Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Humanista, który rozdaje pieniądze - ale nie za darmo

Jolanta Wojciechowska
Tygodniowo dorabia do etatu w państwowej firmie prawie trzy tysiące złotych. Pracuje "na telefon". Na jego widok niejeden mężczyzna mówi do swojej żony: - Ten facet za często u nas bywa.

W pożyczkowym biznesie Rajmund pracuje od sześciu lat. Pracę polecił mu kolega. Jako przedstawiciel tygodniowo dorabia do skromnego etatu w państwowej firmie około trzech tysięcy złotych. Czy poleciłby taką formę zarabiania komuś, kto nie boi się ciężkiej pracy, jest odpowiedzialny i dyskretny? Bez wahania mówi, że tak. Czy gdyby miał nóż na gardle, jak wielu jego klientów, wziąłby pożyczkę z firmy, jaką reprezentuje? Stanowczo stwierdza: - Nigdy!

Plusy i minusy

- Ta praca ma plusy i minusy - mówi trzydziestolatek. - Plusem jest profesjonalizm. - Szkolą nas najlepsi. W mojej firmie nic nie jest dziełem przypadku. Począwszy od stroju. Nie możemy się niczym wyróżniać. Także ze względów bezpieczeństwa. Reklama w mediach też jest przemyślana pod każdym względem. Inna na czas przedświątecznych wydatków, inna na komunie czy wakacyjne wyjazdy. Ten profesjonalizm i uporządkowanie zadań sprawił, że dałem się kusić. Początki nie były najłatwiejsze, bo wkroczyłem w zupełnie obcą mi dziedzinę. Jestem humanistą, niektórzy mówili, że do pięciu gorszy nie potrafię zliczyć, bo byłem antymatematycznym talentem. Musiałem się wiele nauczyć. O powodzeniu zadecydowało to, że jestem kontaktowy i odpowiedzialny. Moi klienci twierdzą, że czekając na mnie mogą ustawiać zegarki. Jak powiem, że będę o szóstej, to jestem.
Rajmund pracuje do 15 godzin w tygodniu. - Opanowałem taką taktykę, że w dwie i pół godziny odwiedzam po cotygodniowe raty około 30 klientów. Zdecydowana większość z nich to wieloletni pożyczkowicze. - Zaczynali lata temu, potem dobierali pieniądze, i znów dobierali, gdy kończył się okres spłaty... i tak do dziś. Tylko niewielu spłaca, i mówi "Basta!".

Na alkohol, sukienkę, ratę kredytu

Kto korzysta z domowych pożyczek? - O, to już cała historia - mówi Rajmund. - Ludzie, dotknięci przez przypadki losowe, nie mający zabezpieczeń. Biorą pieniądze na nagłe operacje, drogie zabiegi. Przedsiębiorcy, prowadzący działalność gospodarczą, którzy muszą mieć kasę na towar zaraz, a nie za tydzień czy miesiąc, kiedy spłyną zapłaty za faktury. Ludzie z "nożem na gardle" spłacający raty leasingowe za auta, lub inne terminowe zobowiązania, na przykład ZUS albo "Skarbówkę", ale i ci, którzy kupują samochody po okazyjnej cenie i boją się, że ktoś im tę okazję sprzątnie sprzed nosa. Żony bezrobotnych mężczyzn, które "łatają" domowy budżet, najczęściej poza ich wiedzą. Albo wice wersa. Zdarzają się też przypadki, kiedy kobieta ma ochotę na super kreację na jakiś bal, a nie może liczyć na bankową pożyczkę. Wtedy dzwoni do przedstawiciela. My nie odmawiamy, bo zdobywanie klientów to jedno z najważniejszych zadań.
Minusy? - Ryzyko zawodowe jest duże - twierdzi Rajmund. - To niebezpieczne zajęcie. Przedstawiciel ma przy sobie zwykle dużo pieniędzy. Są więc przypadki napadów, słyszałem nawet o jednym przypadku śmiertelnym. Firma tego nie nagłaśnia. Słyszałem też o przedstawicielach, którzy sfingowali napad. Zgłosili policji, że ktoś ich zaatakował. To jednak "krótka piłka". Szybko odkryto mistyfikację. Zresztą działa u nas silna kontrola wewnętrzna. Przekręty są niemożliwe.

