
Taki tort przygotowali klubowicze Cross Gym Grudziądz dla Sylwii Reichel, witając ją po powrocie z USA
(fot. Maryla Rzeszut )
Klubowicze twardo czekali w hali Cross Gym w Grudziądzu, we wtorek, 10 marca po godz. 22.00.
Mąż Sylwii - Dawid Wilczewski tajemniczo przywiózł ja do klubu mówiąc, że zostawił klucze, dlatego muszą zajrzeć do hali. A tu, w ciemnościach, czekała grupa kilkudziesięciu klubowiczów, w udekorowanych wnętrzach, z dwoma tortami, szampanami... Gdy Sylwia Reichel-Wilczewska weszła, zapaliły się światła a na nią, wymęczoną podróżą, polały się szampany. Była tyle zaskoczona, co szczęśliwa, że wierni przyjaciele witają ją w Grudziądzu.
- Przede wszystkim chcę was przeprosić za swój wygląd - zaczęła brązowa medalistka Arnold Strongwoman Classic 2015 - Mam za sobą 60 godzin podróży. Trzy przesiadki, koczowanie na lotniskach. Dziękuję wam, ze przyszliście. Także za to, że kibicowaliście mi podczas walki w USA, wasze smsy mobilizowały mnie. A byłam chora. Miałam gorączkę, obolałe gardło, odezwało się zapalenie zatok. Po przylocie do Columbus nie było mowy o aklimatyzacji, bo po 3 godzinach już mieliśmy naszą, zawodniczą konferencję, z ważeniem i innymi formalnościami. Wszyscy z reprezentacji źle spaliśmy. Budziliśmy się co godzinę. A kiedy na treningu zobaczyłam, jak prezentuja się zawodniczki, z którymi będę walczyć, pomyślałam "chyba nie będzie dobrze"...
Przypadła do serca Amerykanom

W hali Cross Gym Grudziądz klubowicze przygotowali dwa torty,róże i szampany, na powitanie pierwszej w historii, polskiej medalistki Arnold Strongwoman Classic - Sylwii Reichel-Wilczewskiej.
(fot. Maryla Rzeszut)
Jednak Sylwia Reichel-Wilczewska nie poddała się. - Co miałam powiedzieć wam i sobie? Że nie zawalczę, bo źle się czuję? Gdy rozpoczęły się konkurencje, wzięłam się w garść. Po tych wszystkich wyrzeczeniach, ogromnym wysiłku, żeby wziąć udział w Arnold Classic, miałabym skapitulować? Już po pierwszej konkurencji Amerykanie mnie zauważyli. I kibice, i sędziowie, który są otwarci, nie mają uprzedzeń i dopingowali nieznaną nikomu zawodniczkę z Polski. Sędziowie od razu gratulowali mi bardzo dobrego przygotowania fizycznego. Przez całe mistrzostwa, zanim weszłam do TOP4, po kolejnych konkurencjach oscylowałam na miejscach 1-4. Przed tablicami z wynikami moje konkurentki pytały się nawzajem: kim jest Sylwia Reichel-Wilczewski? Inne, które mnie kojarzyły, wskazywały, że to ja... A wśród 20-tysięcznej publiczności miałam swoich fanów. Witali mnie, skandując moje imię. Spodobałam się amerykańskiej publiczności, m.in. dlatego, że do każdej konkurencji pochodziłam jak wojownik, z okrzykami.To mi pomagało uporać się z niesamowitymi ciężarami...
70 procent uczestniczek Arnold Classic zna się, przynajmniej z widzenia, bo spotykają się na tych mistrzostwach co roku. Sylwia Reichel była tam po raz pierwszy i od razu zaznaczyła swoją obecność bardzo mocno.