Torunianie przez połowę meczu byli kompletnie bezradni na tarnowskim torze. - Po tym koszmarnym początku zastanawiam się do dziś, jak to się stało, że te 40 punktów udało się uzbierać. Mam przed oczami sytuację w parkingu po 8 biegu: przegrywamy 33:15, kompletna niemoc, a objeżdża nasz Ernest Koza, z całym szacunkiem dla tego chłopaka. Nawet Kacper Gomólski nie miał pomysłu, choć trzy lata startował w Tarnowie. Jego ustawienia sprzed roku czy dwóch sezonów kompletnie się nie sprawdzały. To nie jest trudny technicznie tor, ale nawierzchnia jest bardzo specyficzna. Nasi zawodnicy próbowali różnych ścieżek, ale tam gdzie Kołodziej się rozpędzał oni stawali w miejscu - opowiada Gajewski.
W drugiej części spotkania udało się trochę odrobić strat. Ostatecznie różnica 10 punktów daje spore nadzieje na punkt bonusowy w rewanżu. - W pewnym momencie powiedziałem chłopakom: próbujcie skrajnych rzeczy, minimalne zmiany nic nie dają. Dopiero wtedy coś się zaczęło rodzić. Reakcje były znamienne: Łaguta szedł z przełożeniami w dół, "Miedziak" w górę, Doyle z kolei kombinował z dyszami i najszybciej się znalazł prędkość na torze - mówi menedżer "Aniołów".
Jego zdaniem porażka jest bolesna, ale może być bardzo cenną lekcją na przyszłość. - Chciałem, żeby jechali wszyscy swoje wyścigi, żeby każdy z zawodników jakieś wnioski wyciągnął. Następnym razem powinni wiedzieć, jak zareagować w takich warunkach. Niewykluczone, że z Unią Tarnów spotkamy się w play off, a poza tym czeka nas jeszcze mecz w Grudziądzu, gdzie będą podobne warunki - dodaje Gajewski.
Skrót meczu. PGE Ekstraliga/x-news
Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje