- Pana nazwisko znalazło się na liście pokładowej prezydenckiego samolotu. Nie wsiadł pan do niego...
- Nie, bo wybrałem podróż specjalnym pociągiem, który wyruszył z Warszawy do Smoleńska. Jechało nim około 500 osób, a wśród nich przedstawiciele Rodzin Katyńskich, harcerze, żołnierze. Wiedziałem, że przyda im się pomoc w podróży, bo to często ludzie starsi, schorowani. A w samolocie moje miejsce miał zająć ktoś, komu trudno podróżować już pociągiem. Leciało przecież wielu kombatantów.
- Kto poleciał zamiast pana?
- Nie wiem.
Księga kondolencyjna - wpisz się
- Kiedy dowiedział się pan o tragedii?
- Podczas przesiadki. W Smoleńsku czekaliśmy na autokary, które miały nas zabrać do Katynia i wtedy zadzwonił ktoś z Polski i powiedział, że telewizja informuje, że samolot się rozbił. Wciąż nie mogę w to uwierzyć! Zginęło tak wielu moich przyjaciół, ludzi których ceniłem i szanowałem.
- Kim był dla pana Lech Kaczyński?
- Tak ciężko mówić o nim w czasie przeszłym...
Prezydent był wielkim Polakiem i dobrym człowiekiem. Im dłużej go znałem, tym bardziej go ceniłem. Wiem, że dużo dobrego chciał jeszcze zrobić dla kraju. Kiedy przypomnę sobie o tych wszystkich atakach na jego osobę, to jest mi przykro, bo on na to nie zasługiwał.
- Kto może być winien tragedii?
- W takiej sytuacji różne myśli przychodzą do głowy, ale na razie trudno mi o ocenę. Mogę za to powiedzieć, że tu, w Katyniu, wielu uczestników uroczystości zadaje sobie pytanie jak to możliwe, że prawie 40-milionowy naród nie kupił dotąd kilku porządnych samolotów, by zadbać o bezpieczeństwo najważniejszych osób w państwie?!