Ratusz tłumaczył, że firma przerwała remont z powodu konfliktu, jaki miał miejsce między lokatorem a wykonawcą. Lokator przekonywał, że "podłożem konfliktu z wykonawcą były źle wykonane prace remontowe niezgodnie z podpisaną umową oraz pracownicy bez badań i szkoleń, co potwierdziła Inspekcja Pracy swoją kontrolą".
Szczegółowo pisaliśmy o tym tutaj:
Inowrocławianie bez dachu nad głową. "To skandal!" [zdjęcia]
W końcu głos zdecydował się zabrać właściciel owej firmy.
- Zarzuty stawiane przez lokatora zamieszkałego w tym budynku są nieprawdziwe i w jaskrawy sposób naruszają dobry wizerunek mojej firmy - podkreśla właściciel firmy.
Szczegóły zaistniałej sytuacji w najbliższym czasie zamierza przedstawić radnym prawicy, którzy nagłośnili tę sprawę.
"Nadmieniam, że moja firma istnieje od 1986 roku na rynku i nigdy w tym czasie nie spotkałem się z takim traktowaniem. Zawsze staram się swoją pracę wykonywać zgodnie z przyjętymi normami. Mogę też w każdej chwili przedstawić stosowne dokumenty, których brak wskazany lokator mi zarzuca. Nigdy też nie byłem karany przez PIP (a przeczytałem o tym na łamach waszej gazety). O problemach z najemcą lokalu kilkakrotnie informowałem urząd miasta. Postępowanie pana Tomasza doprowadziło mnie do skrajnego wyczerpania nerwowego i z tego powodu musiałem przerwać pracę. Zakończyło to się zwolnieniem lekarskim. Swoje obowiązki przekazałem na ten czas synowi, który miał kontynuować rozpoczęty remont. Mimo zapewnień najemcy lokalu o niewtrącanie się do prac remontowych - robił to notorycznie. Zakłócanie pracy, donosy, sugerowanie nieprawdy, straszenie urzędem, pomówienia w środowisku, ciągłe wtrącanie się z pozycji jedynej osoby znającej się na rzeczy, nie tylko utrudniały prace, ale również stwarzały zagrożenie. Widząc niechęć lokatora do mnie personalnie do mnie i moich pracowników, zaproponowałem w urzędzie miasta podwykonawcę, który dokończy remont. Ten też jednak nie spełniał oczekiwania najemcy lokalu.
Dla jasności podam, że kilkanaście firm, do których zwróciłem się, również odmówiło dokonania remontu wspomnianego dachu. Doskonale ich rozumiem.
W zaistniałej sytuacji zerwanie umowy (mimo dotkliwych konsekwencji), wydało mi się jedynym rozsądnym wyjściem. Resztę pozostawiam Państwa ocenie" - czytamy w oświadczeniu właściciela firmy.
Ze słowami szefa firmy nie zgadza się lokator. Przedstawił nam wyniki kontroli Państwowej Inspekcji Pracy, z której wynika, iż kontrolerzy stwierdzili nieprawidłowości w trakcie prac na budynku.
Z protokołu kontroli PIP wynika, iż część pracowników nie posiadało zaświadczeń lekarskich o braku przeciwwskazań zdrowotnych do pracy na wysokości powyżej 3 metrów. Na terenie budowy stwierdzono również nieprawidłowości w zakresie bezpieczeństwa higieny pracy. Rusztowania nie posiadały balustrad ochronnych przy pomostach roboczych. Były nieprawidłowo posadowione na gruncie. Nie zapewniono również technicznego odbioru rusztowań przez osobę upoważnioną. Nie oznakowano i nie zabezpieczono w sposób właściwy strefy niebezpiecznej wokół budynku. Na terenie budowy brakowało ustępu. Pracodawca wyjaśnił kontrolerom, że pracownicy korzystali z ustępu na stacji benzynowej.
- Kto remontuje dach, to jest sprawa inwestora. Rusztowania były źle postawione, a cześć pracowników była bez badań. Potwierdziła to Państwowa Inspekcja Pracy. Nie dziwię się, że nikt za pieniądze oferowane przez właściciela firmy nie chciał przystąpić do prac i robić poprawki. Wiele firm ma takie zasady - komentuje lokator.
Wybory Samorządowe 2018 - Twój głos się liczy.