Niedzielna paranoja. Zjawisko niedzielnych Klientów działa chyba tak samo jak zjawisko niedzielnych kierowców.
Czytaj też: Klient nasz partner! Kasjerzy nie chcą za darmo pieniędzy z MOPS, więc idą do marketu
Wylegują z domów w niedzielę
- dzień święty najlepiej święcić w marketach i niechaj sprzedawcy wszelakiej maści mają się na baczności! Nie ma reguły gdzie pracujesz. No... chyba, że to Casto, która to ma niesamowitą opinię, zakrawającą już nawet o mitologię nowożytną... dopóki Klient osobiście tam nie podjedzie; wtedy okazuje się, że market jak każdy inny, tyle, że większa powierzchnia i więcej zatrudnionych ludzi, którzy również czarować nie potrafią - Copperfield to w Ameryce! Obi w niedzielę ma u nas najgorzej. Zachciało się im stawiać blaszaną budę zaraz obok Galerii Pomorskiej, nowo powstałego CH Batory i bożyszcze mężczyzn: giełdę samochodową, połączoną z giełdą... hmmmm części samochodowych i dziwności wszelakich.
Tyrady kończą się dopiero wtedy kiedy sprzedawca ma zejście
Potoki ludzi (chociaż ostatnimi czasy bardziej strumyczki) zalewających market, zadających uciążliwe pytania, psujących, kradnących, brudzących, które absolutnie nie przelewają się na wyniki finansowe jednostki (skąd wiem? kumple!).
Te ostatnie to dość dobry opis niedzielnych Klientów. Charakterystyka: wpadają, wszystko chcą szybko, mimo, że potrafią na jedną płytkę gapić się pół godziny, sprzedawca ma się najlepiej teleportować, wcześniej wyczytawszy telepatycznie Klientowi w myślach, że ten już chce konsultacji; zadają nieskończoną ilość dziwnych pytań, mając przy tym rozgniewane miny, kiedy to my zapytamy o coś faktycznie ważnego; ich tyrady kończą się dopiero wtedy kiedy sprzedawca ma zejście, tudzież chwilkę przed tym; nigdy nie finalizują swoich zakupów przy kasie, twierdząc, że z nowo nabytą wiedzą muszą przeanalizować jeszcze, czy potrzebne im są papucie, czy może nowa kanapa...
Czasami z niemocy sprzedawca musi na chwilkę zejść z sali, wypić meliskę, żeby nie wylądować z żółtymi papierami, w pobliskim zakładzie dla obłąkanych.
Na bezczelność i chamstwo naszych Klientów czasami zda się dobry tekst i taki ostatnio usłyszałem: "Ja bym Panu powiedziała, co o tym myślę, ale mi nie wolno", ale wydaje mi się, że to taka woda na młyn... bo cham, chamem pozostanie, a tylko się upewni w tym, że nam nie wolno powiedzieć o tym, że chamem jest.
Hrabina szuka tylko zaczepki i jak hiena czeka na padlinę
- To jest absurdalne! Jak możecie nie mieć półokrągłych kabin 80?! - Wykrzyczała mi dzisiaj pewna hrabina "bom jest pan i władca". Uśmiechnąwszy się uprzejmie (oj tak! jestem cudownym aktorem!) wyjaśniłem, że w sumie to kwadratowa jest bardziej przestrzenna [dopisek na MM: kabiny 80 półokrągłe są bardzo rzadko sprzedającym się towarem, częściej od nich sprzedają się 70 kwadratowe i kabiny parowe - sklep to nie instytucja charytatywna, handluje tym, co przynosi zysk! A co więcej sprzedawca nic nie może na to poradzić. NIC!]
- No dobra, dobra. To proszę mi pokazać te 80 kwadratowe. - zrazu przedstawiłem Pani hrabinie szanownej kabiny Pico, Alaskę, oraz Kalifornię. Szanowna Pani hrabina na Pico w ogóle nie spojrzała, Alaskę też minęła, a przy Kaliforni ryknęła na mnie:
- Co to jest? To absurd! Co to jest? Tor przeszkód?
Najpierw pani hrabiny nie zrozumiałem, po chwili zajarzyłem, że moja odpowiedź powinna brzmieć: "nie to jest droga pani wysoki brodzik". Niestety, kiedy dotarło do mnie, że hrabina szuka tylko zaczepki i jak hiena czeka na padlinę, tak ona czeka aż ja się wkurw... Masochistka jakaś czy co do cholery?!
- Pan to jakiś nierozgarnięty jest i nie wie Pan co Pan ma na dziale - kontynuuje zaczepki.
- Nie sądzę.
- To ja Pana teraz zagnę i się Pan zdziwi! - niemal pluje jadem. Chyba myśli, że nawet gdyby mnie zagięła, to może ja tutaj się załamię, będę błagał o litość o przebaczenie... nie wiem może myślała, że sobie harakiri pyknę? Ale ja wiem, że ja jestem tylko człowiekiem i jak każdy inny człowiek pomylić się mogę, wiem również to, że przy wykryciu pomyłki najczęściej drugi raz jej nie powtórzę. Prowadzi mnie więc pani szanowna na szczyt regału i wskazuje półokrągłą kabinę z brązowym szkłem - widać obejrzeli już wszystkie kabiny, być może rozmiarów nie dostrzegli - wszystkie zgodnie ze standardami są wywieszone przy cenie z informacjami n/t kabiny - a może po prostu chcieli się wyżyć.
Wypruty z resztek uprzejmości:
- No i co?
- No i nie ma osiemdziesiątek półokrągłych - przedrzeźnia mnie.
- No nie ma. Nie handlujemy.
- A to?
- To jest proszę Panią 90. Pokazałem Pani 80 kwadratowe, półokrągłe być może uda nam się sprowadzić dla Państwa.
- To jest absurd! A Pan jest bezczelny - warknęła i poszła. Ja tym czasem cały chodziłem. Mogłem już zdjąć maskę. Nie wiem po co w ogóle się do nich uśmiechałem i po co mówiłem uprzejmym tonem. Gdybym tylko mógł powiedziałbym co o niej myślę. Miałem ochotę wrzasnąć, ale podszedłem tylko do kolegi i powiedziałem, że chyba dzisiaj popier*oliło ludzi.
Wczoraj kibelki były, ale dziś już nie ma
Było dzisiaj tego więcej, w tym kolejna kobiecina, która miała pretensje do wszystkich, prócz do siebie. Wczoraj kibelki były, dzisiaj już nie. Oczywiście, że to wina sklepu, że nie miał wystarczającego zapasu, ale nie oszukujmy się, zabrakło nam tylko gówna za 158zł - najtańszego chinola. Reszta kompaktów była, a jak już wspominałem Copperfield to w Ameryce. Ja kiedyś chciałem kupić noże... powiedzmy, że w Biedronce. Nie miałem kasy, więc wróciłem na następny dzień. Noży już nie było. Nie wyobrażam sobie sceny na której ja terroryzuje niczego winnego pracownika Biedronki za to, że byłem gapą i kasy nie wziąłem.
Wesołego jajka ;P
Czytaj też: Klient nasz... cham. Solidarność internautów po wstrząsającym liście kasjera z hipermarketu (wideo)