www.pomorska.pl/mogilno
Więcej aktualnych informacji z Mogilna znajdziesz również na podstronie www.pomorska.pl/mogilno
Wielkie pranie przed świętami było wydarzeniem. Do prania wędrowała odzież i bielizna, pościele, firany, zasłony, obrusy, makatki znad stołu i kranu nad zlewem z napisem "Dobra woda, zdrowia doda".
Obowiązkowe maglowanie
Nieodzowną czynnością było maglowanie. - Poskładaną i "przeciągniętą" bieliznę nosiłem z matką do magla u Langego przy ulicy Jana Kausa. - mówi Franciszek Herwart. Mieszkanie było gruntownie sprzątane. Meble obmywane, podłogi pastowane i wyczyszczone do połysku. - Mama pilnowała, aby te prace były zakończone przed południem w dzień wigilijny - mówi Teresa Wojciechowska.
Troską każdej gospodyni były zakupy świąteczne. - W pierwszych latach po wojnie potrawy wigilijne były skromne. Dobrze jak był śledź na stole, bo ryby trzeba było złowić, albo kupić u rybaka. Najczęściej była to drobnica, nie każdego stać było na ryby lepszego gatunku. Dopiero pod koniec lat 50. w sklepie rybnym przy ulicy Jagiełły, u Cegielskiego można było nabyć karpia, po odstaniu w długiej kolejce - kontynuuje pani Teresa. Na świątecznym stole królował drób, wyhodowany przez siebie albo kupiony na targu. Owinięty papierem, kruszał wisząc za oknem kuchennym, podobnie jak inne produkty, przechowywane na "gródce", bo lodówek jeszcze wtedy nie było.
Panie piekły pierniki i makowce
Mogileńskie gospodynie piekły pierniki, brukowce, kruche ciastka z cukrem oraz makowiec, pozostawiając te prace na ostatnie dni przed Wigilią. Z chwilą nastania Adwentu, zarabiały ciasto, aby mogło się odleżeć. Według dawnych zaleceń najlepszy był piernik zarobiony przy chrzcinach córki, a pieczony na jej wesele. Ciasta wyłożone na blachy, z obowiązkową kartką z nazwiskiem zanoszono do upieczenia w piekarniach. Spotykające się po świętach sąsiadki mówiły często "jestem tako zło, bo mi się makocz nie udoł".
Choinka i własnoręcznie wykonane ozdoby
Trudno wyobrazić sobie Gwiazdkę bez choinki. Po II wojnie światowej była to choinka naturalna, bo sztuczne pojawiły się dopiero w latach 60. poprzedniego wieku.
- Choinki kupowało się na placu przy ulicy Generała Hallera. Kto miał rower, jechał do Babskiego lasu i kupował u leśniczego- kontynuuje Teresa Wojciechowska. Ozdobami były łańcuszki klejone z kolorowych papierków kupionych w sklepie Smoczkiewiczowej, aniołki z papieru i słomy robione przez dzieci na pracach ręcznych w szkole, cukierki w kolorowych papierkach, jabłka, srebrzone orzechy i szklane bombki, "anielskie włosy".