Andrzej Basiński z Sitna od 2001 r. dzierżawi od Agencji Nieruchomości Rolnych majątek w Iłowie. Półtora roku temu zaczął opalać gorzelnię słomą.
Na syrenach do słomy
Mieszkańcy Iłowa mają u niego pracę, więc wolą się nie wypowiadać, ale po dwóch pożarach Iłowo poprosiło o pomoc. - Nie wiemy, czy dożyjemy jutra - _mówią. - Wykupiliśmy mieszkania, chcemy tu spokojnie żyć. Jak wytrzymać, gdy tego lata już dwa razy paliło się w gorzelni? Ile razy będzie nas budzić wycie syren strażackich? Kilkanaście metrów od nas paliły się baloty słomy. I cały czas zastanawiamy się, kiedy ogień dojdzie do kadzi ze spirytusem? My żyjemy na bombie i nikt nam nie chce pomóc._
Roczny zapas
8 lipca w nocy pod gorzelnią spalił się ciągnik siodłowy ze słomą. Śledztwo umorzono, winnych nie ma, a straty właściciela wyceniono na 25 tys. zł. Dwa miesiące później w dzień spaliło się 20 kostek słomy. Straty są niewielkie - około 500 zł, ale strach pozostał. - Nie chcemy tu więcej słomy - mówią. - Nikt nas nie chce słuchać.
Basiński dwa pożary uważa za wyjątkowy pech. Ma nadzieję, że się nie powtórzą. Zapewnia, że kadzie ze spirytusem są bezpieczne. - Wierzę, że kolejnego pożaru nie będzie - _mówi. - _Jeśli się zapali, to ja przestaję palić słomą. Mam jednak zapas słomy na rok i muszę go wypalić.