Grzegorz Napieralski swą wizytę we Włocławku rozpoczął przy bramie największego zakładu - Anwilu SA. Tu rozdawał spieszącym na pierwszą zmianą pracownikom jabłka. Następnie kandydat SLD na prezydenta pojechał na włocławską tamę, żeby dowiedzieć się, jak wygląda sytuacja na Wiśle. Odwiedził także Urząd Miasta we Włocławku, gdzie spotkał się z prezydentem Andrzejem Pałuckim.
Po godzinie dziesiątej kandydat w towarzystwie działaczy SLD z Włocławka - m.in. byłego posła SLD Krystiana Łuczaka i wiceprzewodniczącego włocławskiej SLD Krzysztofa Kukuckiego wyruszył na włocławskie ulice. Przed ratuszem czekało na niego kilku niezadowolonych lewicowców, skarżących się na to, że dwóch decydentów rozbija partię w powiecie.
Potem Grzegorz Napieralski uścisnął dłoń pracownikom Rembudu, którzy pracowali przy układaniu kostki na Zielonym Rynku. I wyruszył na plac Wolności. Przewodniczący się uśmiechał, ale mało kto do niego podchodził. - Każdy dobrze mówi, jak są wybory - komentował tę wizytę włocławianin Piotr Kamiński. - To pic na wodę. Niech lepiej ludziom dadzą pracę!
Przy postoju taxi przewodniczący zatrzymał się i wręczał taksówkarzom jabłka życząc smacznego. Taksówkarze przyjmowali dary, ale tylko dziękowali. Rozmowy nie podjęli. Skończyło się więc na wymianie uścisków. Podobnie było przy spotkaniu ze studentami, którzy rozpoczęli juwenalia.
Grzegorz Napieralski powiedział, że chciałby uczestniczyć w zabawie, ale musi po południu wracać do Warszawy na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego.