Każdy zna Harry’ego Pottera. Czarodzieja i jego magicznego świata można nie lubić, ale trudno spotkać jeszcze kogoś, kto nie słyszał tego nazwiska. Faktem jest jednak, że Pottera lubią miliony ludzi i wszyscy oni mają teraz najszczęśliwsze chwile od lat. Ukazała się bowiem ósma część potterowskiej sagi - „Harry Potter and the Cursed Child” („Harry Potter i przeklęte dziecko”).

Jest jednak jeden haczyk. Książka "Harry Potter i przeklęte dziecko" nie jest powieścią napisaną przez J.K. Rowling, jak poprzednie siedem części. Teraz dostaliśmy coś innego - spektakl wystawiany na deskach Palace Theatre w Londynie oraz książkowy zapis treści sztuki. Wszystko jednak odbywa się pod patronatem słynnej autorki. To ona stworzyła opowieść o kolejnych losach Harry’ego, Rona, Hermiony, Ginny i Draco Malfoya - starszych o dziewiętnaście lat statecznych małżonków i rodziców. Ale czy na pewno aż tak statecznych? To się okaże.
Ósma nietypowa część zaczyna się tam, gdzie zakończyła siódma - na peronie, na którym Harry żegna swojego drugiego syna Albusa Severusa, który po raz pierwszy wsiada do pociągu Ekspres Hogwart i jedzie do Szkoły Magii i Czarodziejstwa. I to właśnie na ich relacji skupia się „Harry Potter i przeklęte dziecko”. Okazuje się bowiem, że Harry ma spore problemy rodzicielskie. Do tego mały Albus Severus nie radzi sobie z byciem synem sławnego ojca i zaczyna się buntować. A jednym z przejawów tego buntu jest wielka przyjaźń ze Scorpiusem, pierworodnym synem Draco Malfoya, czyli zażartego wroga Harry’ego z czasów młodości.
Spektakl bije rekordy popularności i zbiera świetne recenzje, książka rozeszła się w 4 mln egzemplarzy w Wielkiej Brytanii, USA i Kanadzie.
Polacy muszą jeszcze trochę poczekać. Polska premiera dramatu odbędzie się 22 października. A potem zostaje nam marzyć, że kiedyś trafi do nas też sztuka teatralna.
