Oto senator Prawa i Sprawiedliwości Zbigniew Romaszewski zapowiedział wczoraj, że w kampanię wyborczą i tworzenie koalicji rządowej włączy się sam (aż trudno uwierzyć!) Duch Święty. Siebie obwiniam o to, że byłem naiwny. Skoro Sejm IV RP potrafił zarządzić modlitwy o deszcz, a poseł PiS domagał się uchwały Sejmu w sprawie koronacji Chrystusa na króla Polski, to przecież jasne było, że musi się skończyć na interwencji Ducha Św. Romaszewski powiada więc otwartym tekstem: "Wierzę w działanie Ducha Świętego, który w odpowiednim momencie uciszy wzburzone wody polityki" i doprowadzi do powstania koalicji PiS - PO. A ja idę o zakład, że nawet Duch Święty w tej materii nie jest w stanie zrobić nic. Bo to Polska właśnie.
I dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że marszałek Sejmu Ludwik Dorn ma absolutną rację przeznaczając prawie 6 mln złotych (inni twierdzą, że 8 mln) na ogrodzenie budynku parlamentu IV RP metalowym płotem. Zamontowany zostanie też sprzęt kryminalistyczny, a nawet wskaźnik czystości powietrza, chyba na wypadek ataku chemicznego. Duch - Duchem, a terroryści, geje i pielęgniarki tylko czekają na okazję.
Swego czasu b. minister spraw zagranicznych Władysław Bartoszewski przyrównał Polskę do niezbyt urodziwej panny, która w IV RP nie stara się wobec świata być nawet sympatyczna. Oburzyły się na to najwyższe władze partyjne i państwowe. Według władz Polska uchodzi w świecie nie tylko za śliczną młodą, bogatą damę, ale i mądrą. Jednak coś mi zazgrzytało, kiedym dowiedział się, że prezydenta Lecha Kaczyńskiego pomylono w Chicago dwukrotnie. Podczas składania kwiatów pod Pomnikiem Katyńskim nasza głowa państwa została powitana jako "prezydent Kwaśniewski". Konsternacja była spora, a czarę goryczy przelał pewien ważny Polonus, który przedstawiał Lecha Kaczyńskiego jako "prezydenta Lecha Wałęsę". Duch Święty nie pomógł, a ja pomyślałem sobie, że żaden prawdziwy mężczyzna, tym bardziej prawdziwy Polak, nie może zapomnieć, jak nazywa się najpiękniejsza panna we wsi, prawda?
Dla mnie sprawa jest oczywista z innego też powodu. W najpiękniejszej wsi pod nazwą Polska najpiękniejszą panną (no, może trochę przesadziłem) jest też brawurowo wschodząca gwiazda tańca z gwiazdami- Nelly Arnoldowicz Rokita. Miłość Jana Marii do Nelly owiana jest już romantyczną legendą: dwoje młodych ludzi po przejściach spotyka się potajemnie gdzieś w Europie. Ona po dwóch małżeństwach, on po jednym. Ona - z rodziny gruzińskich Niemców, on - z krakowskich mieszczan. Nelly w przebłysku olśnienia przechodzi na katolicyzm, a jej ojcem chrzestnym zostaje Jan Maria Władysław. Szczęśliwe małżeństwo trafia na najpierwsze salony polityczne Rzeczpospolitej, bryluje w Platformie Obywatelskiej. I nagle... Nagle kolejna miłość - PiS. Jan Maria Władysław, wierny partii, ale przede wszystkim żonie, odchodzi z polityki. Nie wie, że Nelly szybciej mówi niż myśli.
Jest więc jak u Hitchcocka i Szekspira.