Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak umarł Jezus?

Dorota Kowalewska [email protected] tel. 52 32 63
sxc
Wiemy, jak to, co się stało, zmieniło świat. Dzisiaj lekarze próbują odpowiedzieć na pytanie, jak umarł Jezus.

Objawy wskazują, że na zgon Jezusa złożyło się wiele przyczyn, choć każda z osobna mogła doprowadzić do śmierci.

Jedną z nich mógł być wstrząs pourazowy, a także pokrwotoczny i hipowolemiczny z nadmiernej utraty płynów. Szybką śmierć mogła też wywołać ostra niewydolność oddechowo-krążeniowa, spowodowana ciężkimi urazami klatki piersiowej, ciężkie zapalenie płuc z płynem wysiękowym w jamie opłucnowej, zawał i groźne arytmie serca, a finalnie uduszenie z niewydolności wydechowej spowodowanej ukrzyżowaniem.

- Jego śmierć to efekt wyrafinowanych tortur i ukrzyżowania - odpowiada prof. Władysław Sinkiewicz, kardiolog, kierownik II Katedry Kardiologii Collegium Medium w Bydgoszczy UMK w Toruniu.
- Można nawet postawić tezę, że Jezus był w stanie krytycznym, zanim został przybity do krzyża.

Od siedmiu boleści

Czy pot może być czerwony?
- Przekaz ewangeliczny podaje, że w czasie modlitwy w Ogrójcu Jezus spływał krwawym potem - mówi prof. Sinkiewicz. - To żadna fantazja literacka. Medycyna zna takie przypadki, chociaż są one niezmiernie rzadkie.

To skutek wielkiego cierpienia psychofizycznego. Rozszerzają się i pękają włosowate naczynia krwionośnie, a krew z nich przedostaje się do gruczołów potowych. - Czerwone krwinki zabarwiają pot i ma się wrażenie, że pacjent krwawi z całego ciała. Opis w Biblii może więc być prawdziwy, biorąc pod uwagę naszą obecną wiedzę medyczną na ten temat - dodaje prof. Sinkiewicz.

Stan krytyczny
Najpierw aresztowanie, później bicie, tortury, odwodnienie organizmu, utrata krwi. Prawdopodobnie złamania kości. Dzisiaj człowiek, który coś takiego by przeżył, byłby transportowany na sygnale do najbliższego szpitala. Diagnoza - stan krytyczny, bezpośrednio zagrażający życiu!

- Takiego pacjenta uznałbym za niezwykle trudny przypadek - ocenia profesor Sinkiewicz. - Na pewno nie mógłbym sobie wyobrazić, że taka osoba wstanie po okrutnym biczowaniu i zaniesie krzyż na miejsce swojej śmierci. Trzeba też wziąć pod uwagę utratę krwi, silne przeżycia emocjonalne i wielkie cierpienie fizyczne oraz brak snu, posiłku i płynów, co miało istotne znaczenie w gorącym klimacie śródziemnomorskim.

A jednak szedł...

Z dużym prawdopodobieństwem możemy odtworzyć drogę krzyżową Jezusa Chrystusa, bo podobną mękę często przeżywali skazańcy w czasach Cesarstwa Rzymskiego. Krzyż był przez nich dźwigany od miejsca biczowania aż na miejsce stracenia, zwykle za murami miasta. Była to najczęściej umieszczona na karku belka poprzeczna, ważąca 37-54 kg. Cały krzyż mógł ważyć nawet 140 kg.
Współczesne wyobrażenia krzyża pokazują nam gładkie jego drzewo.
Rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej. Skazańcy byli wieszani na nieciosanych słupach lub drzewach. Ubiczowane ciało było dodatkowo ranione przez ostre drzazgi krzyża.

Śmierć na krzyżu była przemyślaną torturą, aby jak najwięcej cierpienia zadać skazańcom. Na obrazach artystów renesansu widzimy przybite do krzyża ciało. Jedyne rany to miejsca przebite gwoźdźmi oraz stróżki krwi, które płyną spod cierniowej korony. Ale prawda wyglądała o wiele brutalniej. Przybijany do krzyża człowiek był już wcześniej pokryty krwawiącymi ranami od biczowania.
Jezus doświadczył pod koniec życia jednych z największych cierpień, jakie może znieść człowiek.

- Zmasakrowane ciało w połączeniu z silnym bólem i utratą krwi było często przyczyną wstrząsu, co miało wpływ na czas agonii ofiary na krzyżu - mówi prof. Władysław Sinkiewicz. - Z powodu całkowitej utraty sił Jezus z dużym prawdopodobieństwem nie mógł sam nieść krzyża. Na miejscu kaźni gwoźdźmi przybijano nadgarstki i stopy do drzewa krzyża.

Gwóźdź przechodził prawdopodobnie pomiędzy kość promieniową a kości nadgarstka lub pomiędzy samymi kościmi nadgarstka. Choć nie powodował złamań, samo uszkodzenie okostnej wywoływało ból nie do zniesienia, gdyż zazwyczaj miażdżył nerw pośrodkowy, powodując rozrywający ból obu ramion, porażenie części kończyny i niedokrwienne przykurcze.

Podobnie było z gwoździami wbijanymi w nogi. Najczęściej przez pierwszą lub drugą przestrzeń śródstopia. Mogło wtedy dochodzić do uszkodzenia nerwu strzałkowego, jak i gałązek nerwu podeszwowego, co wywołuje dolegliwości trudne dziś do opanowania nawet środkami narkotycznymi.

Walka o każdy oddech
A właściwie o każdy wydech. - Ciężar ciągnący ciało w dół na rozciągniętych ramionach i zgiętych kolanach wymuszał ustawienie mięśni międzyżebrowych w pozycji wdechowej i uniemożliwiał bierny wydech - twierdzi prof. Sinkiewicz. - Osoby umierające na krzyżu ginęły z uduszenia. Skazaniec mógł podeprzeć się przymocowanymi do krzyża nogami, aby unieść ciało i wypuścić powietrze z płuc. Pamiętajmy jednak, że każdy ruch ciała wywoływał ogromny ból rąk i stóp.
- Wydech mógł się dokonywać tylko za pomocą mięśni przepony, oddychanie było więc płytkie, niewydolne, z szybko rozwijającą się hiperkapnią (podwyższonym ciśnieniem dwutlenku węgla we krwi) i kwasicą oddechową. Skurcze mięśni powodowały, że oddychanie stawało się niemożliwe.

Zgon
- Szybkość zgonu w następstwie ukrzyżowania zależała od stanu wyczerpania skazańca - mówi prof. Sinkiewicz. - I wahała się między kilkoma godzinami a kilkoma dniami. Była wprost proporcjonalna do intensywności tortur.
Jezus zmarł stosunkowo szybko, po upływie 3-6 godzin od ukrzyżowania.
"Jezus wydał głośny okrzyk i zwiesił głowę"(Ewangelia). Według lekarzy może to sugerować, że nastąpiło pęknięcie ściany lewej komory serca z wylaniem się krwi do worka osierdziowego. Mogło też dojść do rozsianego krzepnięcia wewnątrznaczyniowego powodującego zaczopowanie naczyń wieńcowych serca drobnymi skrzeplinami, czego skutkiem był wtórny zawał serca.

Zgodnie ze zwyczajem śmierć Chrystusa potwierdzono, przebijając włócznią jego bok, w następstwie czego z zadanej rany wypłynęła krew i woda. Opisywaną często "wodą" mógł być zarówno płyn z opłucnej, jak i z worka osierdziowego, krew zaś z przepełnionych jam prawego serca, jak również z worka osierdziowego.

Czy Jezus Chrystus mógł nie umrzeć na krzyżu?

- To jedna z teorii osób niechętnych lub wrogich chrześcijaństwu, które rozpalają wyobraźnię - mówi prof. Władysław Sinkiewicz. - Jako lekarz patrzę na fakty. Jest jednak też coś, co wychodzi poza medycynę - kończy rozmowę prof. Sinkiewicz. - To wiara wspomagana przez najnowsze zdobycze nauki. Wszystkie dotychczasowe badania nad Całunem Turyńskim uzupełnione i potwierdzone rozległymi studiami innych relikwii - Chusty z Oviedo i całunu z Manopello, ("chusta Weroniki") mówią w sposób przekonywający o męce, ukrzyżowaniu i śmierci.

W tym przypadku wiara i nauka wspomagają się i uzupełniają, by w pełni przedstawić prawdę o ukrzyżowaniu i zmartwychwstaniu.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska