Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Inwestycja za milion dolarów, czyli pływacki wynalazek Marcina Cieślaka, który doprowadził go do życiowej formy

Michał Skiba
Michał Skiba
Marcin Cieślak to trzykrotny mistrz Europy juniorów w pływaniu, finalista MŚ w konkurencji 200 m stylem zmiennym. W grudniu zdobył brąz ME na 100 m delfinem
Marcin Cieślak to trzykrotny mistrz Europy juniorów w pływaniu, finalista MŚ w konkurencji 200 m stylem zmiennym. W grudniu zdobył brąz ME na 100 m delfinem imago/eastnews
Rozmawiamy z Marcinem Cieślakiem, polskim pływakiem, który wrócił z emerytury i jest w świetnej formie dzięki... sztucznej inteligencji. Jest jednym z założycieli firmy Phlex, która - w dużym uproszczeniu - zajmuje się produkcją urządzenia do pomiarów i pływackich treningów. Właśnie w taki sposób Cieślak wrócił do pływania i w grudniu zdobył brązowy medal mistrzostw Europy na 100 metrów delfinem. - Poznaliśmy panią, która była zainteresowana Phlexem. Wcześniej długo pracowała na wysokim stanowisku w Apple, chyba z 30 lat. W pewnym momencie stwierdziła, że odchodzi na emeryturę. Zdążyła zgromadzić fortunę i na starość chciała znowu pracować z młodymi ludźmi, chciała inwestować. Po kilku miesiącach powiedziała, że da nam pieniądze na wprowadzenie urządzenia na rynek. Dała nam milion dolarów - mówi.

Michał Skiba: Ponoć czujesz się silniejszy niż kiedykolwiek. Zgadza się?

Marcin Cieślak: Czuję się tak, najmocniejszy w całej karierze. Bierze się to chyba z mądrości, którą udało się zyskać przez lata treningu, porażki też mnie wiele nauczyły. Przecież w pewnym momencie rzuciłem pływanie i miałem dosyć. Te dwa-trzy lata przerwy odświeżyły mi głowę. Wróciłem z nową wizją. Oczywiście przez ten cały czas dużo się interesowałem pływaniem, bo trenowaliśmy algorytmy do Phlexa, naszego urządzenia do pływackiego treningu ze sztuczną inteligencją. To sprawiało, że w świecie pływackim cały czas się obracałem. Miałem kontakt z pływakami i trenerami. Dużo czasu spędzam z Pawłem Korzeniowskim, który jest moim najlepszym kumplem. Gdy wróciłem do pływania, byłem świeży. Połączenie znajomości swojego ciała z odświeżoną głową i lepszą stabilnością w życiu zaczęło działać. Po kilku miesiącach wiedziałem, że to jest to. Na pierwszym starcie czułem moc. W grudniu zdobyłem brązowy medal ME. Dodało mi to skrzydeł. Całe życie było tak, że nie pracowałem w dobrym kierunku. Moje warunki fizyczne i potencjał pływacki zawsze rozwijały się w innym kierunku niż powinny. Teraz idę w tym kierunku, do którego zostałem stworzony.

W czym tkwił największy problem?

Klucz do sukcesu, to znaleźć idealny trening dla siebie. Profil mięśniowy i konkurencja, to różny rodzaj treningu. Na przykład sprinter Adam Peaty podchodzi do treningu na siłowni równie mocno, jak do ćwiczeń w wodzie. Sprinterskie pływanie opiera się na atletyzmie, bardzo dobrej dynamice, sile, musi być eksplozywność. Trzeba oczywiście połączyć to z treningiem specjalistycznym. Całe życie trenowałem do konkurencji 200 i 400 metrów stylem zmiennym. Tak jakby trenerzy źle odgadywali mój potencjał. A ja zawsze miałem dobre czucie wody. Jak mnie wrzucali w te treningi, to ja sobie jakoś radziłem, ale nigdy nie rozwijałem się w kierunku sprinterskim, co jest moją mocną stroną.

Chciałeś być tak mocny, jak Paweł Korzeniowski. Kiedyś idol, a teraz przyjaciel - jak wygląda taka droga?

Pawła Korzeniowskiego oglądałem w telewizji, jak byłem kajtkiem. Miałem plakat, autograf, jeździłem na zawody, by go oglądać. Był moim idolem. W pewnym momencie, gdy byłem już juniorem, spotkaliśmy się na zawodach. Zaczęliśmy się ścigać. Byliśmy rywalami, jeździliśmy razem na obozy i bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Jesteśmy teraz najlepszymi przyjaciółmi. Mamy swoje projekty. Nasza znajomość, to historia z przygodami. Najpierw był idolem, potem zostałem chrzestnym jego dzieciaków, byłem świadkiem na jego ślubie. Jeździmy razem na obozy pływackie z dziećmi, bo mamy swoją akademię. Obaj wróciliśmy do pływania z emerytury. Pół roku później byliśmy już na obozie letnim, ja pływałem już bardzo regularnie i zacząłem Pawła podpuszczać. Czasem się ścigaliśmy i robiliśmy jakieś zadania. Jesienią Paweł wziął się za solidny trening i dalej tak trenuje. Fajnie byłoby załapać się na te igrzyska razem.

Trudno sobie było wytłumaczyć brak kwalifikacji do igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro?

Trochę tak. Były różne przemyślenia. Trafił się po prostu gorszy rok. Może przemęczenie? Zaczął się sezon letni, a ja byłem kompletnie bez „gazu”. Pojechałem na kwalifikacje i nie wyszło. Ciężko trenowałem cały rok. Mogła to być kwestia zmęczenia, bo postanowiłem poświęcić się pływaniu na całe 12 miesięcy. Przyjechałem na Florydę w sierpniu i powiedziałem sobie: to rok olimpijski, lecimy z tym mocno. Czułem się wręcz najmocniejszy w życiu. Przyszły kwalifikacje i byłem podmulony. Zabrakło mi pary. Po tym byłem wkurzony i zmęczony pływaniem. To duża inwestycja czasowa. Ciągły trening, zmęczenie i odpoczywanie na zmianę. Stwierdziłem, że jeśli nie mam spektakularnych wyników, chociaż finałów olimpijskich, to wolę ten czas inwestować w innym kierunku.

I powstał Phlex.

Stwierdziłem, że przyłożę się do życia zawodowego. Miałem 24 lata, byłem po studiach - chciałem kształcić się „biznesowo”. Zaczęliśmy działać nad firmą Phlex, przyszedł inwestor i zapomniałem na moment o zawodowym pływaniu. Sporo pracy zajęło nam doprowadzenie firmy do poziomu, który zainteresowałby potencjalnych inwestorów. Sam pomysł to nie jest wiele. Każdy może pomyśleć, że zbuduje tracker, lub inteligentne okularki pływackie. Interesowaliśmy się techniczną częścią pływania, analizą sensorów. To było ciekawe spojrzenie na pływanie, matematyczne. Chcieliśmy zrozumieć wszystkie siły napędu, oporu, wzięliśmy na tapetę wszystkie sprawy obliczeniowe w pływaniu. Najtrudniejszym elementem było stworzenie prototypu, który pokazywaliśmy inwestorom. Budowaliśmy go bez żadnego funduszu. Zrobiliśmy zrzutkę po trzy tysiące dolarów i zaczęliśmy kombinować. Wybraliśmy inżynierów, sami zbieraliśmy dane na basenie. Dotarliśmy w końcu do momentu, gdzie mieliśmy działające urządzenie, które zbierało dane i rozpoznawało style pływania. Pokazywało tętno itd. Z tym zaczęliśmy uderzać do inwestorów. Próbowaliśmy przez różne znajomości, ale startowaliśmy też w konkursach przedsiębiorczych w całych Stanach Zjednoczonych. Taki konkurs polegał na tym, że zjeżdżało się 20 „startupów”, które były wcześniej wybierane w kwalifikacjach. I te startupy prezentują swój biznes inwestorom. Jeździliśmy po Stanach. Najpierw zdobyliśmy drugie miejsce u nas - na Uniwersytecie na Florydzie. Jako startup technologiczny. Wpadła jakaś nagroda i załapaliśmy trochę wiatru w żagle. Pojechaliśmy na ogólnokrajowy „pitch competition” i tam były potężne projekty. Na przykład z firmy Amazon, który generował po kilkaset tysięcy dolarów miesięcznie, a my byliśmy w fazie prototypowej. Tam nie wygraliśmy, ale poznaliśmy panią, która była zainteresowana. Wcześniej długo pracowała na wysokim stanowisku w Apple, chyba z 30 lat. W pewnym momencie stwierdziła, że odchodzi na emeryturę. Zdążyła zgromadzić fortunę i na starość chciała znowu pracować z nowymi i młodymi ludźmi, chciała inwestować. Zainteresowała się nami. Po kilku miesiącach powiedziała, że da nam pieniądze na wprowadzenie urządzenia na rynek. Dała nam milion dolarów.

Jak ktoś daje młodym ludziom milion dolarów na rozwinięcie interesu, to zapewne jest radość, ale chyba jeszcze większa presja.

To projekt życia. Zdecydowanie styczność ze stresem w sporcie się przydaje. Nie ukrywam, że ten poziom stresu związany z zarządzaniem projektu - który jest teraz wart milion dolarów - jest duży.

Ale dalej chcecie zaprosić Michaela Phelpsa do współpracy…

Mamy zainteresowanie wśród wielu pływaków. Tutaj na polskim podwórku już sporo osób z kadry sobie zamówiło Phelxa. Widzieli jak z tym pływam, jak mi idzie. Trenuję ze sztuczną inteligencją. To jest moje główne oparcie w treningach. Dane z ćwiczeń, które zbieram, dzięki urządzeniu. Do mistrzostw Europy w Glasgow przygotowywałem się totalnie sam, bez trenera. Pływając tylko z Phlexem Egde doprowadziłem się do życiowej formy. A zainteresowanie sprzętem ciągle jest. Prowadzimy rozmowy z firmami pływackimi. Fajnie, że pływacy się tym interesują. Nie mieliśmy jeszcze sytuacji, by jakiś zawodnik nie był chociaż ciekawy tej maszyny. Wielu z nich zaangażowało się w jakąś promocję.

Będzie z tego fortuna? Podobno ma być.

Z tą fortuną to może bym na razie nie szalał. Zdecydowanie jednak jest to szansa na wolność finansową, a ona też sprzyja w osiąganiu dobrych wyników w sporcie. Szczególnie w takiej dyscyplinie, jak pływanie, gdzie często żyje się z jednego stypendium, które nie jest jakieś wysokie. Ciężko ze spokojną głową „cisnąć” z karierą pływacką do trzydziestki. Kiedyś myślałem sobie: skończyłem studia, mam dużo zainteresowań, uważam się za ambitnego człowieka, a skończę 30 lat i będę musiał od zera szukać ścieżki w życiu. Martwiłem się tym. Takie poboczne projekty i stabilność finansowa dają dużo spokoju. Do pływania mogę podejść, jak do hobby. Z większym dystansem. To owocuje wynikami. Żyłem w stresie, bo nie miałem za bardzo kasy. Byłem 24-letnim chłopakiem, wiedziałem, że jeśli się nie zdobędę medali MŚ, to nie ma za bardzo profitów z pływania. W każdym innym sporcie zawodnicy z czołówki mają pieniądze, w pływaniu brakuje kasy, jak jesteś poza podium. Myślę, że sporo sportowców - dobrych i obiecujących - dlatego wcześniej kończy karierę. Ludzie myślą o bezpieczeństwie finansowym i słusznie. Trzeba mieć plan na siebie na najbliższe 20 lat, a nie na najbliższe mistrzostwa.

Plan na 2021 rok, to kwalifikacja do Tokio.

Zdecydowanie tak, jestem na zgrupowaniu z kadrą na obozie w Łodzi. Spędzę tu sporo czasu. Trudno będzie mi teraz gdziekolwiek potrenować w takich warunkach, jak tu. Nawet w Stanach. Całe wakacje skupiam się na treningu i w sumie na jesieni będzie tak samo.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Inwestycja za milion dolarów, czyli pływacki wynalazek Marcina Cieślaka, który doprowadził go do życiowej formy - Portal i.pl

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska