Nawet panie z kół gospodyń wiejskich, które częstują ciastem na imprezach rolniczych, żyją w strachu - mówi Marek Klonecki, rolnik z Jeżewa, który sprzedaje towary z gospodarstwa. - Bo w Polsce są tak wygórowane wymogi, że aby je wszystkie spełnić, to trzeba by założyć firmę.
A właśnie tego nie chcą rolnicy sprzedający niewielkie ilości żywności.
Absurdalny pomysł
Niedawno uwierzyli, że będzie lepiej, bo powstał projekt senackiej ustawy dotyczącej podatku dochodowego oraz swobody działalności gospodarczej. W uzasadnieniu dokumentu zapisano, że ma ona "na celu umożliwienie rolnikom nieopodatkowanej i odformalizowanej produkcji i sprzedaży przetworzonych produktów rolnych (np. pieczywo, wędliny, dżemy, kompoty, sery) w niewielkim zakresie".
Jednak granica - 7 tysięcy złotych rocznie - okazała się absurdalna, bo gospodarz miałby z takiej sprzedaży najwyżej kilkadziesiąt złotych zysku w miesiącu.
Ten pomysł skrytykowali nie tylko rolnicy, ale i posłowie - zarówno z PSL-u jak i z PiS-u. Dwa kolejne projekty (poselskie) trafiły do laski marszałkowskiej.
- Należy uznać, że produkcja żywności na niewielką skalę jest nadal działalnością rolniczą - mówi Marek Zagórski, prezes Europejskiego Funduszu Rozwoju Wsi Polskiej, który opracował założenia zmian. Zagórski dodaje, że osoba, która sprzedaje żywność z gospodarstwa nie może być narażona na wykluczenie z Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego.
Była o tym także mowa podczas niedawnego Forum Gospodarczego w Toruniu. Krystyna Iwańska, sołtys Starogrodu, (koło Chełmna) wzięła w nim udział, żeby dowiedzieć się, co może się wreszcie zmienić. - Dużo żywności z gospodarstw sprzedaje się w szarej strefie - mówi pani sołtys. - Prawo jest nieżyciowe.
- Ale te poselskie projekty ustaw są dla nas jak jaskółki zwiastujące zmiany na lepsze - dodaje Klonecki.
Zdaniem Jana K. Ardanowskiego, wiceprzewodniczącego sejmowej komisji rolnictwa, gdyby granicą było ok. trzydzieści tysięcy złotych przychodu rocznie, sprzedaż bezpośrednia wyszłaby z szarej strefy.
Bez limitu przychodu
- W naszym projekcie nie ma ograniczenia limitem - mówi Marek Sawicki, minister rolnictwa, współtwórca projektu PSL-u. Zapewnia, że jest duża szansa, by ułatwienia niebawem weszły w życie.
- Nie chcemy niczego więcej niż mają nasi koledzy - rolnicy mieszkający w Europie Zachodniej - dodaje Klonecki. - Wiemy, że żywność musi być bezpieczna, produkowana w odpowiednich warunkach, ale nie można wymagać od nas takich systemów jakie funkcjonują w dużych przetwórniach.
Problem znany jest od dawna także tym posłom i senatorom, którzy rozsmakowali się w potrawach sprzedawanych na targach i jarmarkach. Nie wiedzą, że kupują w szarej strefie? Nie znają prawa? Czas je wyprostować! __
Lucyna Talaśka-Klich