https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jak niemiecki burmistrz ratował Polaków i Żydów

Renata Kudeł
Ottomar Piper, zdjęcie z rodzinnego albumu
Ottomar Piper, zdjęcie z rodzinnego albumu Fot. Archiwum
Przed kilkoma dniami zadzwoniła do redakcji "Pomorskiej" we Włocławku starsza pani. - Gdy miałam piętnaście lat Ottomar Piper ostrzegł moją mamę, że jestem na liście do wywózki...

www.pomorska.pl/wloclawek

Więcej informacji z Włocławka znajdziesz na stronie www.pomorska.pl/wloclawek

Historia o Niemcu, który ratował Żydów i Polaków przed wywózką do Generalnej Guberni mogłaby być kanwą do filmu o cichym bohaterstwie tamtych czasów i wielkiej miłości, jaka połączyła Polkę i Niemca.

Kowal. Miasteczko, w którym urodzili się Kazimierz Wielki i ... aktor Jan Nowicki. Burmistrz Eugeniusz Gołembiewski, przyznaje, że tak za sprawą wspaniałego, mężnego patrona miasta jak i wujka (burmistrz jest chrześniakiem odtwórcy roli "Wielkiego Szu") miasteczko ma zapewnioną wspaniałą promocję. Kowal, jak twierdzi Eugeniusz Gołembiewski, w ogóle ma szczęście do ciekawych ludzi. Zawsze miał. Taki na przykład kowalanin Ottomar Piper. Postać niemal filmowa. Cichy bohater okupacji. Dlaczego cichy? Bo nawet najbliższa rodzina nie wiedziała, co robił za plecami Niemców. On, sam będący Niemcem!

Biogram ze słownika

Dla historii Kowala odkrył go w 2006 roku dr Bogdan Ziółkowski, nieżyjący już, niestety, pasjonat działalności konspiracyjnej okresu drugiej wojny światowej, pracownik naukowy Wyższej Szkoły Humanistyczno-Ekonomicznej. Wraz z historykiem Jerzy Giergielewiczem stworzył jego biogram do słownika biograficznego " Kazimierz Wielki oraz niepospolici z Kowala i okolic". Marzeniem doktora Ziółkowskiego było, aby Piper został honorowym obywatelem miasta. Nie dożył jednak tej chwili.

Pod koniec ubiegłego roku w kowalskiej remizie OSP, pamiątkowy dokument nadania honorowego tytułu odebrały trzy przyrodnie wnuczki Ottomara z linii Pokorowskich: Halina , Małgorzata i Bożena. - To była wzruszająca uroczystość - mówi Bożena Boczarska, z domu Pokorowska, włocławianka, z wykształcenia biolog, emerytowana nauczycielka, pisarka, która ma na swoim koncie kilka powieści. - Ottomar Piper vel Antoni Jasiński, bo pod takim przybranym nazwiskiem go znałyśmy, był ojczymem mojego taty, ale też i moim ojcem chrzestnym. Dziadka kojarzę z zapachem i smakiem ptasiego mleczka, kukułek i sezamków., kupowanych przez niego w warszawskich delikatesach przy alejach Jerozolimskich. To były rarytasy, nieosiągalne we Włocławku w latach pięćdziesiątych... - wspomina.

Bożena dopiero po latach dowiedziała się, że był bohaterem. W ogóle o jego życiu nie mówiło się wiele. - Ani też, choć był dla rodziny wspaniałym ojcem i dziadkiem nie chwaliliśmy się specjalnie jego korzeniami. Po wojnie nie było dobrze widziane mieć w rodzinie Niemca... - mówi Bożena Boczarska. Dopiero za sprawą historycznej pasji dr Bogdana Ziółkowskiego uśpiona historia ożyła. Historia o kimś, kogo można nazwać polskim Schindlerem. Bo Ottomar Piper, urodzony w rodzinie z niemieckimi korzeniami, okazał się być polskim patriotą.

Nie był papierową postacią

Śledząc jego życie szybko przekonujemy się, że nie był papierową postacią. Jako najstarszy z pięciorga dzieci restauratora Emila Pipera i Anny z domu Sonnenberg (urodził się w 1895 r.) rozpoczął edukację w rodzinnej Nieszawie. Potem trafił do renomowanej włocławskiej Szkoły Handlowej, by ostatecznie zostać nauczycielem. Wykładał język polski i matematykę, uzupełniając jednocześnie wykształcenie w Seminarium Nauczycielskim w Wymyślnie. Obie te szkoły - włocławska Szkołę Handlową (dziś renomowane Liceum Ziemi Kujawskiej) oraz wymyślińskie seminarium - wypuściły w świat wielu patriotów, znakomitych Polaków, którzy zapisali się odwagą w narodowych zrywach i wojnach.

Na razie jednak młody Ottomar nie myślał o patriotycznych uniesieniach. Jako nauczyciel założył w Kowalu, gdzie już wówczas mieszkał, założył kółko teatralne. Musiał mieć talent (niejeden, jak się potem okazało), bo zagrał wówczas, wraz z jego członkami, w sali wynajmowanej od piekarza Waltera, wodewil "ze śpiewami i w czterech obrazach" czyli popularne wówczas "Tajemnice Warszawy". Był nie tylko aktorem-amatorem, ale też i muzykiem - grał na pianinie, na skrzypcach, na gitarze. Co więcej - śpiewał w czteroosobowym chórze rewelersów, prowadzonym przez Ludwika Domańskiego, a założonym na wzór sławnych chórów "Dana" czy "Czejanda". Podczas pierwszej wojny światowej należał do Polskiej Organizacji Wojskowej. Na początku lat dwudziestych minionego wieku założył w Kowalu oddział Związku Strzeleckiego. Jako zwolennik polityki marszałka Piłsudskiego nie miał w Kowalu łatwego życia. Gdy z powodów zdrowotnych musiał porzucić pracę w szkole, długo szukał zajęcia. W tamtejszym magistracie, zdominowanym przez zwolenników endecji, gdzie próbował się zatrudnić, nie było miejsca dla takich jak on.

Połączyła ich miłość

W 1920 roku Ottomar ożenił się z wdową po Janie Pokorowskim, Janiną. - Dla rodziny o na wskroś polskich korzeniach musiał to być szok - mówi Bożena Boczarska. - Ona Polak, on... właściwie Niemiec! Połączyła ich jednak wielka, gorąca miłość... Janina miała z poprzedniego związku pięcioro dzieci. Do tej piątki dołączyła wkrótce dwójka wspólnych - córka Alicja i syn Heliodor.

Prawdziwy przełom w jego życiu przyniósł wybuch drugiej wojny światowej. Co prawda w pierwszym odruchu, wraz z rodziną chciał wyjechać do Warszawy, ale zatrzymali go jego przyjaciele, między innymi aptekarz Wiktor Drzewiecki i ks. Józefat Jan Domagała. Czy przypuszczali, że po zajęciu Kowala przez Niemców zostanie burmistrzem miasteczka? Czy ktoś mógł przewidzieć taki scenariusz?

21 września 1939 roku Otomar Piper, ze względu na pochodzenie, wykształcenie i biegłą znajomość języka niemieckiego, został mianowany burmistrzem. Od początku okupacji zaangażował się w niesienie pomocy Żydom i Polakom, których ratował przed wywózką i aresztowaniem. Wraz z pracownikami magistratu, m.in. Hieronimem Michalskim i Józefem Paczkowskim, wystawił ponad 100 dowodów na fikcyjne nazwiska. Uprzedzał ludzi z list wysiedleńczych nie tylko z Kowala i okolic, ale też z Włocławka.

- Było to możliwe dzięki siatce tajnych współpracowników, w tym Tadeusza Pokorowskiego, mojego ojca, pasierba Ottomara Pipera oraz innych mężczyzn, między innymi z naszej bliższej i dalszej rodziny: Waldemara Jaworskiego, Michała Glonka, Leona i Aleksandra Reszelskich - twierdzi włocławianka. - Wielkim aktem bohaterstwa, którym desperacko naraził sposób swoje życie było ocalenie i przechowanie naczyń liturgicznych z kościoła parafialnego w Kowalu oraz sztandaru Ochotniczej Straży Pożarnej. Jak niesie wieść rodzinna, dziadek przechował je w bańce na mleko zanurzonej głęboko w przydomowej studni. Mieszkaliśmy wówczas w Kowalu przy ulicy Tragutta...

... vel Antoni Jasiński

Ottomar Piper pełnił funkcję burmistrza do momentu, kiedy zastąpił go sprowadzony z Rzeszy Martin Rutsch, Niemiec z krwi i kości, urodzony w Duselldorfie. Ottomar pracował jeszcze przez jakiś czas jako jego zastępca, aż wreszcie odszedł "na swoje". Założył firmę handlową. Prowadził ją do 1943 r. Nie wiedział o tym, że był już obserwowany przez informatorów gestapo. Przeszukanie w domu i w obejściu przy ul. Tragutta do którego w końcu doszło, nie przyniosło dowodów na rzecz jego działalności konspiracyjnej. Chyba Niemcy nie szukali zbyt dobrze, bo nie znaleźli dwóch skrytek, z których korzystały osoby przed przerzutem - jednej pod podłogą pokoju, drugiej - w wozowni. Ottomara Pipera zamknięto jednak, początkowo we włocławskim więzieniu, by wreszcie skazać na trzy lata odosobnienia w Sztumie. Gdy wyszedł na przepustkę w Wigilię 1944 roku, już do Sztumu nie wrócił. Ukrywał się do końca wojny... w Kowalu. Gdzie? Na ten temat są różne, sprzeczne przekazy. Natomiast wiadomo co do dnia, kiedy przekazał na ręce proboszcza tutejszej parafii naczynia liturgiczne z kościoła pw. św. Urszuli. Wkrótce potem strażacy z OSP odzyskali też ukrywany przed hitlerowcami sztandar.

Rehabilitowany w 1946 roku, Piper złożył wówczas wniosek o sądowną zmianę nazwiska. Jako Antoni Jasiński zamieszkał w Warszawie i nigdy już nie powrócił na stałe do Kowala. W stolicy pracował jako robotnik . Często jednak odwiedzał rodzinne strony. Podczas jednej z podróży do Kowala i Włocławka dostał zawału. Zmarł 14 stycznia 1969 roku we włocławskim szpitalu. Zgodnie z ostatnią prośbą, pochowano go na kowalskim cmentarzu. Na tablicy widnieje tylko jego polskie nazwisko. Jak zapowiada burmistrz Gołembiewski, wkrótce się to zmieni. To także inicjatywa fundacji "Ari-Ari", która realizowała w Kowalu projekt " I nastała cisza... Rakutowo na Kujawach", dokumentując historie, przeżycia i zdarzenia opowiadane przez najstarszych mieszkańców Kowala i okolic. - Podczas badań zwrócono uwagę na opowieści o Ottomarze Piperze - mówi Eugeniusz Gołembiewski. I od tego wszystko się zaczęło.

Od autorki. Na Ottomarze Piperze rzecz jasna nie kończy się pasjonująca historia tej polsko-niemieckiej rodziny. Bożena Boczarska ubolewa, że na uroczystości w Kowalu nie było wspólnych dzieci O. Pipera ze związku z Janiną Pokorowską. Chora 89. letnia córka Ottomara, Alicja , mieszka w Komorowie koło Warszawy, jej dzieci Maria i Jacek żyją od lat w Nowym Jorku. Syn Pipera, Heliodor, mający dwóch synów Pawła i Jerzego (obaj mieszkają poza granicami Polski) podzielił los ojca i miał bardzo ciekawe, choć dramatyczne życie. Po tym, jak wcielono go do Wermachtu i skierowano na front afrykański, zbiegł na stronę brytyjską, trafił następnie do armii generała Andersa.

Do opowieści włocławianki, która spędziła dzieciństwo w Kowalu i tam uchroniono ją przed wywózką do Niemiec wrócimy już wkrótce na łamach "Gazety Pomorskiej".


Korzystałam z książki "Kazimierz Wielki oraz niepospolici z z Kowala i okolic. Słownik biograficzny i kalendarium" pod redakcją Zdzisława Zasady i Bogdana Ziółkowskiego, wydanej w 2006 r. Autorzy noty biograficznej o Ottomarze Piperze to Jerzy Giergielewicz i Bogdan Ziółkowski.

Komentarze 5

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

R
Rita

Czy ci Polacy żydzi byli warci ratowania? Patrząc na ich późniejsze dokonania, nasuwają się poważne wątpliwości.

 

J
Jacek.
Zawsze po każdej stronie barykady znajdą się wspaniali ludzie o dobrych sercach. Nie ważne jakiej narodowości są. Ważne jak postępują wobec innych. Ważne jest też to żeby pamięć o takich ludziach przetrwała,żeby była wzorcem dla innych. Proponuję udać się do archiwum miejskiego. Tam urzęduje bardzo sympatyczny i chłonny na takie informacje człowiek,Tomasz Dziki.Na pewno pomoże też wielki miłośnik naszego miasta,Andrzej Winiarski.
M
Malgosia

mój dziadek i pradziadek przeżyli dzięki Ottomarowi Piperowi - ostrzegł ich przed aresztowaniem i wyrobił papiery , by mogli uciec do Warszawy - byli działaczami podziemia z Włocławka

A
Ania
Ja również jestem pra wnuczką ale połączoną z Ottomarem więzami krwi. Na ten artykuł trafiłam niechcący i jestem trochę zdegustowana. Nie wiem czemu wszyscy powtarzają, że Ottomar był Niemcem - nie był, urodził się w Polsce, tak jak i jego ojciec (matka urodziła się w Kownie, które też leży daleko od Niemiec), był ewangelikiem i mówił po niemiecku - ale to chyba nie jest powód, żeby pozbawiać go Polskiego obywatelstwa, które nota bene miał od zawsze i którego nie kwestionował, co więcej nie wyobrażał sobie innego stanu rzeczy. Co więcej, mój pra dziadek nigdy nie zgłaszał żadnego pochodzenia i w żadnych dokumentach, które do tej pory posiadamy nie ma wzmianki o czymś innym niż obywatelstwo Polskie. Za życia nikt mu Polskiego obywatelstwa nie odbierał, tylko teraz po śmierci różne osoby zrobiły z niego Niemca, czego ani ja, ani moja najbliższa rodzina nie może zrozumieć.

Moja pra babcia nie nazywała się Janina tylko Józefa i dla rodziny "o na wskroś polskich korzeniach" nie było to żadnym szokiem, co więcej nie było problemów z różnicami wyznań, była radość - z różnych powodów - m.in. z tego, że moja pra babcia wdowa po Janie Pokorowskim nie będzie musiała sama wychowywać pięciorga swoich dzieci z pierwszego małżeństwa.
A
Ania
Mam na imię Julita. Zanim się urodziłam , rodzice sądząc, ze będą mieli syna wybrali już dla mnie imię..... Ottomar... To na cześć mojego przyrodniego pradziadka. Zawsze słyszałam jakim był wspaniałym i dobrym człowiekiem. Po prostu dobrym, a dziś to chyba największy komplement. Nie łączą mnie z Ottomarem Piperem żadne więzy krwi, ale nie to jest najważniejsze. Jestem dumna, że w mojej rodzinie był człowiek tak wielki w swojej skromności i dobroci.
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska