- Ponieważ Polska przestała być krajem, z którego się wyjeżdża a stała się takim, do którego się wjeżdża i dlatego spodziewamy się, że w najbliższych latach wzrośnie u nas liczba osób z tych państw, w których zapadalność na gruźlicę jest znacznie większa jak choćby z afrykańskich, z Indii czy Ukrainy. Stąd rosnące zagrożenie bardziej powszechnego zakażenia się tą chorobą w Polsce, to znak naszych czasów - argumentuje dr n. med. Adam Nowiński, z Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie, uczestnik 38 Zjazdu Polskiego Towarzystwa Chorób Płuc, który odbył się niedawno w Bydgoszczy.
Według doktora, na gruźlicę trzeba dzisiaj spoglądać globalnie, bo „ jeśli nawet opanuje się ją w Polsce - mając super diagnostykę i dobre metody leczenia – to trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że jest zakaźna i nie da się jej powstrzymać za pomocą granic”.
Przede wszystkim diagnostyka molekularna
Uporczywy kaszel z odkrztuszaniem plwociny, krwioplucie, ból w klatce piersiowej, świszczący oddech, stany podgorączkowe i nawracająca gorączka, spadek masy ciała i duża potliwość, szczególnie w nocy - takie mogą być objawy gruźlicy, które ujawniają się nawet po kilkunastu latach od zakażenia. A dochodzi do niego drogą kropelkową – prątki gruźlicy dostają się do dróg oddechowych, gdy znajdująca się w pobliżu osoba z aktywną chorobą kaszle, kicha, mówi…
- Jeżeli chodzi o metody diagnostyczne w gruźlicy, to mamy podział na te konwencjonalne i wówczas czekamy kilkanaście tygodni na wynik badania mikrobiologicznego oraz diagnostykę molekularną, która identyfikację chorego z gruźlicą skróciła nawet do kilku dni – mówi prof. dr hab. n. med. Ewa Augustynowicz-Kopeć, zastępca dyrektora ds. naukowych Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie. Zgodnie z rekomendacjami WHO – diagnostyka molekularna jest pierwszą metodą, która „musi być stosowana u każdego chorego z podejrzeniem gruźlicy”. Dlaczego? - Ponieważ nowością w metodach molekularnych jest jednoczesna możliwość szybkiego określenia lekooporności prątków, na główne leki przeciwprątkowe – mówi prof. Ewa Augustynowicz-Kopeć, także kierownik Krajowego Referencyjnego Laboratorium Prątka. - W diagnostyce molekularnej, dzięki sieci tych laboratoriów, Polska jest w czołówce ponieważ mamy taki specyficzny aparat, który w materiale od chorego na gruźlicę umożliwia - bezpośrednio - zidentyfikowanie gatunku prątka – dodaje profesor.
Pomaga system wideonadzoru
Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), w 2021 roku na świecie zapadło na gruźlicę 10,6 mln ludzi tj. o 5,8 mln więcej niż w 2020. Z kolei w 2021 roku zmarło na gruźlicę 1,5 mln chorych, w 2019 - 1,4 mln. Natomiast w Polsce, w 2021 roku zarejestrowano 3 704 zachorowania tj. o 316 przypadków więcej, aniżeli w 2020. W 2023 roku - jak podaje Instytut Gruźlicy i Chorób Płuc - 4 231, w tym u 45 dzieci i 60 nastolatków.
- Poniżej 10 przypadków na 100 tysięcy mieszkańców, taka jest zapadalność na gruźlicę w większości krajów europejskich. W Polsce, to około 11 przypadków. Co prawda mamy teraz sytuację stabilną, a w naszym społeczeństwie zanika stygmatyzacja gruźlicy, to jednak jest ona ciągle chorobą ciężką - ocenia dr n. med. Adam Nowiński, według którego dzięki dużemu postępowi, standardowe leczenie gruźlicy skróciło się do 6 miesięcy. - Ale cały czas martwi nas ta oporna na podstawowe leki, której leczenie trwało niekiedy znacznie dłużej – podkreśla.
Natomiast, w każdym przypadku gruźlicy wymagane jest regularne przyjmowanie kilku leków i ścisła współpraca pacjenta z lekarzem. - Chcąc szybciej wypuścić chorego ze szpitala, wprowadziliśmy tzw. system wideonadzoru nad przyjmowaniem leków, który polega na tym, że wychodzi on do domu, a następnie codziennie łączy się z pielęgniarką i pod jej nadzorem połyka tabletki bo chcemy być pewni, że pacjent jest w dobrej formie i nie występują u niego niepożądane działania. A jednocześnie pozwalamy sobie troszkę kontrolować ten proces leczenia, ponieważ jego przerywanie jest czymś, czego naprawdę byśmy nie chcieli – stwierdza doktor.
