Naprawdę warto wpaść do Człuchowa i obejrzeć prace malarskie Pawluśkiewicza, które pochodzą z różnych lat, ale zostały połączone w całość pod tytułem "Voyage". Łączy je też technika malowania hinduskimi żelami, co ponoć jest wynalazkiem samego artysty. Przypadkiem, będąc w swoim ulubionym sklepie papierniczym, odkrył długopisy żelowe, najpierw tylko piszące srebrnym kolorem i złotym i tak go one zafascynowały, że wykorzystuje je z powodzeniem w swoich pracach, łącząc z tuszem, grafiką czy pastelem.
Obrazy aż kipią od koloru i intensywnością barw przykuwają wzrok. Pokazują też, że artyście nieobce jest poczucie humoru. Zapytany o motyw kury na wystawie, odpowiedział: - Moim zamiarem nie było studiowanie kury w rozkroku. Chodziło mi i uchwycenie dynamiki, siły i wolności ptaka. Popatrzcie, jak ta kura zapier..a.
Pawluśkiewicz podczas wernisażu komplementował to, co człuchowianie zrobili z pokrzyżackim zamkiem, chwaląc połączenie średniowiecznej architektury z nowoczesnym wystrojem i nowymi funkcjami. - Jestem zachwycony - mówił. - Brawo, że pozostawiliście ślady dawnej kultury i tchnęliście w nią życie.
Druga część wieczoru upłynęła z prezentacją projektu "Ściany", który w kwietniu ub.r. miał swoją premierę w Krakowie, na fasadzie Teatru Starego. Komputerowej animacji obrazów towarzyszyła muzyka i zebrani na pół godziny przenieśli się w kolorowy, oniryczny świat. A potem Jerzy Zegarliński, organizator wystawy wziął Pawluśkiewicza na spytki i popłynęła barwna opowieść o wszystkim - o malowaniu żelami, o współpracy z Grzegorzem Turnauem, o studiowaniu architektury, przyjaźni z Cyganami i wielkiej estymie wobec Bronisławy Wajs, czyli wybitnej romskiej poetki Papuszy. Po drodze były też eksperymenty. Pawluśkiewicz grał na fortepianie, a publiczność miała albo gwizdać, albo mruczeć. W kolejnym kawałku było jeszcze gorzej, bo artysta poprosił o wydawanie jakichkolwiek dźwięków i radość była po obu stronach sali. - No proszę, w Człuchowie wygwizdali Pawluśkiewicza - łapał się za głowę Zegarliński.
Czytaj e-wydanie »