W soboty, w niedziele...

- Teoretycznie nie powinniśmy pracować w soboty i w niedziele, jednak przedstawiciele są bombardowani non stop kolejnymi poleceniami. Biznes musi się kręcić. To stresuje. Niektórzy, aby się sprawdzić, nie mówią klientom o całkowitej kwocie pożyczki, którą będą musieli spłacić. To jest w umowie, ale nie każdy ma czas i ochotę ją przeczytać. "Pożyczkowy" biznes rozrósł się potężnie. Mojej firmie urosła konkurencja. Wielu kolegów, z którymi zaczynałem pracę, dziś ma swoje biznesy. Wyuczyli się technik, teraz wykorzystują je na swój rachunek - mówi Rajmund.
Przez wieloletnich klientów jest traktowany niemal jak domownik. - Staram się jednak nie przenosić zawodowych spraw do mojego życia prywatnego. Na szczęście jestem samotny, więc nie mam okazji, by opowiedzieć coś szokującego żonie. A miałbym co. Na przykład co dzieje się w wielu domach w dniu wypłaty. O pijanych mężczyznach i skrępowanych tym faktem kobietach. One są bardziej odpowiedzialne. Dopilnowują, aby raty były płacone w terminie. Przepraszają za zachowanie mężów. Niejeden, choć sam podpisywał pożyczkę i zna zasady spłaty mówi na mój widok: - Coś za często ten facet tu bywa!

Ludzkie tragedie

- Siłą rzeczy wchodzę w ich życie. Zdarzają się ludzkie tragedie, kiedy domową pożyczkę bierze się na alkohol - opowiada Rajmund. - Miałem kiedyś, na początku pracy, taką klientkę. Sporządzając umowę dowiedziałem się, że ma wyższe wykształcenie. Była szalenie miłą kobietą, choć zniszczoną przez nałóg. W domu, w którym były jeszcze ślady dawnej świetności, potrafiła pić denaturat. Ale robiła to z kryształowego kieliszka. Nigdy nie spóźniła się nawet godziny ze spłatą raty. Zapiła się na śmierć.
Inny mój wieloletni klient był jeszcze bardziej sumienny, niż ja sam. Kiedyś próbowałem poprosić go o przesunięcie wizyty w domu, a on mi na to: - Jeśli się już z panem umawiam, to oczekuję, że pan przyjedzie. Gdybym miał określić skalę jego wiarygodności, jako klienta, otrzymałby najwyższą notę. Niestety, pewnego dnia zniknął jak kamfora. Spotkałem go jakiś czas potem na ulicy i przyznał, że długi go przerosły. Został zwindykowany.
Jak mówi Rajmund, łatwo wpaść w spiralę pożyczek. - Sądzę, że dla niektórych stają się one nałogiem. Jedna z klientek, żona majętnego biznesmena z dobrze prosperującą firmą, miała 11 tysięcy długu. O takich jak ona mówimy, że to "klient z tajemnicą". Mąż, gdy w końcu się o tym dowiedział, spłacił zadłużenie. Po jakimś czasie kobieta zadzwoniła do mnie z prośbą o kolejną pożyczkę... Słyszałem o przypadkach w innych, niż moja, firmach , że rekordziści (często są to rodziny) mają nawet 40 pożyczek - a to może oznaczać, że w tygodniu powinni spłacać na przykład po 5 tysięcy złotych!
- Jeden z moich wieloletnich klientów wygrał w totka kilkadziesiąt tysięcy złotych. Spłacił lwią cześć pożyczek. Ktoś go namówił, żeby zainwestował w bizes w Anglii. To były początki polskiego boomu w tym kraju. Tam ktoś go oszukał, stracił wszystko. Zadzwonił do mnie, prosząc o 800 złotych... - mówi Rajmund. Ta sytuacja też nie zakończyła się happy endem.
Jeśli ktoś myśli, że pożyczkowy biznes kręci się tam, gdzie kwitnie interes, myli się. Im biedniej, tym lepiej dla domowych pożyczek. Uwierzcie człowiekowi, który siedzi w tej branży już kilka lat!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska