Ich rozkłady były skromne, bo zwierzyna gruba okazała się ostrożną i na pokotach legły tylko lisy i dzikie kaczki. Nie martwi to jednak nemrodów, bo najważniejsza jest myśliwska tradycja i okazja do koleżeńskich spotkań podczas wspólnych wypraw na łono przyrody.
Honory przy ognisku
Cieszyli się więc z takiej okazji w balczewskich lasach myśliwi Kujawskiego Koła Łowieckiego, które w tym roku obchodzi swoje 90-lecie. Ich satysfakcji nie zmniejszył fakt, że na pokocie ułożyli tylko 3 lisy, strzelone przez Bogdana Grudzińskiego, Andrzeja Kotasa i Tadeusza Głazowskiego. Przy ognisku i dźwięku trąbki, nadaną w Warszawie odznaką "Za zasługi dla łowiectwa" uhonorowali zaprzyjaźnionego rolnika z Sobiesierni - Zbigniewa Juszczyńskiego.
Potem był myśliwski bigos z kiełbasą, wspomnienia minionego dnia
oraz łowieckie plany i opowieści.
W atmosferze tradycji i poczuciu koleżeńskiej wspólnoty obchodzili "hubertusa" myśliwi koła "Cyranka". Huku było co niemiara (jeden z nemrodów wystrzelił nawet 20 nabojów !), podnieśli 7 kaczek, z których trzy, to "królewska" zdobycz Marka Tyrały, ale potem było już inaczej.
W bazie koła, w Wierzbiczanach, trzech młodych adeptów myśliwskiej przygody, po zaliczonym stażu i egzaminach, ślubowało uroczyście wierność zasadom etyki i tradycji łowieckiej. Przypominać im to będzie pamiątkowy certyfikat i odznaka "Cyranki". Efektownymi plakietami uhonorowano długoletnich członków koła - Mirosława Wróblewskiego za 35 lat, Stanisława Kaczalskiego, Andrzeja Klausa, Henryka Moryca i Tadeusza Wróblewskiego - za 25 lat i Tomasza Łosiakowskiego za 20 lat w służbie św. Huberta.
Msza hubertowska na początek
Nemrodzi gniewkowskiego "Lisa" rozpoczęli święto mszą hubertowską w intencji myśliwych i leśników w kaplicy w Suchatówce, gdzie przed laty ufundowali rzeźbę swego patrona. Liturgii i polowaniu towarzyszyły sygnały łowieckie grane przez młodych myśliwych: Tomasza Wesołka i Jarosława Lewandowskiego.
Efektem całodziennych łowów były dwa lisy, zdobyte przez Mieczysława Ruchniaka i gościa - Jana Dąbrowskiego. Pierwszemu z nich, jako "królowi", przypadł zaszczyt rozpalenia ogniska przy pokocie przed domkiem koła, gdzie potem inny myśliwy, Jacek Tomaszewski raczył wszystkich przygotowaną przez siebie świetną grochówką.
Były też koła, w których hubertowskie polowania zakończyły się bezkrwawo. Tak było np. w kruszwickim "Piaście", gdzie nemrodzi spotkali tylko kunę i bażanty oraz w Kole nr 46 "Sokół", gdzie polowało 22 myśliwych i gdzie nieskutecznie strzelano nawet do jelenia.