgłoszenia. W mieszkaniu właścicieli psa różne rzeczy się dzieją, imprezy, burdy. Za to policjanci, którzy przyjechali do niedzielnego zdarzenia, przywitali po przyjacielsku i poszkodowanego, i właścicielkę amstaffa, bo wszyscy się tutaj kolegują. Chyba nie taka jest rola mundurowych na służbie? Ja i inni boimy się o siebie, o nasze dzieci. Co by było, gdyby pies wybiegł na osiedle kilka godzin później, kiedy przy ławkach jest pełno ludzi?
Opiekunka amstaffa (imię i nazwisko do wiadomości red.) zapewnia, że w niedziele doszło do wypadku. - Przeciąg otworzył drzwi mieszkania i dlatego pies uciekł bez kagańca - zapewnia kobieta. - Wcześniej jeden jedyny raz na spacerze mieliśmy podobną sytuację. Prowadziłam wtedy psa na smyczy, został agresywnie zaatakowany. Znam go na co dzień, nigdy nie zrobiłyby krzywdy ludziom. Wychowywał się z dziećmi naszej dzielnicowej, ona może poświadczyć. A na spacery chodzimy w kolczatce i z kagańcem.
- Każdy pies, który tak brutalnie atakuje inne, powinien przejść terapię - ocenia jednoznacznie Marek Szrejter, trener badający problemy wychowawcze czworonogów. - Jeśli wyrokiem nie nakaże tego sąd, decyzja ta zależy wyłącznie od zdrowego rozsądku właścicieli.