Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gra bez prądu - to dopiero wyzwanie!

Adam Willma
Zaczynał od gry w karty. Pierwszy był tysiąc . - W tej grze było więcej strategii niż losowości. A ja bardzo lubię planowanie w grze - mówi Łukasz Woźniak. Jest autorem gier planszowych, ale przede wszystkim ich testerem.
Zaczynał od gry w karty. Pierwszy był tysiąc . - W tej grze było więcej strategii niż losowości. A ja bardzo lubię planowanie w grze - mówi Łukasz Woźniak. Jest autorem gier planszowych, ale przede wszystkim ich testerem. Aleksandra Woźniak
Rozmowa z Łukaszem Woźniakiem, twórcą i recenzentem gier planszowych.

Top 6 Łukasza Woźniaka

1. Dixit prosta, uniwersalna gra, idealna dla rodziny i grona znajomych. Zaletą tej gry jest to, że pobudza wyobraźnię, wymusza nieoczywiste skojarzenia. W zależności od grupy, z którą siadasz do stołu, rozwój zdarzeń zawsze jest inny.
2. Dobble to gra na spostrzegawczość - w środku mamy 5 małych, szybkich gier opartych na kartach. Przy tej grze na pewno nie będzie brakowało emocji.
3. Times Up to coś, co nazywam "kalamburami na sterydach". Mamy tu pulę kart ze znanymi postaciami i klepsydrę. W każdej rundzie karty opisujemy inaczej. W pierwszej możemy opisać je szeroko, w drugiej - wolno nam użyć tylko jednego słowa, w trzeciej możemy użyć tylko gestów. Ta gra znakomicie się sprawdza jako rozrywka towarzyska, choć nie grałbym w nią z małymi dziećmi.
4. Siedem cudów świata to trochę trudniejsza, pięknie wydana i nowatorska gra karciana. Wymaga skrupulatnego przewidywania. Ma też świetny klimat, bo polega na rozbudowywaniu starożytnych miast.
5. Tabu. Absolutna klasyka. To gra kalamburów, w których trzeba unikać niektórych słów przy opisywaniu haseł. Znakomita rozrywka rodzinna i imprezowa.
6. Król i Zabójcy jedyna gra mojego autorstwa w tym zestawie. Planszówka dla dwóch graczy. Strategia jest asymetryczna - inaczej gra się królem, inaczej zabójcami. Potrzeba sporo dedukcji, sporo blefu, w każdym razie napięcie jest duże. Jeśli ktoś lubi gry komputerowe, na pewno mu się spodoba.

Wyżyć z gier? Chyba że się je samemu wydaje - mówi Łukasz
Wyżyć z gier? Chyba że się je samemu wydaje - mówi Łukasz Aleksandra Woźniak

Wyżyć z gier? Chyba że się je samemu wydaje - mówi Łukasz
(fot. Aleksandra Woźniak)

Ojciec nie chciał ci kupić komputera w dzieciństwie?
Tata zajmował się sprzedażą komputerów od kiedy pamiętam (śmiech). Mieliśmy oczywiście w domu komputer i mam na koncie okres fascynacji grami komputerowymi. W kilka gier wciągnąłem się nawet dość poważnie. W liceum miałem xboxa, który też mnie wessał. Zawsze jednak w grach komputerowych brakowało mi grania z drugą osobą, przeciwnika. Gry komputerowe były też bardziej absorbujące, nie można było przysiąść przy nich na godzinkę z grupą znajomych.

Aż wreszcie znalazłeś na strychu zakurzone pudełko gry chińczyk?
Chińczyka znałem, grywałem też wcześniej w monopol, ale na pewno nie były to gry, które wciągnęłyby mnie do świata planszówek. Jedną z pierwszych gier "analogowych", które rzeczywiście sprawiały mi przyjemność, był karciany tysiąc, w którego grałem z rodziną podczas wyjazdów letnich.

Karty?!
W tej grze było już więcej strategii niż losowości. A ja bardzo lubię planowanie w grze. W czasach gimnazjum trafiłem na grę ryzyko - z dzisiejszej perspektywy nie uznałbym jej za nic rewelacyjnego, ale wówczas pociągała mnie możliwość rozgrywania strategicznego. Zaczęło mnie wciągać na dobre. W czasach licealnych kupiłem już kilka gier. Pamiętam, że to był duży wydatek, ale uznałem, że to najlepsza inwestycja moich szkolnych oszczędności. Spędzałem popołudnia i wyjazdy na grach z kolegami. Ale wówczas to raczej ja byłem inicjatorem.

W jaki sposób udało ci się ich namówić do analogowej rozrywki w cyfrowych czasach?
Wielu moich kolegów było zafascynowanych fantastyką, więc pierwsze gry, które kupiłem, nawiązywały do fantastyki i przygody. Wciągała ich perspektywa międzygalaktycznej wojny. W nowoczesnych grach planszowych są dwie rzeczy, które przyciągają. Pierwszą jest klimat - tu mamy ogromny wybór różnych estetyk i konwencji, które są w stanie uruchomić wyobraźnię. Drugą: mechanika - zestaw zasad, który jest na tyle ciekawy, że każda kolejna partia jest inna od poprzedniej. Mamy sporo różnych decyzji do podjęcia i naprawdę niezłą rozrywkę intelektualną. Gry planszowe potrafią być prawdziwym intelektualnym pojedynkiem.

Tak jak szachy.
Owszem, chociaż w przypadku szachów, komuś, kto ma wiedzę na temat podstawowych kombinacji, łatwo zdominować laika. W grach planszowych niejako wszyscy startują z punktu zero. Wygrywa ten, kto w krótkim czasie zaplanuje lepszą strategię.

Gdy zaczynałeś grać, dobre planszówki pochodziły głównie z importu?
Wtedy w ogóle był duży problem z dostępnością gier, sprzedawało je zaledwie kilka sklepów w Polsce. Większość dostępna była po angielsku, więc znajomość tego języka bardzo się przydała.

Dziś wielbiciele planszówek mają komfortową sytuację.
Wszystko się zmieniło. Prawie wszystkie gry planszowe są wydawane w Polsce przez polskich wydawców i dostępne są wszędzie. Już nie tylko w sklepach internetowych - pojawiło się sporo sklepów stacjonarnych poświęconych grom. Znacznie łatwiej wejść dziś w to hobby.

Tyle że ceny gier planszowych nie odbiegają od cen gier na płycie.
Niektóre są nawet droższe od gier komputerowych! Ludzie często piszą do mnie z pytaniem, co mają kupić. Jestem w stanie doradzić dobrą grę do 30 złotych, 60, 100, 150... Na gry można wydać naprawdę sporo pieniędzy. W przypadku tych z górnych pułapów cenowych dostajemy oczywiście w pakiecie odrobinę luksusu - piękną planszę, figurki i inne elementy.

Kiedy zacząłeś do gier podchodzić poważnie?
Po wyjeździe na studia do Poznania. Poznałem innych ludzi, którzy grali, odnalazłem klub miłośników gier planszowych, zacząłem recenzować gry. Z czasem więc gry stały się poważną częścią mojego życia.

Jak obecnie wygląda twoja kolekcja?
Jakiś czas temu policzyłem i wyszło, że mam obecnie w kolekcji około 200 gier. Byłoby ich znacznie więcej, ale często sprzedaję swoje gry, żeby wszystko mogło się pomieścić na szafkach w salonie.

We wszystkie zdążyłeś zagrać?
Oczywiście, co najmniej kilka razy. Gram w bardzo wiele gier, poznaję do dziesięciu gier w tygodniu. Na moim kanale na YouTube jest 360 filmów z recenzjami gier. Staram się również przy spotkaniach towarzyskich wprowadzać znajomych w nowe gry. Ale gier jest oczywiście za dużo na rynku, żeby poznać je wszystkie. Myślę, że w życiu zagrałem w ponad tysiąc różnych planszówek.

Każdej z tych gier towarzyszy szczegółowa instrukcja. Jak znajdujesz na to czas?
Wystarczy dobrać grę do czasu, który mamy do dyspozycji. Jeśli mamy go niewiele, wybieramy coś, czego można się nauczyć w 10 minut. Oczywiście, nowy gracz nie powinien rozpoczynać od gier z 20-stronicową instrukcją. Lepiej rozpocząć od prostej planszówki, na którą łatwo namówić rodzinę. Trochę bardziej skomplikowane gry wymagają już jednak zaangażowania i czasu. Są wreszcie i takie, w które gram jedynie z doświadczonymi kolegami, bo poziom skomplikowania jest duży. Pamiętam, że jedna z pierwszych gier, która kupiłem, kosztowała 250 zł, a jej instrukcja miała 24 strony po angielsku.

Które gry leżą na twojej najwyższej półce?
Nie zawsze gry najtrudniejsze są grami najlepszymi. Wśród moich ulubionych są zarówno te bardzo trudne, które opanowałem dopiero po kilku rozgrywkach, ale mam też ulubione proste gry, do których można usiąść niemal z biegu. Dlatego w moich videocastach oceniam gry według kategorii.

Czynnik gier uwzględniłeś przy wyborze studiów?
Skończyłem studia z finansów i rachunkowości. Niestety, kierunki związane z projektowaniem gier dopiero niedawno zaczęły pojawiać się na uczelniach. Projektowanie gier, które mnie interesują, jest niszą. Musiałem więc uczyć się na własnych błędach, ale korzystałem garściami z wiedzy matematycznej, do której zawsze mnie ciągnęło. Teraz natomiast studiuję teologię (śmiech).

Spory rozstrzał zainteresowań.
Czuję powołanie do służby w Kościele, być może w przyszłości zostanę pastorem.

I porzucisz gry?
W żadnym wypadku! Na spotkania młodzieżowe w kościele zawsze biorę ze sobą gry. To ułatwia nawiązywanie relacji.

Tych nie brakuje, jeśli sądzić po twojej aktywności w internecie.
Od 5 lat prowadzę blog poświęcony grom. Wróciłem niedawno z targów gier w Essen, gdzie przygotowaliśmy materiały na temat 54 gier, w które udało nam się tam zagrać w ciągu 4 dni.

I tworzysz własne.
Na rynku jest obecnie siedem gier mojego autorstwa.

Jak zacząłeś?
Na pierwszym roku studiów. Stwierdziłem, że czas na coś własnego. Powstała gra, która do tej pory leży w szufladzie (śmiech). Pierwszym projektem, który został wydany to szalone małpy wydane w Treflu, w edycji międzynarodowej wyszedł jako bananas. Później był mercurius - gra o pierwszej, holenderskiej giełdzie na świecie.

I gra poświęcona biblijnemu Nehemiaszowi.
Studiowałem akurat księgę Nehemiasza i stwierdziłem, że to fajny temat na grę. Wpadłem na pomysł ciekawej mechaniki, w której gracze wybierają akcje na kartach. Karty leżą w kolumnach i jedna ma wpływ na drugą. W tej grze jednocześnie rywalizujemy i trochę sobie pomagamy. Zainteresował się tą grą wydawca z Warszawy, dla którego temat był drugoplanowy, ale bardzo spodobała mu się mechanika gry. Mam już parę prototypów kilku innych gier biblijnych w szufladzie. Wierzę, że kiedyś pojawią się na runku.

Na jakie pułapki napotyka twórca gier?
Jest ich kilka. Po pierwsze trudno uwolnić się od inspiracji. Debiutujący projektanci często wymyślają gry podobne do swoich ulubionych. W ten sposób "Osadnicy Catanu" stali się inspiracja dla bardzo wielu innych projektów, w których nie ma nic innowacyjnego. A gra, żeby odniosła sukces, musi się czymś wyróżniać. Druga pułapka to wypuszczenie gry słabo przetestowanej. Autorzy często testują swoje pomysły na małej grupie znajomych, po czym okazuje się, że na rynek trafia produkt zupełnie niedopracowany. Testowanie gry powinno być najdłuższym etapem w jej przygotowaniu. To jest bolesny proces, który skutkuje czasem wyrzuceniem gry do śmieci. Podczas testów wychodzi na jaw wiele błędów. Czasem okazuje się, że któryś z elementów jest kompletnie zbędny, bo nie ma wpływu na tok gry. Innym razem wychwytuje się elementy "niezbalansowane" - wybranie jednej drogi jest ewidentnie korzystniejsze od wybrania innej, co oznacza w praktyce, że gra nie pozostawia uczestnikowi elementu realnej decyzji. Niekiedy zauważa się zbyt dużą losowość gier. Bywa i tak, że projekt, który wydawał się ciekawy, w trakcie gry okazuje się mało innowacyjny, a więc nie wciąga. Gram w bardzo wiele gier, więc szybko dostrzegam te niedociągnięcia. Najczęściej pomysł jest interesujący, ale nie znajduje godnego rozwinięcia.

Jak długo testujesz swoje gry?
W przypadku prostych projektów wystarczą dwa tygodnie. Te bardziej skomplikowane wymagają nawet pół roku na cały proces przygotowań i wprowadzanie poprawek.

Co sprawia, że gra odnosi sukces?
Przede wszystkim dobry pomysł. Znalezienie wydawcy, jeśli taki pomysł jest, nie stanowi dziś większego problemu. Gdy już taki pomysł się pojawi, najlepiej wziąć prototyp gry do klubu miłośników gier planszowych i z różnych perspektyw poddać testom. Nie należy się przy tym zrażać. Na 7 moich gier, które zostały wydane, 30 projektów nie ujrzało półek sklepowych.

Jaki kraj jest mekką planszówek?
Największym rynkiem cały czas jest Europa, a zaraz po niej - Stany Zjednoczone. Mekką są oczywiście Niemcy, gdzie rozpoczęła się moda na nowoczesne gry planszowe, dużo gier sprzedaje się również we Francji, Wielkiej Brytanii i we Włoszech. W USA sprzedają się nieco inne gry, ale też jest to ważne miejsce z naszego punktu widzenia.

Azjaci nie wierzą w gry bez prądu?
Jak najbardziej! Mam nawet w kolekcji kilka gier z Azji. Ale w tamtym obszarze kultura nowoczesnych gier planszowych dopiero się kształtuje.

Z projektowania gier planszowych da się żyć?
Nie ma takiej opcji (śmiech). No chyba, że jesteś również wydawcą. Autorzy gier na całym świecie łączą to zajęcie z inną pracą. Jest może kilka osób, które nie robią niczego innego. Ja podchodzę do tego na luzie, jeśli mam naprawdę dobry pomysł, rozwijam go, ale wiem, że nie będę z tego żył. Ale to mnie bynajmniej nie zniechęca - w przyszłym roku na rynku pojawią się kolejne dwie gry mojego autorstwa.

***
Łukasz Woźniak
Rocznik 1989. Pochodzi z Chojnic, gdzie ukończył I Liceum Ogólnokształcące. Po Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu rozpoczął studia na Wyższym Baptystycznym Seminarium Teologicznym w Warszawie. Prowadzi blog gryplanszowe.net oraz videocast "Gry planszowe u Wookiego" na YouTube.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska