Gdyby "Łuczniczka" mogła przemówić, pewnie usłyszelibyśmy: - Ja się stąd nie ruszam.symbolem Bydgoszczy, a nie reklamowym gadżetem, przestawianym z miejsca na miejsce, wedle urzędniczego widzimisię.
Podobno klamka zapadła. Pomnik "Łuczniczki" zniknie z parku Kochanowskiego. Ma trafić w bardziej prestiżowe miejsce. Jednym z argumentów przeniesienia bezwstydnej, bo nagiej figury (ta piękna nagość kończy w tym roku sto lat!) jest konieczność lepszego wyeksponowania figury oraz "podania jej turystom na tacy".
Wszak od dziesięcioleci uchodzi za symbol miasta, tymczasem przybywający do miasta goście mają problemy, by ją znaleźć! Takie informacje - podobno - docierają do ratusza.
Tworzenie jakiegoś "super centrum" atrakcji w rejonie Starego Miasta, z myślą o niewielkiej grupie turystów, którzy na trasie swoich podróży zobaczą o wiele bardziej atrakcyjne miasta, przypomina mi urządzanie okazałego pokoju gościnnego "na pokaz", podczas gdy mieszkańcy żyją w mniej lub bardziej obskurnych klitkach.
Mieszkańcy mają prawo do pięknych miejsc tam, gdzie śpią, pracują i odpoczywają.
Pośladkami po oczach
Kilka tygodni temu bydgoszczanie - za pośrednictwem prasy, radia i telewizji - dowiedzieli się, że strzelająca z łuku dama, stojąca od prawie pół wieku przed Teatrem Polskim, idzie na Mostową. Szykowano jej miejsce na trawniku przed spichrzem. Ratuszowi urzędnicy obwieścili, że z okazji pojawienia się nowej lokatorki skwer zostanie przebudowany. Gdyby ten projekt udało się zrealizować, prawdopodobnie byłoby tak, że idący w górę i dół ulicą Mostową mieliby oczy na wysokości zgrabnych pośladków "Łuczniczki"! Czy o to chodzi???
Niedawno gazety doniosły, że za zmianę aranżacji otoczenia wykonawca zażądał pokaźnej sumy, więc ta lokalizacja stała się nieaktualna. Z pomysłu przeprowadzki pomnika urzędnicy jednak nie zrezygnowali.
To bardzo odważna decyzja ratusza, ponieważ w Bydgoszczy chyba niczego nie da się przenieść bez świętego oburzenia. Tymczasem przenosiny Łuczniczki to rozsądna propozycja. Owszem, najlepszym rozwiązaniem byłoby przeniesienie tej rzeźby w historyczne miejsce na plac Teatralny. Jednak tak naprawdę nikt w tej chwili nie może jasno zadeklarować, kiedy rozpocznie się i zakończy jego zagospodarowanie.
Gdzie trafi nasz miejski symbol? Na Mostową, naturalnie. Może pojawi się tuż przy "Domu Pfefferkorna" (Otto Pfefferkorn - za pruskiej Bydgoszczy właściciel fabryki mebli, młodszym podpowiadamy, że chodzi o kamienicę, w której był lokal o nazwie "Savoy", teraz jest tam młodzieżowy klub). Albo nieco dalej...
Posąg Łuczniczki powinien pozostać przed teatrem. Nie ma lepszego miejsca dla naszej Damy. Nie można wszystkich atrakcji gromadzić w jednym miejscu, gdyż stworzy to bezguście połączone z brzydotą.
Jak szaleć, to szaleć. Może wzorem praskiego Mostu Karola postawić "Łuczniczkę" właśnie... na moście. Damie do towarzystwa pasowałby prezydent Leon Barciszewski (też już zbiera się do odlotu, bo miejsce, na którym stoi to znakomita lokalizacja pod nowy gmach muzeum). Nie wolno zapomnieć o Trzech Gracjach, stojących nad Brdą i "Przechodzącym przez rzekę", któremu zapewne znudziło się balansowanie na linie. Więc z radością usadowi się na twardym gruncie. Tym sposobem stworzymy unikatowy salon figur i nadzwyczajną atrakcję, której żaden turysta już nie przeoczy.
Żeby nie było wątpliwości: Łuczniczka ma pozostać pod teatrem, właśnie dlatego, że kiedyś stała pod teatrem. Było to w innym miejscu i w innym czasie, ale właśnie ten duet stał się już legendą.
Zgrabny dar bankiera
"Łuczniczka" jest jedną z dwóch najstarszych rzeźb (druga to fontanna-studzienka, na szczycie której jest chłopiec i dziewczynka oraz gęś uciekająca z kosza, dzieło berlińskiego rzeźbiarza Karla Kowalczewskiego). Mało kto wie, że oba pomniki to prywatne fundacje. Fontannę podarował miastu Alfred Kuppfender, z okazji stulecia apteki "Pod Złotym Orłem", która była jego własnością; "Łuczniczka" natomiast jest darem Lewina Louisa Aronsohna, bankiera, radnego, człowieka, któremu w 1918 r. miasto nadało tytuł Honorowego Obywatela Bydgoszczy.
Kształtna postać "Łuczniczki" cieszy oko bydgoszczan płci męskiej od 18 października 1910 r. Wtedy właśnie przed teatrem pojawiła się rzeźba, która wyszła spod dłuta berlińskiego artysty Ferdynanda Lepckego (był autorem innego słynnego bydgoskiego pomnika - "Potopu"). Kogo przedstawia - do dziś nie udało się wyjaśnić. Plotkowano, że jej pierwowzorem była tancerka, w której zakochał się rzeźbiarz, mówiono też o modelce i córce fundatora.
Dzieło Lepckego przetrwało okupację i działania wojenne w styczniu 1945 r. Pozostało na placu, choć teatr zniknął z powierzchni. W 1955 r. rzeźbę przeniesiono na ul. Gdańską. Pięć lat później trafiła do parku w alei Mickiewicza. Czy z woli urzędników kolejny raz zmieni adres?
Hanka Sowińska
hanna.sowiń[email protected]