Staruszka mieszka na ostatnim piętrze w jednej z kamienic w centrum miasta. Po tym jak kolejny raz zalało jej mieszkanie, nie wytrzymała i poprosiła o opinię inspektorów.
- Fachowcy uznali, że dach nadaje się do remontu i zobowiązali do tego administrację - twierdzi Eufenia Jurczyk-Janiszewska. Kobieta myślała, że na tym sprawa się zakończy. Tak się jednak nie stało.
Zarządca budynku wezwał ją pisemnie do uregulowania długu, który wynosi ponad 2,5 tysiąca złotych.
Staruszka złapała się za głowę, bo - jak zapewnia - czynsz płaci regularnie. Ma wszystkie rachunki.
- Poza tym, od kilku lat nikt nawet się nie zająknął, że mam jakiekolwiek zaległości - płacze lokatorka. I dodaje, że administracja mści się za wezwanie nadzoru.
Tego samego zdania jest Jerzy Putzan, który pomaga kobiecie uporać się z problemem. - Nie wierzę w zbiegi okoliczności - mówi mężczyzna.
W jaki sposób pojawił się dług?
Otóż, kilka lat temu w górę poszedł czynsz. Pani Eufenia nie była w stanie go płacić, więc ustaliła z właścicielką budynku niższą stawkę. Został o tym poinformowany poprzedni zarządca, który to respektował.
Henryk Soboczyński, obecny gospodarz budynku też otrzymał (ponad 2 lata temu) od pani Eufenii pismo w tej sprawie. Kobieta czekała na odpowiedź. Nie doczekała się, więc uznała, że zarządca przystał na stare stawki.
Dopiero teraz okazało się, że wcale tak nie było. Henryk Soboczyński, tłumaczy, że pani Eufenia otrzymała odpowiedź.
- O tym, że nie zgadzamy się na niższy czynsz, lokatorkę ustnie poinformował jeden z naszych pracowników - przekonuje.
Dlaczego przez dwa lata nie upominał się o należności?
- Kobieta płaciła zaniżony rachunek, ale robiła to regularnie. Dlatego nie podejmowaliśmy żadnych kroków - odpowiada administrator, który twierdzi, że nie mści się na mieszkance kamienicy.
W rozmowie z reporterami "Pomorskiej" zapewnił, ze rozłoży dług pani Eufenii na raty. Na jego spłatę będzie miała półtora roku.
Czytaj e-wydanie »