Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak w Lubiewie odjechała szansa na 88 tys. zł... Przetarg był ustawiony?

Maciej Czerniak, [email protected], 52 326 31 41
Szkoła w Lubiewie mieści się w sąsiedztwie urzędu gminy. Na ostatnim przetargu nie skorzystał nikt: ani prywatny przedsiębiorca, ani nauczyciele. Najbardziej jednak są poszkodowane dzieci.
Szkoła w Lubiewie mieści się w sąsiedztwie urzędu gminy. Na ostatnim przetargu nie skorzystał nikt: ani prywatny przedsiębiorca, ani nauczyciele. Najbardziej jednak są poszkodowane dzieci. Maciej Czerniak
Dzieci z Lubiewa miały szansę odkrywać swoje talenty plastyczne, muzyczne, teatralne. Finansowane przez Unię zajęcia przeszły jednak im koło nosa.
Wójt Michał Skałecki ma na koncie wiele sukcesów w pozyskiwaniu funduszy unijnych. Szkoły w Lubiewie są wyposażone w tablice interaktywne, gmina realizuje
Wójt Michał Skałecki ma na koncie wiele sukcesów w pozyskiwaniu funduszy unijnych. Szkoły w Lubiewie są wyposażone w tablice interaktywne, gmina realizuje gigantyczny projekt informatyzacji za 14 mln zł. Czy tym razem uległ pod presją nauczycieli? Twierdzi, że nie: - Nie mogę sobie pozwolić na podkopanie mojej wiarygodności. Maciej czerniak

Wójt Michał Skałecki ma na koncie wiele sukcesów w pozyskiwaniu funduszy unijnych. Szkoły w Lubiewie są wyposażone w tablice interaktywne, gmina realizuje gigantyczny projekt informatyzacji za 14 mln zł. Czy tym razem uległ pod presją nauczycieli? Twierdzi, że nie: - Nie mogę sobie pozwolić na podkopanie mojej wiarygodności.
(fot. Maciej czerniak)

Gmina tłumaczy się problemami formalnymi. A oferenci twierdzą, że to miejscowi nauczyciele naciskali wójta, by dał to zlecenie "swoim".

Mogło być pięknie. Ponad 170 uczniów klas I-III ze szkół podstawowych w Lubiewie, Bysławiu i Suchej stanęło przed wielką szansą. Przez cały rok szkolny 2013/2014 mieli chodzić na wybrane dodatkowe zajęcia pozalekcyjne. By wymienić tylko niektóre z nich, takie jak: plastyczne, muzyczne, teatralne. Było też coś dla orłów, którzy w ławkach szkolnych się po prostu nudzą, bo znacząco odbiegają od reszty klasy: zajęcia dla szczególnie uzdolnionych matematycznie i przyrodniczo.

W projekcie pamiętano też o uczniach, którzy mają problemy z nauką. Specjalnie dla nich (i dla ich rodziców, którzy nie musieliby płacić za korepetycje) przewidziano lekcje wyrównawcze, m.in. z matematyki, nauki czytania, ale też logopedyczne, z integracji sensorycznej i gimnastyki korekcyjnej.

Projekt był wart 88 tys. zł, obejmował 16 rodzajów zajęć podzielonych na 672 godziny. Było o co walczyć.

Skończyło się awanturą w trójkącie: wójta, nauczycieli z Lubiewa i prywatnych oferentów, którzy też stanęli do boju o zlecenie. Ci ostatni wytaczają przeciw wójtowi najcięższe działa. Twierdzą, że przetarg mógł być ustawiony tak, by zlecenie trafiło do zaufanych nauczycieli gminnych.

Pieniądze przepadły. A jak do tego doszło?

Oferta (nie)ściśle

Do przetargu (ogłoszonego dopiero 18 grudnia, czyli ponad 3 miesiące po terminie, w którym zajęcia miały się planowo rozpocząć) stanęły cztery firmy spoza Lubiewa i 16 nauczycieli z gminnych. Ci ostatni składali oferty indywidualne, każdy aplikował na wybrane przez siebie zajęcia.

Do urzędu wpłynęły łącznie 23 oferty. Członkowie komisji przetargowej oficjalnie otworzyli koperty 2 stycznia tego roku. Wybrano trzy najkorzystniejsze oferty, w których stawki godzinowe zajęć były o 20-30 zł niższe niż te proponowane przez... lokalnych nauczycieli.

Urzędnicy gminni, zgodnie z prawem zamówień publicznych zapraszali kolejno firmy prywatne do podpisywania umów. Każda jednak odmawiała.

