Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jadwiga Oleradzka odpowiada toruńskim teatrologom

Jadwiga Oleradzka, Dyrektor Naczelny Teatru im. Wilama Horzycy/teatr.torun.pl
Jadwiga Oleradzka z Teatru Horzycy odpowiedziała na list teatrologów z UMK
Jadwiga Oleradzka z Teatru Horzycy odpowiedziała na list teatrologów z UMK Lech Kamiński
- Artykuł utytułowanych teatrologów, jest tak pełen nieprawd, półprawd i wyjątkowo złej woli, że nie mogę go bez odpowiedzi pozostawić - pisze Jadwiga Oleradzka, dyrektor naczelna Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu.

"Wyznaję staroświecką zasadę, że teatr na recenzje nie odpowiada, że każdy ma prawo do wygłaszania opinii na temat sztuki i że mają one prawo się różnić - nawet krańcowo. Ale artykuł utytułowanych teatrologów, jest tak pełen nieprawd, półprawd i wyjątkowo złej woli, że nie mogę go bez odpowiedzi pozostawić. Tym bardziej że to nie recenzja, a wręcz - manifest. Ukazał się akurat na powitanie nowego dyrektora artystycznego, który pracuje w teatrze od stycznia. Jego pomysł na Teatr poznamy zatem w drugiej połowie roku.

Czytaj także: Teatrolodzy z UMK krytykują toruński Teatr Horzycy. Słusznie?
Odpowiadam w Teatrze głównie za sprawy zarządzania i finansów (artystycznie - za festiwale), zacznę zatem od konkretów, które naukowcom - jak się wydaje - są obce, choć bez nich nie bardzo wypada ferować tak skrajnych wyroków. Rok 2012 był dla teatru dramatyczny. Zapowiedziane - w trakcie sezonu - obcięcie dotacji o 710 000 złotych dawało nam trzy wyjścia - grupowe zwolnienia, rezygnację z premier lub likwidację festiwalu Kontakt. Wszystkie trzy rozważałam bardzo poważnie.

Rezygnacja z festiwalu, wtedy, gdy miała się odbyć pierwsza edycja organizowana jako biennale, likwidowała tę imprezę na zawsze, na dodatek - bo część umów była już podpisana - oznaczała dla teatru odszkodowania i długi. Zaniechanie przygotowywania premier to granie przez rok starego repertuaru, co w dwustutysięcznym mieście spowodowałoby prawie natychmiastowy spadek frekwencji - i wpływów, niezbędnych dla utrzymania teatru.

Wybrałam drogę trzecią - zwolnienia. Na szczęście Urząd Marszałkowski znalazł dodatkowe środki i zamiast 20 -22 osób (z 96) z teatru odeszło tylko 9 (etatów zlikwidowano więcej), w tym zaledwie troje aktorów. Repertuar ocalał. Zamiast siedzieć i płakać wybraliśmy ucieczkę do przodu i w sezonie 2011/2012 odbyło się 8 premier: Dziady Mickiewicza, Ofelie Janiczak, Mroczna gra Murillo, Dziedzictwo Estery Maraia, Nadia Czechowa, Porucznik z Inishmore McDonagha, O miłości Norena i - w ramach Sceny Propozycji Aktorskich - Marabut, koncert piosenek Stanisława Staszewskiego. Tyle o kryzysie finansowym, z którego udało się wyjść obronną ręką - widzowie chodzili do teatru (raczej nie tylko dlatego, że mamy świetne biuro obsługi widów), dochody wzrosły.

Drugim problemem była rezygnacja Iwony Kempy ze stanowiska dyrektora artystycznego podjęta w środku kryzysowego roku. Rozumiałam powody jej rozżalenia (w końcu po jednym nieudanym polskim sezonie z ulubienicy mediów, chwalonej przez krytykę i nagradzanej w całej Polsce stała się z nagła dla tychże mediów persona non grata, którą należy natychmiast wyrzucić na śmietnik) i .... niewiele mogłam zrobić.

Nowa Ustawa o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej wymagała podpisania kontraktu między dyrektorem teatru i Marszałkiem Województwa. Do tego momentu, bez nowego powołania na stanowisko nie mogłam podjąć decyzji o zatrudnieniu następcy Kempy, bo mój angaż - w świetle Ustawy - wygasał z końcem grudnia. A kontrakt opiewał na lat trzy!. Dopiero w listopadzie umowa i program nabrały mocy prawnej, a 20 grudnia mogłam podpisać umowę o pracę z p. Bartoszem Zaczykiewiczem. Oczywiste jest, że projekt sezonu 2012/2013 będący częścią kontraktu obowiązującego od września, ułożyła Iwona Kempa, która w pełni odpowiadała za program artystyczny Teatru. Jest więc czymś nieprzyzwoitym obarczanie nowego dyrektora artystycznego odpowiedzialnością za coś, z czym nie miał nic wspólnego.

Co do zarzutów natury - powiedzmy - artystycznej, czytam w tekście o dwóch ostatnich sezonach Kempy: "nieudany pomysł powierzenia wszystkich premier młodym reżyserom, nie radzącym sobie z materią teatru". Hm. W ostatnim sezonie młodych reżyserów było dwoje - nagrodzony przez UMK Jacek Jabrzyk i Pia Partum, której Dziedzictwo Estery rzeczywiście nie było udane. W sezonie poprzednim - także dwójka - Karina Piwowarska z ciekawą realizacją Ich czworo i Katarzyna Raduszyńska, z którą współpracę Teatr zakończył przed premierą Nowego Don Kichota. Debiuty niosą ze sobą takie ryzyko. Czy zatem nie należy dawać młodym szansy debiutu?

I sprawa ostatnia, najbardziej chyba kontrowersyjna, dotycząca trwającego sezonu. Nie wiem, czy autorzy tekstu wiedzą jakie obowiązki nakłada na teatr Ustawa i wynikający z niej kontrakt? Objaśniam: w sezonie ma odwiedzić toruński teatr 40 000 widzów, mamy przygotować co najmniej 6 premier i zagrać co najmniej 220 przedstawień (nie licząc festiwalu) przy frekwencji - 80 proc. na dużej scenie i 90 proc. na Scenie na Zapleczu. Mówiąc obrazowo: każdego dnia na każdym przedstawieniu dużej sceny musi być co najmniej 280 widzów (352 miejsca), na małej - 90 (miejsc 100). Tak przez 10 miesięcy w roku . I tu dochodzimy do kwestii repertuaru jedynego teatru w dwustutysięcznym mieście. Gramy dla widzów, a widzowie są różni. Jedni oczekują od nas Dziadów, Wesela i współczesnej awangardy, inni chcą miło spędzić czas i po prostu się bawić. Pierwszych drażnić będą rzeczy lżejsze, drudzy powiedzą, że nasz repertuar jest zbyt poważny, wręcz smutny. Czy którąś z tych grup powinniśmy spisać na straty? Którą? I dlaczego?

Wiadomości z Torunia

Prawda jest taka: nie mamy w repertuarze fars, jedyną komedią prócz Klary jest Nowy Don Kichot Fredry. Niewiele. Koncert życzeń miał wypełnić tę lukę i widzowie za każdym razem żegnający aktorów owacją na stojąco, doskonale to rozumieją. Nie oszukujemy ich zresztą zapowiedzią musicalu, (na nic takiego w kryzysowym roku nie byłoby nas stać), proponujemy koncert w wykonaniu bardzo dobrze śpiewających aktorów I nie jesteśmy jedyni.

Nie bardzo rozumiem, co oznacza zarzut marnowania pracy wybitnych artystów: Mirka Kaczmarka i Małgorzaty Sikorskiej - Miszczuk w spektaklu Klara. Przecież Sikorska Miszczuk adaptację powieści Kuny napisała. Gdyby uważała, ze marnuje swój talent -chyba by tego nie robiła?. A Mirek Kaczmarek także nie musiał współpracować z Piotrem Kruszczyńskim. Ma dość innych propozycji. Co do aktorki występującej gościnnie - czyżby teatrolodzy nie wiedzieli, że obsadę wybiera reżyser, nie dyrektor teatru?

De gustibus.... chciałoby się powiedzieć o fragmencie nt. Upadku pierwszych ludzi. Autor wyróżniony w konkursie Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej przez innych utytułowanych teatrologów, tu nazwany zostaje grafomanem !

Ale jeśli jednym z najwybitniejszych przedstawień toruńskiej sceny obwołany zostaje Tlen Wyrypajewa, czyli spektakl festiwalu Kontakt sprzed 10 lat (państwo uczeni mogliby ustawić poprzeczkę jeszcze wyżej, byli tu wszak Nekrosius, Stein, van Howe, Brook, Marthaler, Castorf, Ostermeier i Wasiljew) to już z pokorą przyjmuję zarzut kolejny. To prawda - na korytarzu wiodącym do Sceny na Zapleczu jest tłok i przeciągi. Postaram się coś z tym zrobić."

Jadwiga Oleradzka
Dyrektor Naczelny
Teatru im. Wilama Horzycy

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska