https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Guten Tag, Herr Grass

Agnieszka Szynkowska [email protected]
Günter Grass odpowiadał na pytania polskiej i niemieckiej młodzieży. Mówił o literaturze, polityce, gospodarce. Znalazł też chwilę na rozmowę w cztery oczy.
Günter Grass odpowiadał na pytania polskiej i niemieckiej młodzieży. Mówił o literaturze, polityce, gospodarce. Znalazł też chwilę na rozmowę w cztery oczy. fot. Jacek Knychała
Dzień dobry, panie Grass. Mam na imię Łukasz i jestem studentem z Polski.

Chciałbym zapytać o... Ale to było już na samym spotkaniu w lubeckim gimnazjum. Pytali młodzi Polacy i niemieccy licealiści. A przed...

Północ. Dokładnie północ. Jak to będzie po niemiecku? Mitternacht. Teraz trzeba się przestawić na Deutsch, niemiecki, bo jedziemy do Lubeki. Kilkunastu studentów siedzi w autobusie. Jadą na spotkanie z noblistą, gdańszczaninem, Kaszubem, osiemdziesięcioletnim pisarzem. Günterem Grassem.

W autobusie, jadą...

Jedzie drobna Natalia, Anita, wysoki Emil. I wykolczykowana Ania, i szczupły Łukasz też. Oni oraz reszta, razem kilkunastu słuchaczy Nauczycielskiego Kolegium Języków Obcych przy ulicy Dworcowej w Bydgoszczy, tworzą studencką grupę teatralną "Studentenfutter".

Razem z nimi jedzie też Hanna Gruszczyńska, nauczycielka literatury niemieckiej i Uli Happe, niemiecki lektor. Uli od kilku lat pracował nad ludźmi Grassa, aż w końcu udało się załatwić spotkanie. A Hania napisała na podstawie dwóch opowiadań i powieści Heinricha Bölla sztukę teatralną "Sami outsiderzy". Tę, którą wystawią nobliście.

- To próba refleksji o wyborach. Wierność ideałom, bezkompromisowość, życie dalekie od wyścigu szczurów, rezygnacja z tej gonitwy - to one stawiają bohaterów sztuki na marginesie społeczeństwa zachłyśniętego konsumpcją. Ale to także właśnie oni zwyciężają, bo zachowują wolność i ideały, ponieważ realizują swoje marzenia o harmonii bytu - tłumaczy Hania.

Jak sztuka to sztuka

Więc jest bogaty biznesmen z Kolonii, dla którego pieniądze są najważniejsze. Mysli sobie: one mogą rozwiązać każdy problem. Ma dwie asystentki, wyszminkowane, na wysokich obcasach, z krawatami pod szyją. Podchodzą do rybaka, bogacz go szturcha i rybak się budzi. I od razu dostaje dobrą radę, co zrobić, żeby jego rybny interes się rozwinął. Ale on tego nie potrzebuje. Jest szczęśliwy. Po prostu.

Biznesmen idzie na dworzec. Na skrzyni siedzi clown w spranej koszuli, byle jakich spodniach, z butelką wina. To syn bogacza. Sam wybrał takie życie, mieszkanie na dworcu. Teraz zbiera chwile, wspomnienia, mówi.
- Wróć do domu - prosi ojciec.
- Kiedy potrzebowałem ciebie, nie pomogłeś mi. Nie chcę wracać, jestem tu szczęśliwy.

Biznesmen spotyka jeszcze profesora. Wysokiego, szczupłego, z muchą pod szyją, teczką pod pachą i przylizanymi na bok włosami. Karierowicza, który poświęcił wszystko dla nauki. Rozpacza, bo opuścił go uczeń.
- Ta sztuka to triumf jednostki, outsiderów, takich jak rybak czy clown. Wybrali własną drogę i są zadowoleni. A nie ci dorobkiewicze, którzy mają tylko pieniądze - tłumaczy Karolina Landowska, w sztuce jedna z astystentek.

Trema? Taka sobie

Słuchacze musieli nauczyć się kilku zdań w języku niemieckim na pamieć. Ale w literackiej niemczyźnie. A to już nie jakieś tam wie geht es dir, jak się masz. To już prawdziwa literatura. Przez ponad miesiąc wkuwali swoje role. Pracowali nad językiem twardym, szczypiącym, poprawnym. Entwicklung, entwicklung, rozwój, powtarza Emil. Katholik, woła ktoś inny. Trudne słowo, bo akcent jest nad "i", a nie nad "o".

Denerwujecie się?
No trochę na pewno, mówią. To przecież występ przed noblistą.
Ale tych nerwów nie widać. Uśmiechają się, żartują, zjedzą coś słokiego, pośpiewają, przejdą się po mieście. Bo właściwie to jeszcze nie wiadomo, czy ten Grass przyjedzie. Chcielibyśmy, ta wyprawa to przecież dla niego, mówią. Ale przedstawienie wystawiają też dla siebie i dla pani Gruszczyńskiej. I to w razie czego już starczy.
A w ogóle jak rozmawiają, to po niemiecku. Nie muszą, nikt im nie każe, nie naciska, to nie lekcja. Ale się zawzięli.

Wieczór przed - próba

Lubeka, Lübeck. Zaraz będzie próba. Najpierw w salce przy hotelu, na scenie, potem na dworze, przy moście. Co rusz wybuchają śmiechem, ale nie jest źle. Tylko końcówka przedstawienia nie wychodzi jeszcze najlepiej.
Mały Niemiec, Hans, Helmut albo Dieter, przyczepił się do schodów kilka kroków od sceny i obserwuje. Chyba mu się ta sztuka podoba, bo nie ma zamiaru odejść. Ale aktorzy muszą odpocząć, bo jutro spotkanie z noblistą.

Bije im brawo

Lubeckie gimnazjum. Wielkie, olbrzymie. Ma nawet własną salę teatralną - ze sceną. Kilka minut na próbę generalną. Ale teraz już nie jest tak łatwo. Stres w końcu dogonił aktorów. Wszystko idzie nieźle, ale sam koniec przedstawienia cały czas nie jest najlepszy. Kiedy dziewczyny wbiegają na scenę w podskokach, coś im nie wychodzi, nie potrafią się zgrać z resztą aktorów. I ten ukłon na końcu trochę nierówny.

A sala jest pełna młodych Niemców. Oni też przyszli na spotkanie z Grassem. No i zobaczą przedstawienie. A co jak polski niemiecki nie będzie najlepszy? A jak nie zrozumieją albo nie będą się śmiać w tych miejscach, w których powinni? To wszystko nazywa się trema.
Szepty ustają, wszyscy biją brawo, a Niemcy gwiżdżą. To wchodzi Grass. Niski, uśmiechnięty starszy pan. Sympatyczny. Siada w pierwszym rzędzie, kładzie sobie teczkę na kolana. Przedstawienie czas zacząć.
Pisarz się śmieje. Pisarz bije im brawo.

Teraz rozmowa. Pytają studenci z Polski i niemieccy uczniowie. O literaturę i życie innego niemieckiego noblisty, Heinricha Bolla. I jeszcze: - Co pan myśli o globalizacji? A co o stosunkach polsko - niemieckich? A Unia Europejska?
Günter Grass słucha patrząc w oczy, czasem prosi o powtórzenie. Cieszę się, że Polska jest w Unii Europejskiej, mówił. Martwi mnie tylko podejście do spraw socjalnych. Wszyscy mówią o gospodarce, a o najbiedniejszych ludziach prawie nikt. Polską rządzą bliźniacy. Oby jak najkrócej.
Autografów wielki pisarz nie rozda, bo już go zabierają studentom. Ale ktoś zbierze książki i po kilku godzinach dostaną je z powrotem z podpisem Grassa.
Studentom Herr Günter się spodobał. Sabina Senger: - Sympatyczny, witalny jak na swój wiek i wielki, jako człowiek. Nie zmieniłam o nim zdania.

Agnieszka Szynkowska [email protected]

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska