Do Gdańska na rozprawę w Sądzie Apelacyjnym delegacja Stowarzyszenia Poszkodowanych przez Jantur Spółkę z o.o. w Nieszawie (upadłą) jechała w minorowych nastrojach. Nie bardzo liczono na wyrok, jaki ostatecznie zapadł, choć w głębi duszy od dawna takiego sobie życzyli: żeby ci, którzy puścili z torbami wielu gospodarzy i doprowadzili kilka rodzin do tragedii, oglądali świat zza krat. Tak będzie. Sąd Apelacyjny utrzymał w mocy wyrok Sądu Okręgowego we Włocławku, a ten mówi o łącznej karze po 7 lat pozbawienia wolności dla Romana Ch. (prezesa zarządu spółki) i jego brata Krzysztofa Ch. (wiceprezesa), symbolicznych grzywnach po 2,5 tys. złotych, naprawieniu krzywd, zakazie zasiadania w zarządach i radach spółek przez 5 lat.
Trzecią z osób oskarżonych w tej sprawie - Jolanta O., główną księgową w Janturze - Sąd Okręgowy we Włocławku uniewinnił z zarzutu świadomego udziału w procederze oszustwa, dowodząc że była tylko pracownikiem, wykonującym polecenia prezesów. Wziął też pod uwagę poważną chorobę oskarżonej. Zapłacić miała jedynie 2,5 tys. zł grzywny, bowiem winna jest fałszowania dokumentacji księgowej, do czego się przyznała. Ale Sąd Apelacyjny zarzut o współudziale w oszustwach nakazał rozpatrzyć ponownie i ostatecznie nie wiadomo, czy nie będzie dodatkowej kary.
Przeczytaj też: Od czego jest zależna podwyżka emerytury rolniczej?
Do ponownego rozpatrzenia w sądzie niższej instancji Sąd Apelacyjny w Gdańsku zwrócił też sprawę niewywiązywania się z obowiązku płacenia składek ZUS tytułu ubezpieczenia zdrowotnego oraz na rzecz Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Ten zarzut został wyłączony z „pakietów” zarzutów postawionych prezesowi i wiceprezesowi jako nie mający nic wspólnego z rolnikami.
Jak to się zaczęło?
Rodzinna spółka Jantur skupowała zboże, płacąc nieco więcej niż inni odbiorcy. Potrzebowała ziarno do swojej gorzelni i na mąkę do młyna należącego do rodziny. Jednym dostawcom płacono niemal od ręki, inni zostawiali zboże, dostawali kwit i zgłaszali się po pieniądze po jakimś czasie. Pod koniec 2008 roku coraz częściej rolnicy musieli zadowolić się kwitkiem, bo pieniędzy nie było. W Janturze stwarzano wrażenie, że wszystko idzie dobrze, firma ma się doskonale, jest chwilowa finansowa „zadyszka”, ale pieniądze rolnicy dostaną. Czas uciekał, pieniędzy nie było. Gdy na Pomorzu i Kujawach rolnicy protestowali, czekając na swoje należności, przedstawiciele Janturu jeździli po Polsce i namawiali producentów zbóż, by ziarno przywozili do nieszawskiej spółki, mamili niezorientowanych w sytuacji dobrą ceną, wysyłano po zboże własny transport.
W 2010 roku wyszło na jaw, że spółka jest bankrutem, a według audytu przeprowadzonego przez biegłe Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego powinna upaść kilka lat wcześniej. Upadła w 2012 roku. Według akt sądowych 667 rolników czeka na ponad 21 mln złotych należności. Jedni na 2-3 tysiące, inni kilka, kilkadziesiąt tysięcy, jeszcze inni na kilkaset tysięcy, a nawet ponad milion złotych. - Nie ma zboża, nie ma przetworów zbożowych, nie ma dowodów sprzedaży ziarna, nie ma pieniędzy - punktował na rozprawie apelacyjnej mec. Jacek Zagajewski, pełnomocnik pokrzywdzonych rolników.
Przeczytaj też: U gospodarzy z Silna. Nie zrezygnowali z owiec, ale mają i inne zwierzęta
- Złodzieje poukrywali te pieniądze, rozpisali na dzieci. Chodzą i się z nas śmieją, a księgowa ciężko ponoć chora od razu po wyroku włocławskiego sądu cudownie ozdrowiała i pracuje w dawnej gorzelni - mówili w Sądzie Apelacyjnym Gdańsku pokrzywdzeni gospodarze, będący jednocześnie oskarżycielami posiłkowymi.
Satysfakcja z goryczką
Apelację od wyroku Sądu Okręgowego we Włocławku złożyli obrońcy całej trójki oskarżonych, domagając się uniewinnienia albo minimalnej kary. Apelował także prokurator Janusz Bogacz z Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy, by ukarać główną księgową za pomoc w oszukiwaniu rolników. Po rozprawie rolnicy dziękowali mu za doprowadzenie do oczekiwanego przez nich finału. Wyrok jest prawomocny.
- Sprawiedliwości stało się zadość - nie ukrywa satysfakcji Andrzej Sobociński, jeden z poszkodowanych rolników. Wtórują mu inni. - Ale czy zobaczymy kiedyś nasze pieniądze? - pytają gospodarze. Nie potrafią odpowiedzić sobie na to pytanie.