- Zastanawiało mnie, dlaczego kolejne firmy rezygnują z podpisania umowy z gminą - mówi Danuta Światowa, właścicielka przedsiębiorstwa Centrum Obsługi Zamówień Publicznych i Projektów ze Świecia nad Wisłą. Jej firma również startowała w przetargu - Wszystko stało się dla mnie jasne, gdy sama dostałam wezwanie do stawienia się w urzędzie i podpisania umowy. Moja oferta była trzecią z kolei najkorzystniejszą.

Wcześniej musiała jeszcze dostarczyć ofertę uzupełniającą. Okazało się, że cena zaproponowana przez nią na jedną część planowanych zajęć pokrywała się z propozycją innego oferenta, jednego z nauczycieli właśnie. Pismo w tej sprawie Światowa dostała 20 stycznia.

"Zamawiający dopuszcza, aby odpowiedź na wezwanie została przesłana drogą elektroniczną, bądź faksem (...)" - to adnotacja zamieszczona w dokumencie.

- Nie wierzyłam własnym oczom - pani Danuta rozkłada ręce. - Przecież to jest przetarg, oferty muszą być dostarczane w zamkniętych kopertach. To wbrew ustawie o zamówieniach publicznych. Jaką mogę mieć gwarancję, że ktoś w urzędzie nie szepnie znajomemu nauczycielowi: "Zobacz, taką cenę zaproponowała, daj niższą"?

Wioletta Szymczak, kierowniczka referatu oświaty w Urzędzie Gminy w Lubiewie ma na to prostą odpowiedź: - Zależało nam, by ułatwić kontakt z oferentami - tłumaczy urzędniczka. - Mailem czy faksem jest po prostu szybciej. Poza tym przygotowanie oferty, w której tylko należy przedstawić inną cenę, nie powinno zająć więcej niż pięć minut.

Przeczytaj również: Na statystycznego bydgoszczanina przypada prawie dwukrotnie mniej unijnego wsparcia niż na mieszkańca Torunia

Bojkot pedagogów?

Światowej dano pięć dni na skompletowanie dokumentów potwierdzających kwalifikacje nauczycieli. - To było szalenie mało czasu, zwłaszcza że w tych pięciu dniach mieścił się weekend, poza tym to był czas ferii zimowych - tłumaczy pani Danuta. - Trudno mi było znaleźć w tak krótkim czasie nauczycieli, którzy podjęliby się przeprowadzenia zajęć. Stanęłam jednak na rzęsach, wydzwaniałam do szkół, do urzędów pracy. Z nauczycielami kontaktowałam się nieraz o godzinie 21, 22, ale udało się. Miałam komplet.

A potem przyszło rozczarowanie. Gmina zakwestionowała kwalifikacje nauczycieli zgłoszonych przez Światową. - Podważono ich kompetencje, mimo iż wcześniej rozmawiałam na ten temat z kuratorium oświaty w Bydgoszczy - mówi właścicielka firmy. - Do urzędników gminy jednak nie przemawiały żadne argumenty. Uprosiłam urząd o to, by dano mi jeszcze jeden dzień.

Pani Danuta 13 lutego pojechała do urzędu, by w końcu sfinalizować umowę. - Z tym też były trudności, bo nagle okazało się, że na oficjalnej stronie gminy brak formularza umowy do wypełnienia. A nikt z urzędu nie chciał mi go przysłać.

Światowa dostała za to informację zarówno mailem, jak i pocztą o tym, że przetarg 12 lutego został unieważniony. Wyjaśnienie było lakoniczne: "(...) Gmina Lubiewo złożyła wniosek do Instytucji Pośredniczącej (urzędu marszałkowskiego, red.) o rozwiązanie umowy o dofinansowanie ww. projektu".

- Dowiedziałam się od osoby bliskiej urzędowi, że nauczyciele gminni podobno wystosowali do wójta petycję, w której wyłuszczyli, iż nie życzą sobie, by ktoś spoza ich terenu dostał to zlecenie. Wtedy wszystko zaczęło mi się układać w całość. Mam wrażenie, że od samego początku tak próbowano ukierunkować postępowanie przetargowe, by dać zarobić swoim.

W podobnym tonie wypowiada się Anna Hajduk, z krakowskiej Centrum Szkoleniowego Oksjon, która miała podpisać umowę z lubiewskim urzędem jeszcze przed Danutą Światową. - Odnosiliśmy wrażenie, że gmina piętrzy wymyślone problemy, byle tylko nie dać nam tego zlecenia - mówi Hajduk. - To, niestety, bardzo częsta praktyka, szczególnie w małych samorządach. W końcu daliśmy sobie spokój z tym przetargiem.

Przyszli dyrektorzy

Wioletta Szymczak, która nadzorowała całą procedurę przetargową, odnosi się do tych zarzutów: - Każdy może pomyśleć, co chce. Tu urząd jest przejrzysty. Koniec i kropka. Ja mam za sobą dwadzieścia pięć lat pracy i nigdy się nie złamię. A co do tej petycji... No właśnie, chciałabym ją zobaczyć. Gdzie ona trafiła? Ja żadnego takiego dokumentu nie widziałam.

W Szkole Podstawowej w Lubiewie nauczyciele śmieją się słysząc o wspomnianej petycji. - No, to ciekawe! Że niby my mieliśmy coś takiego pisać do wójta? Pierwsze słyszę - dziwi się Jolanta Kowalska, dyrektorka szkoły. - Owszem, byliśmy zawiedzeni, że z projektu nici, bo miało z tego skapnąć 20 tysięcy na doposażenie szkół. To byłby niemały zastrzyk pieniędzy. Ale żeby naciskać wójta? - odpowiada pytaniem i uśmiecha się.

Roman Gulatowski, zastępca dyrektora: - To ciekawe. Owszem, ja też uważam, że zawsze lepiej, by zajęcia prowadzili nauczyciele znający swoich uczniów. Nie podjąłbym się uczenia dzieci, powiedzmy w Tucholi, bo ich nie znam. A to bardzo ważne - po chwili jednak dodaje: - Ale ustawa jest ustawą.

Sprawa zagadkowej petycji pozostaje nierozwiązana, bo strony sporu nie chcą ustąpić. Faktycznie jednak nauczyciele z wójtem się spotkali. I to jeszcze przed zakończeniem procedury przetargowej. - Rozmawiałem z dyrektorami - przyznaje wójt Michał Skałecki. - Spodziewałem się, że będą zarzuty. Najpoważniejsze jednak padały właśnie ze strony nauczycieli, a nie, na przykład pani ze Świecia.

Dodaje po namyśle: - Pewnie, każdy by chciał, żeby wójt wyznaczył: zajęcia ma realizować ten, ten i ten - gestykuluje: - Ale nie ma takiej możliwości. To przetarg - zmienia temat. - Zresztą w unijnych projektach przodujemy. Realizujemy bodaj największy w kraju program "Lubiewo Internet Edukacja" wart 14 mln zł, dzięki któremu każda rodzina otrzyma bezpłatny dostęp do sieci. Ja nie mogę sobie pozwolić na obniżenie wiarygodności.

Zobacz: Komputer i internet będą w każdym domu w Lubiewie

Zrzucanie winy

W poprzednich latach zdarzało się jednak wójtowi tę wiarygodność nadwyrężać. Świadczą o tym orzeczenia Regionalnej Izby Obrachunkowej w Bydgoszczy, która kontrolowała budżet gminy. By zacytować choćby fragmenty orzeczenia RIO z września 2011 roku: "W trakcie kontroli przy naliczaniu wynagrodzenia za czerwiec 2011 r. potrącona została wójtowi (...) kwota 770 zł brutto tytułem bezpodstawnie pobranych nagród w 2010 i 2011 roku".

Wskazano też na: "poprawianie błędów w dowodach księgowych niezgodnie z przepisami ustawy o rachunkowości".

Pieniądze na realizację projektu "Indywidualizacji procesu nauczania i wychowania uczniów klas I-III szkół podstawowych" (to pełna nazwa przedsięwzięcia w ramach programu Kapitał Ludzki) przepadły. Urzędnicy upierają się jednak, że przyczyną były przeciągające się procedury.

- Zajęcia miały się rozpocząć we wrześniu, a z powodu przewlekłości sprawy w Urzędzie Marszałkowskim przetarg mogliśmy ogłosić dopiero w grudniu - wyjaśnia Wioletta Szymczak. - Z dziesięciu miesięcy na przeprowadzenie zajęć zostało raptem tylko pięć. Żaden uczeń nie wytrzymałby po szkole pięciu godzin zajęć dodatkowych. W końcu nasz radca prawny zwrócił uwagę, że niepotrzebnie dalej w to brnęliśmy... Dlatego, prawdę mówiąc nawet jestem w stanie zrozumieć rozżalenie Danuty Światowej.

Beata Krzemińska, rzeczniczka marszałka województwa nie odnosi się do tych zarzutów. W udostępnionym przez nią wypowiedzeniu umowy ze strony gminy czytamy tylko: "Sytuacja ta spowodowana została przedłużającą się procedurą przetargową dotyczącą wyłonienia wykonawcy".

Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska