Pewien niesławnej pamięci nieboszczyk mawiał, że kiedy słyszy słowo "kultura" - odbezpiecza rewolwer. Mnie zdarza się to samo, kiedy słyszę o tak zwanych feministkach. Tyle że mój rewolwer jest na wodę, a tak zwany feminizm zwyczajnym wodolejstwem.
Niedawno dworowałem sobie w "Biznesie" z pani (uwaga!) minister Izabeli Jarugi-Nowackiej, pełnomocnika, przepraszam: pełnonoc... Pełnomocniczki Rządu do spraw Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn. Już sama nazwa przyprawia mnie o zawrót głowy, nie mówiąc o pieniądzach podatników, wydawanych na ten wątpliwej zawartości cel.
Jako znany męski szowinistyczny drań uważam otóż, że najgłupszym wymysłem tzw. feministek jest tzw. parytet (łac. par, paris - równy) udziału kobiet i mężczyzn we wszystkich (!) instytucjach rządowych i publicznych. W tłumaczeniu na polski znaczy to, że na jednego mężczyznę w każdym urzędzie (!) ma przypadać jedna kobitka; także w parlamencie, przychodni, przedszkolu, zieleni miejskiej, szalecie publicznym etc.
O takiej paranoi to ja dawno nie słyszałem i mam prośbę do p. Jarugi dwojga nazwisk Izabeli, minister zresztą. Niedawno otóż powołano mnie - prostego porucznika rezerwy - do pewnej natowskiej jednostki. Specjalizację pominę, bo to tajemnica wojskowa, pst! Mimo że jestem stary, brzydki i nikomu niepotrzebny - wyjąwszy Pakt Północnoatlantycki - dostałem rozkaz, na który mogłem jedynie wrzasnąć: "Yes, sir!". Więc moja prośba jest taka, pani minister: bardzo otóż proszę, żeby za mnie poszły do tej jednostki redakcyjne koleżanki, nawet wszystkie. Ja tam na parytet zwracać uwagi nie będę. Bardzo chętnie też przejdę na emeryturę jak kobitka, mogę brać pensję pani Gronkiewicz-Waltz albo innej pani Niemczyckiej. Jestem też całkowicie otwarty na zrównanie płci w obsadach kwiaciarni, kopalń tudzież przedsiębiorstw asenizacyjnych, zwanych niekiedy szambonurkowymi.
Pani Izabelo, że się tak familiarnie wyrażę: ja się zgodzę nawet na podział fifty-fifty, jeśli chodzi o agencje towarzyskie. Oczyma wyobraźni już widzę ogłoszenia prasowe: "Czarujący Misiaczek, extra szósteczka (!?), full serwis, tel...". Tylko proszę nie zmuszać mnie w tej materii do parytetu seksualnego - że niby raz z kobitką, a raz z facetem.
Pod tym względem zgadzam się po raz pierwszy w życiu z Ligą Rodzin Polskich. Posłanka tej partii otóż, ob. Urszula Krupa, oświadczyła sensownie, że wzmiankowane powyżej feministyczne fanaberie, to bzdura. Bo - jak powiedziała w telewizji - "kobieta ma inny mózg i przeznaczona jest do innych zadań. Kobiety i mężczyźni różnią się od siebie znacząco"... Zgadza się, pani Urszulo!
I na tym właśnie zasadza się różnica między widzeniem świata przez panią minister dwojga nazwisk Izabelę, a moim, jakby nie było - porucznika Paktu Północnoatlantyckiego. A propos: co powstanie po skrzyżowaniu dwóch parlamentarzystek?
Sztuczna inteligencja.
