Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grzegorz Kaczmarek: - Trzeba ograniczyć konsumpcję i pracę na rzecz czasu dla siebie

Roman Laudański
Roman Laudański
Dr Grzegorz Kaczmarek: -  Jeśli w codziennej praktyce oddalmy się od wartości i zachowań, za którymi tak tęsknimy, trudno czas Świąt uczynić prawdziwie świątecznym.
Dr Grzegorz Kaczmarek: - Jeśli w codziennej praktyce oddalmy się od wartości i zachowań, za którymi tak tęsknimy, trudno czas Świąt uczynić prawdziwie świątecznym. Tomasz Czachorowski
Jesteśmy tak zakręceni, że często nie mamy już czasu ani załadować, ani rozładować tej przysłowiowej taczki i biegniemy z nią bez sensu. Wiemy o tym, ale nie mam pewności czy jesteśmy tego świadomi. Do tego trzeba się zatrzymać, zmienić myślenie, może świadomie ograniczyć konsumpcję i pracę zarobkową na rzecz czasu dla siebie - wyciszenia, spowolnienia, ale i wspólnoty, relacji między nami. Rozmowa z dr. Grzegorzem Kaczmarkiem, socjologiem.

- Ubiegłoroczne święta w zamknięciu, oddaleniu były bardzo trudne, a i tegoroczne nie należały do najłatwiejszych.
- Z moich obserwacji wynika, że spora część osób specjalnie nie zmieniła swoich tradycyjnych zachowań rodzinnych i świątecznych. Na pewno jest wśród nas część bardziej zdyscyplinowana, obawiająca się o zdrowie swoich i bliskich. Pewnie to oni zdecydowali się ograniczyć kontakty, może nawet izolować, w przekonaniu, że w ten sposób chronią starszych rodziców, czy małe dzieci.

- Tegoroczne święta były przereklamowane, nawet kalendarz nam nie sprzyjał. Kto to widział święta w weekend!
- Żyjemy w straszliwie zabieganym świecie, gdzie tęsknimy za każdą chwilą wytchnienia, tak zwanym wolnym czasem, a później, kiedy już go mamy, przeznaczamy go na zakupy, przygotowania świąteczne czy nadrabianie zaległości. Nieprzypadkowo według badań Polacy należą do najbardziej zapracowanych społeczeństw świata! Pracujemy po to, żeby konsumować, zaspokoić coraz bardziej wymyślne potrzeby, a konsumujemy coraz więcej, dlatego musimy na to zapracować. Stąd kierat, w który wpadliśmy.

- Mamy już chyba tego świadomość, ale czego nam brakuje, by osiągnąć równowagę, którą mają np. Skandynawowie?
- Odpowiadając żartobliwie: brakuje nam czasu! Jesteśmy tak zakręceni, że często nie mamy już czasu ani załadować, ani rozładować tej przysłowiowej taczki i biegniemy z nią bez sensu. Wiemy o tym, ale nie mam pewności czy jesteśmy tego świadomi. Do tego trzeba się zatrzymać, zmienić myślenie, może świadomie ograniczyć konsumpcję i pracę zarobkową na rzecz czasu dla siebie - wyciszenia, spowolnienia, ale i wspólnoty, relacji między nami. To chyba niemożliwe w ciągłym biegu i stresie oraz nawykowych zachowaniach. Dlatego tak jest nam trudno się z tego wyrwać… więc utrwalamy ten pośpieszny styl życia. Jego efektem jest wytwarzanie kultury pośpiechu, co przekłada się na rozwiązania organizacyjne, technologiczne i prawne, a tym samym oczekiwania coraz szybszego działania, krótszych terminów, podporządkowania coraz liczniejszym rygorom i normom. Całe zawodowe życie współpracuję z samorządami. W większości urzędów gmin pracownikom przybywa zadań, bo trzeba obsłużyć kolejne projekty, fundusze, sprostać nowym wytycznym i oczekiwaniom. Jest ich coraz więcej, a trzeba je “ogarnąć”, rozliczyć, a każdy wydział, referat i urzędnik ma przecież swój podstawowy zakres obowiązków. W instytucjach samorządowych wciąż przybywa obowiązków, ale nie czasu i przestrzeni organizacyjnej.

- Na dodatek nie przybywa im za to pieniędzy…
- To jeden z aspektów złych rozwiązań organizacyjnych, ale też zawłaszczania przez administrację funkcji, które obywatele i społeczności mogłyby wykonywać samodzielnie. Można zaryzykować stwierdzenie, że nowa biurokracja sama zgotowała sobie ten los. Skutkiem tego urzędnicy coraz częściej pracują kosztem czasu wolnego, życia osobistego i stresu. Ułatwienia technologiczne, komputery, smartfony zwiększają skalę oczekiwać wobec nas wszystkich. Redaktor napisze artykuł nie w trzy dni, ale w trzy godziny, bo przecież programy komputerowe już same je piszą…

- Jakby siedział pan z nami w redakcji! W czasie przedświątecznym szukał pan dobrych wiadomości?
- Jest we mnie, wiec myślę, że i w nas, głód dobrych informacji. Ale to przede wszystkim praca z własnymi myślami oraz uważności, by dostrzegać urodę życia, piękno świata i dobroć ludzi. Nasiąkamy informacjami na temat zagrożeń, inflacji, katastrof i ludzkich niegodziwości. W świątecznej gazetce o metropolitalnej Bydgoszczy, wśród najważniejszych wydarzeń, czyli „czym żyliśmy w 2021 roku” wylicza się: zerwanie umowy z firmą, która nie radziła sobie z odbiorem śmieci, ustąpienie, w atmosferze skandalu, biskupa Tyrawy, zamknięcie feralnego mostu Uniwersyteckiego, unieważnieniu przetargów na budowę drogi S10, zapowiedź podwyżki cen biletów komunikacji miejskiej i opłat za parkowanie….

- Czyli złe wiadomości gonią nas nie tylko w wymiarze krajowym, ale także lokalnym.
- W tej wyliczance znalazłem tylko dwie dobre wiadomości: medale olimpijskie dla Bydgoszczy oraz lokalny polityk znęcający się nad żoną wreszcie trafił do więzienia… i jeszcze rozpoczęcie budowy mostu Kazimierza Wielkiego, ale nie brzmi to dobrze w kontekście niedawno zamkniętego mostu i problemów z Wiaduktami Warszawskimi.

- Po prostu nie mamy w Bydgoszczy szczęścia do mostów!
- I zrobiła się nam miejska, a może i narodowa alegoria…. Potrzebujemy i dobrych mostów, i dobrych wiadomości. Uważam, że ich podstawą są dobre relacje – bardzo zaniedbane i sponiewierane - zwłaszcza w przestrzeni zbiorowej. Musimy je uzdrowić. Pracuję nad tym: gdy ktoś mnie pyta: a co u pana słychać, to odpowiadam: same dobre rzeczy! Staram się słuchać dobrych wiadomości, by nie przesiąkać złymi, stresującymi. Idzie mi opornie, nie jest łatwo, ale wciąż próbuję, by nie zgorzknieć.

- Tylko dziennie umiera nieprawdopodobna liczba Polaków. Tylu nie umierało od II wojny światowej! Tysiące się zakażają, a żyjemy jakby nic się złego nie działo. Nawet rząd nie sprawia wrażenia, że się tym przejmuje.
- To nie przypadek, że dzieje się to w Polsce. Przecież od pokoleń wmawia się nam, że jesteśmy wyjątkowi, że sama opatrzność czuwa nad nami i to w szczególny sposób, więc nie musimy już być sami odpowiedzialni zwłaszcza w tak fundamentalnych kwestiach jak życie zdrowie, szczęście, powodzenie – fart. Od lat w badaniach deklarujemy, że wierzymy w opatrzność, w los, ale też układy i znajomości, a znacznie rzadziej czujemy się sprawcami tego, co nam się zdarza i jak żyje. Dotyczy to własnego życia, ale i sfery publicznej. Najnowsze badania pokazują, że tę obojętność i fatalizm przenosimy też na innych, zwłaszcza „obcych”. Zdumiewające, że takie postawy w wyraźnie wyższym stopniu cechują zdeklarowanych Polaków - katolików. Zreformowany Kościół przenosi tę odpowiedzialność na każdego z nas, ale i w Kościele katolickim nawołuje do tego papież Franciszek. Jednak chyba większość z nas ciągle tkwi w feudalnej mentalności, która potrzebuje pana, który za nas decyduje i myśli, a więc jest odpowiedzialny. I wielu jest z tym dobrze i zapewne wygodnie.

- Jeśli codzienność tak nam skrzeczy, to może w sprawach duchowych święta naładowały nam akumulatory?
- To się samo nie ładuje, trzeba się podłączyć! Trzeba wejść w energię dobrych relacji i wiadomości. Ale jeśli przez cały rok ładujemy się śmieciami – w każdym tego słowa znaczeniu, a elity i media serwują nam to, co serwują, to skąd mamy brać czystą energię? Chyba też zapomnieliśmy praw fizyki: by brać energię trzeba ją wpierw wytwarzać! Jeśli w codziennej praktyce oddalamy się od wartości i zachowań, za którymi tak tęsknimy, trudno czas świąt uczynić prawdziwie świątecznym.

- Jak żyć szczęśliwie z nadzieją nawet w czasach zarazy?
- Wierzę, że większość chorób, oprócz tego, że rodzi cierpienie i karmi się lękiem jest zarazem szansą na wyzdrowienie i zrozumienie. To trudna prawda, bo jak każda szansa oznacza często konieczność decyzji, możliwość wyboru i tym samym odpowiedzialność. By temu podołać trzeba umacniać się samemu, budować odporność opartą na osobistej odpowiedzialności. Żadne szczepienia nie będą trwale skuteczne, jeśli nie wzmocnimy tak ugruntowanej własnej odporności. Nie tylko biologicznej, ale tej psychicznej i społecznej. A z tym wiąże się odpowiedzialność i troska nie tylko za siebie, za swoje zdrowie, ale i zdrowie wspólnoty – zdrowie społeczne. Tu mamy dużo do zrobienia. Najprościej zacząć od siebie i najbliższych naszych relacji z bliźnimi. Niekoniecznie w formie noworocznych zobowiązań, ale jeśli to zadziała? Zaprawdę będziemy szczęśliwi!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska