https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Historyczna rekonstrukcja czy polityczny happening? [wideo]

Hanka Sowińska [email protected] 52 326 31 33 Maciej Kulesza, MM Bydgoszcz
historyczną zagłuszarkę.
historyczną zagłuszarkę. Paweł Skraba
Za pieniądze bydgoskich podatników spalono m.in. współcześnie ukazujące się gazety.

Bydgoszczanie po raz 55. spalili "zagłuszarkę"

Miało być: przypomnienie bydgoskiego buntu, którego finałem było zniszczenie znienawidzonej "zagłuszaczki". A było: palenie współczesnych gazet. Do ognia poszła też "Pomorska".

18 listopada 1956 roku bydgoszczanie spalili na Wzgórzu Dąbrowskiego urządzenia zagłuszające audycje radiowe, w tym programy Radia Wolna Europa i innych stacji wolnego świata. W manifestacji przeciwko władzy komunistycznej wzięły udział setki osób.

Przeczytaj także: Bydgoski Marsz Niepodległości za nami [zdjęcia, wideo]

Do dziś zagadką pozostaje, w jaki sposób milicja, w bardzo krótkim czasie ustaliła nazwiska przywódców rewolty. Kilkunastu stanęło przed sądem (proces w trybie przyspieszonym odbył się w styczniu 1957 r.). Zapadły wyroki, stosowne do zalecenia Władysława Gomułki, który na wieść o bydgoskich wydarzeniach powiedział: "Przykładnie ukarać!"

Kilkanaście osób skazano na kary więzienia (najwyższy wyrok - 6 lat - otrzymał Tadeusz Gulcz). Sądy III RP odmówiły skazanym rehabilitacji.

O wydarzeniach sprzed 55 lat przypomniano w piątek (18 listopada), na uroczystej sesji, podczas której wręczono Medale Prezydenta Bydgoszczy trzem uczestnikom (dwóm pośmiertnie). Otwarto też wystawę, przygotowaną przez dr. Marka Szymaniaka z bydgoskiej Delegatury IPN.

W sobotę, na Wzgórzu Dąbrowskiego, tam, gdzie 55 lat temu bydgoszczanie spalili zagłuszarkę miała się odbyć - wedle oficjalnych zapowiedzi - rekonstrukcja wydarzeń Bydgoskiego Listopada 1956. Przy fundamencie, na którym stał maszt spotkało się kilkadziesiąt osób, w tym również naoczni świadkowie wydarzeń. - Miałem wtedy 14 lat - wspominał jeden z uczestników. - Pamiętam jak ktoś rzucił hasło, aby przewrócić wysoki płot z drutem kolczastym. Jak go pchnęli, to się położył, następnie zaczęto podpalać ten maszt.

Maciej Różycki i Piotr Zaporowicz, autorzy scenariusza rekonstrukcji, który od początku zawierał elementy happeningu, rozsyłając zaproszenia poprosili widzów, by przynieśli ze sobą rekwizyty, symbolizujące ich zniewolenie w różnych wymiarach - społecznym, rodzinnym, indywidualnym.

- Ludzie przynieśli gazety. Nie mogliśmy im tego zabronić - mówi Maciej Różycki. Przygotowana na tę okoliczność instalacja (kukła) spłonęła wraz z egzemplarzami gazet ogólnopolskich i lokalnych ("Gazeta Wyborcza","Pomorska"), kartkami zawierającymi nazwy jednej ze stacji telewizyjnych i gazetkami reklamowymi.

Maciej Różycki: - Kiedy instalacja płonęła śpiewaliśmy m.in. "Rotę" i "Hymn". Ludzie mówili, że to co zobaczyli, oddało ducha i atmosferę sprzed 55 lat. Podkreślali, że ogień ma wartość oczyszczającą. Dla mnie te słowa były najlepszą recenzją. Też uważam, że w sferze emocji ta rekonstrukcja była udana.

Komentarz autora:
Pomysł, by przy okazji obchodów rocznicy jednego z najważniejszych wydarzeń w powojennej historii miasta umożliwić widzom udział w swoistym katharsis, wydaje się chybiony. Stworzono okazję, która została wykorzystana nie do oczyszczenia sumienia, tylko publicznej, politycznej manifestacji. Również do załatwienia osobistych porachunków.

Czytaj e-wydanie »

Komentarze 25

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

Ż
Życzliwy, naprawdę
Dziennikarze z tej akcji powinni się tylko cieszyć, bez wkładania własnych środków na badania poznali opinie części czytelników. Rady dla Pomorskiej: ZAMIESZCZAJCIE ZAPOWIEDZI WSZYSTKIEGO CO SIĘ DZIEJE I RELACJE, A NIE TYLKO Z NURTU ZWANEGO POLITYCZNIE POPRAWNYM, NO I NIE MOŻE BYĆ TAK, ŻE ROBICIE MATERIAŁ HISTORYCZNY ZAPRASZACIE DZIAŁACZY WIELKIEJ SOLIDARNOŚCI, A POTEM OKAZUJE SIĘ, ŻE JEDNYM Z PRZEPROWADZAJĄCYCH, GO JEST REDAKTOR, KTÓRY W STANIE WOJENNYM OCZERNIAŁ, OPLUWAŁ TYCH WŁAŚNIE LUDZI. Jeżeli nie chcecie czy nie możecie zwolnić komunistycznych redaktorów, to niech przynajmniej nie zajmują się historia czy polityką, bo są nie wiarygodni, mogą przecież pisać np. o wypadkach drogowy, koncertach i wielu innych rzeczach.
M
Malina
Brawo Bydgoszcz! Bardzo ładna akcja. Dziennikarze, powinniście się cieszyć, że czytelnicy tak żywo reagują na waszą twórczość.
k
katarzynaB
Akcja piękna warta naśladowania uczcie się od Bydgoszczan jak obchodzić święta inaczej , ale w dobrym stylu.
t
tama
dlaczego te media piszą tylko o tym co najwygodnijesze rządzącym? dlaczego pozbawiły głosu sporą część społeczeństwa i poniżają ludzi? może w imię strachu o własne stołki i zaciągnięte kredyty państwa redaktorów? tylko dlaczego kosztem masy ludzi.

hapening realistyczny i zaskakujący część "słusznej" zawsze prasy...nasze uznanie "vox populi"...
t
trik
Platforma dała 4,5 tys. na palenie jej ulubionej gazety, NIE WIERZĘ! A co do palenia dziennikarzy, póki co to wielu z nich podżega do nienawiści, czy nawet łamania prawa. Sam słyszałem 11 listopada jak radiowa "trójka" wzywała do zablokowania legalnej manifestacji.
a
andino
Do tego happeningu miasto dołożyło 4,5 tys. zł.
To niby niewiele, ale za te pieniądze można by np. wykupić kilkaset obiadów dla biednych dzieci.
Niech ci ludzie robią happeningi - ale za swoje.
Dziś palą gazety a jutro będą bić dziennikarzy...
d
dziennikarze też się boją
dlaczego te media piszą tylko o tym co najwygodnijesze rządzącym? dlaczego pozbawiły głosu sporą część społeczeństwa i poniżają ludzi? może w imię strachu o własne stołki i zaciągnięte kredyty państwa redaktorów? tylko dlaczego kosztem masy ludzi.

Bo to są też ludzie i też się boją. Ubywa posad dla dziennikarzy w mediach, więć trza dostosować się do "zaPOtrzebowania", a wiadomo, że najlepszym reklamodawcą są instytucje państwowe - wiadomo w czyich rękach.
K
Karol
Wspaniała akcja, niesamowity nastruj gratulacje dla organizatorów, nie chciało mi się wychodzić zdomu bo zimniśko, ale nazwisko Frelichowskiego na ulotkach, zdopingowało mnie i nie żałuję. Gratuluję też Pomrskie uczciwej relacji, z komentarzem się noie zgadzam, ale tego czego oczekujemy od mediów to prawdy, w ocenach możemy się różnic.
v
vox populi
Palenie gazet i kurtek z logo stacji telewizyjnej to przejaw wolności słowa? Nie dorosłeś do demokracji

dlaczego te media piszą tylko o tym co najwygodnijesze rządzącym? dlaczego pozbawiły głosu sporą część społeczeństwa i poniżają ludzi? może w imię strachu o własne stołki i zaciągnięte kredyty państwa redaktorów? tylko dlaczego kosztem masy ludzi.
P
Piotr
Marek Baterowicz z Austrralii

ANTONI KOCJAN – as wywiadu

Wiemy jak ogromny był wkład Polaków w zwycięstwo nad hitlerowską Rzeszą. Polscy matematycy złamali kod Enigmy, a dostarczone Anglikom dane przyczyniły się walnie do penetrowania planów wroga. Polscy lotnicy wygrali bitwę powietrzną o Anglię, co przyznają generałowie RAF-u i brytyjscy piloci. Mówił o tym też król Jerzy VI, a później królowa Elżbieta. Nasze armie na lądzie również miały swój znaczący udział w bitwach jak pod Monte Cassino czy Tobrukiem. Znamy to dobrze, znamy. Natomiast zbyt rzadko wspominamy Antoniego Kocjana, rodem z Olkusza i oficera Armii Krajowej, który zadał Niemcom cios niezwykle dotkliwy, a zdaniem wielu też decydujący o wyniku wojny. Zresztą – jak zobaczymy – był on efektem także wspaniałej solidarności bojowej żołnierzy AK, ich brawurowej odwagi i poświęcenia, choć ich akcje koordynował właśnie Kocjan.

Inż. Antoni Kocjan był słynnym przedwojennym konstruktorem szybowców, które zdobyły sobie wielką popularność jak „Czajka”, „Komar”, „Orlik” czy „Wrona”. Skonstruował także motoszybowiec „Bąk”, coś w rodzaju powietrznego motocykla. Był znany w kraju i za granicą. Polska młodzież rwała się do latania, szybowce zaś stanowiły pierwszy krok w tym kierunku. Z tej szkoły latania wyrastali piloci, którzy potem wezmą udział w bohaterskiej kampanii wrześniowej, wreszcie w dramatycznych bojach pod niebem Anglii i nad Kanałem La Manche. Inż. Kocjan stał się jakby ich ojcem chrzestnym, to on – dzięki swym szybowcom – otworzył im drogę pod obłoki.

W latach okupacji inż.Kocjan – pracujący w jednej z komórek wywiadu AK - swoją uwagę skupił na wiadomościach z kręgu lotnictwa, a zwłaszcza niemieckiego przemysłu zbrojeniowego w tej dziedzinie. Sam dysponował wielką wiedzą na tym polu, a przypadkiem – w styczniu 1943 roku - trafił do niego meldunek od Polaka z Królewca, członka podziemia, wywiezionego tam na przymusowe roboty. Człowiek ten podsłuchał w knajpie rozmowę między niemieckimi lotnikami, z której wynikało, że Niemcy robią doświadczenia z nową, potężną bronią, mogącą obrócić Londyn w gruzy.

Inż.Kocjan natychmiast wysłał do Królewca wywiadowcę w mundurze niemieckiego kolejarza, który – przy sznapsach z niemieckim lotnikiem – ustalił, że eksperymentów z nową bronią dokonuje się gdzieś w rejonie Szczecina. Idąc dalej tym tropem wysłano tam człowieka, który odkrył, iż na wyspie Uznam znajdował się ośrodek doświadczalny przemysłu lotniczego. Inż. Kocjan natychmiast powiadomił o tym Londyn, gdzie wiadomość wzbudziła zainteresowanie i domagano się bliższych szczegółów. Jednak okolice Szczecina i Świnoujścia były pilnie strzeżone, a Niemcy nie zatrudniali w portach polskich robotników. Mimo tego, wywiadowcy wysłani przez Kocjana, ustalili w końcu, że dostawy materiałów i sprzętu są kierowane do miejscowości Peenemunde na wyspie Uznam. Po tej wiadomości inż. Kocjan przystąpił do ostatecznego etapu rozpracowania niemieckich terenów, gdzie przeprowadzano eksperymenty z nową bronią. Zebrał w Warszawie najlepszych wywiadowców z całej Polski, władających biegle niemieckim. Przygotowano trzy ekipy, a najliczniejsza z nich miała stworzyć bazę wypadową w Szczecinie. Druga miała zapewnić oparcie w Świnoujściu, a trzecia – ustanowić zakonspirowany punkt w Międzyzdrojach. Rozdano role, a wywiadowcy z AK jechali tam w mundurach SS, Wehrmachtu albo jako niemieccy kolejarze. Mimo perfekcyjnej znajomości języka wroga, Polacy byli narażeni na ogromne ryzyko dekonspiracji. Wiedzieli o tym wszyscy biorący udział w tej niebezpiecznej grze, a inż. Kocjan szczególnie niepokoił się o los wysłanników, których zadaniem było dotrzeć do bazy w Peenemunde.

Po kilku tygodniach bezowocnych usiłowań inż. Kocjan uznał, że trzeba znaleźć inne rozwiązanie, tym bardziej że depesze słane z Londynu domagały się szybkich informacji. Anglia była nadal zagrożona ze strony Luftwaffe, a wieści o nowych typach broni budziły niepokój na wyspie. W tej sytuacji inż. Kocjan postanowił wysłać z Warszawy swych wysłanników wprost do bazy w Peenemunde. W tym zuchwałym przedsięwzięciu cennym pretekstem było zamówienie na wykonanie sprzętu lotniczego dla wojsk niemieckich, stacjonujących w Generalnej Gubernii. Dwaj wywiadowcy zaopatrzeni w stosowne dokumenty, mówiący jak rodowici Niemcy, wyruszyli w mundurach SS-manów, a ich celem było dotrzeć wprost do zakładów na wyspie Uznam.

Wysłannicy inż.Kocjana – po paru dniach pobytu w ośrodku Peenemunde – nakreślili plany obiektów, a specjalnym kolorem oznaczono te obiekty, do których wstęp był wzbroniony. Po powrocie z tej niezwykle ryzykownej wyprawy odpowiednie materiały o „latających robotach” ( Hitler domagał się tysiąca pocisków dziennie!) przekazano do Londynu. I oto – w nocy z 17 na 18 sierpnia 1943 roku – angielskie samoloty zjawiły się nad Peenemunde. W tym gigantycznym nalocie brało udział blisko 600 bombowców RAF-u, a bazę i zakłady zbrojeniowe w Peenemunde obrócono w perzynę, łącznie z wyrzutniami. Zginęło wielu fachowców, konstruktorów latających pocisków V-1, śmierć poniósł również gen.Jeschonek, szef sztabu Luftwaffe. Pracowali tam Oberth, von Braun, a też wynalazca V-1 Heinz Bunse. Później okazało się, że na wyspie Uznam Niemcy badali broń atomową, w roku 1943 byli bliżej jej tajemnicy aniżeli Amerykanie. A w ataku na Peenemunde zginęło kilku wybitnych fizyków niemieckich, jak np. gen. von Chamier-Gliszinski. Dzięki inicjatywie inż. Kocjana, także odwadze jego ludzi, nie tylko opóźniono o ponad pół roku produkcję V-1, ale przerwano doświadczenia nad konstrukcją bomby atomowej. Kocjan był jednym z herosów tej wojny, a w prasie polskiej w Ameryce nazwano go – nie bez racji – człowiekiem, który wygrał wojnę.

Po zniszczeniu bazy w Peenemunde Niemcy przenieśli eksperymenty z V-1 na teren GG, a sztab Hitlera z wiosną 1944 r. przewidywał produkcję aż 5 tys. pocisków dziennie. Jednak i tam nowy ośrodek rozpoznali ludzie Kocjana. Już w listopadzie 1943 r. odkryli poligon doświadczalny w okolicach Mielca, a w styczniu 1944 ustalono, że prowadzono tam badania nad V-1, a jeden z pocisków – zagubiony w trakcie eksperymentów - Polacy przemycili do Anglii. Przesłano też raport o V-2. Mimo represji Gestapo, które aresztowało wielu ludzi podziemia, wywiadowcy Kocjana nadal działali. A sam Kocjan pracował ponadto nad produkcją broni, amunicji i materiałów wybuchowych. Był nawet współtwórcą „plastiku”. W wyszarzałym paletku „letnio-zimowym” , w cyklistówce na głowie inż Kocjan poruszał się po ulicach Warszawy, pełnych patroli SS, zmieniając często adresy, a do swej żony na Saskiej Kępie zaglądał raz na tydzień, by – jak mówił – zmienić bieliznę. Bóg chronił go długo, lecz w lipcu 1944 r. został aresztowany i więziony na Pawiaku. Wkrótce wybuchło powstanie, a Polacy walczyli w jakże nierównym boju z Niemcami zamiast zachować siły na wroga, który czaił się pod stolicą. Inż. Kocjana rozstrzelano 13 sierpnia, bohater tej wojny już z Domu Ojca oglądał daremny zryw powstańców. Cześć Jego pamięci! A dzisiaj technikum w Olkuszu nosi imię Antoniego Kocjana, co jest skromnym zaledwie hołdem wobec ogromnych dokonań tego patrioty. W PRL-u kręcono durny serial o przygodach kapitana Klossa, a nikt nie pomyślał, by przenieść na ekran prawdziwe wyczyny inż. Kocjana i jego wywiadowców.
J
Jeden z uczestników
Nie boimy się wolności słowa, boimy się kłamstwa, które tak zalewa ludzkie umysły! Organizatorzy stworzyli okazję do symbolicznego oczyszczenia się z tego co zniewala jednostki. Ludzie mogli przynieść papierosy, tabliczki z napisami : seriale, konsumpcjonizm, i wiele innych rzeczy. Przynieśli określone gazety, (mnie też zdziwiła obecność Pomorskiej), myślę, ze zamiast oburzać się, utyskiwać, powinniście z tego wyciągać wnioski.
a
antoni
Trzeba było spalić GWno, NIE i Obłudnika Powszechnego!
Z
Zdziwiony
Tyle nerwowości w komentarzach dlaczego? Co się takiego stało, uczestnicy happeningu wyrazili swoje poglądy, redakcje zamiast histeryzować czy przyrównywać organizatorów do hitlerowców, jak czyni to Wyborcza powinni przyjrzeć się swojej pracy, wyciągnąć wnioski, zamiast politykować po porostu relacjonować to co się dzieje w sposób rzetelny, i uczciwy. Niczego więcej nie oczekujemy od Was
d
diabeł
Banda popaprańców!!!
w
w obronie słabszych
Palenie gazet i kurtek z logo stacji telewizyjnej to przejaw wolności słowa? Nie dorosłeś do demokracji

Nie zastanawiałeś się dlaczego tak jest? Do czego może doprowadzić odcięcie od informacji i alienacja ca. 1/3 społeczeństwa? Spychani na margines w ten sposób manifestują swoje niezadowolenie. Obawiam się, że zaciętość prorządowych piewców miłości jeszcze bardziej rozsierdzi poniżanych.
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska