Nawet zapowiadane strajki nauczycieli też najwyraźniej na rządzie nie robią wrażenia. Panuje ogólne przekonanie, że protestujące środowiska pewnie coś wywalczą, ale oczywiście nie na miarę postulatów. Wywalczą, bowiem rząd generalnie nie oszczędza i daje. Dość charakterystyczne jest to, że na czas strajków, w trakcie których rozmawia się o dużych wydatkach z budżetu, praktycznie znikła pani minister finansów.
Tak jakby jej w rządzie nie było, a przecież lekarze chcieli rozmawiać aż o 11 mld złotych! Nie jest to suma bagatelna i bez ministra finansów nie ma właściwie, o czym mówić. Nie znamy więc stanowiska tej, która jest strażniczką budżetu. Czyżby prof. Zyta Gilowska była przeciwko podwyżkom dla lekarzy, ale polityczna linia rządu jest taka, żeby jednak coś dodać? Czy więc pozycja pani minister jest w rządzie słaba czy silna? To byłaby istotna wiadomość dla opinii publicznej.
Nastroju strajkowego nie ma, bo sytuacja w gospodarce jest dobra i będzie zapewne dobra jeszcze przez dwa, trzy lata. Nie ma go, bowiem wojny na górze, toczone coraz brutalniej, społeczeństwo w gruncie rzeczy obchodzą w stopniu, najdelikatniej rzecz biorąc, umiarkowanym. Wybory w Podlaskiem pokazały zresztą, że nawet sprawa ważna lokalnie, choć mająca ogólnopolskie znaczenie, czyli głośny spór o przebieg obwodnicy Augustowa, też ludzi nie podrywa i nie zachęca, by pójść do urn i zabrać głos w istotnej sprawie i wyrazić przynajmniej swoją opinię, bo tylko takie znaczenie miało to nieudane referendum. Nie ma nastroju strajkowego, ale nie ma też nastroju do zmian, choć "zmiana" jest określeniem być może najczęściej używanym, a przynajmniej równie często jak "układ". Właśnie dlatego między innymi próbuje strajkować służba zdrowia. Próbuje, bo nie widać zmian. Minister zdrowia szczyci się tym, że nigdy ta sfera nie dostała tyle pieniędzy i takich podwyżek, ale wszystko, co istotne dopiero trzeba zrobić.
Trzeba więc zdecydować, czy wprowadzić jakieś choćby niewielkie opłaty w szpitalach, trzeba ustanowić wreszcie ten koszyk usług gwarantowanych i powiedzieć za co trzeba płacić i co się za składkę należy, trzeba sprawić, by jednostki służby zdrowia przestały się zadłużać, trzeba zreformować składki rolników, które dziś pokrywa państwo niezależnie od dochodu w gospodarstwie. Niektóre decyzje są trudne, inne mniej, ale jakieś trzeba zacząć podejmować.
Tymczasem jest sporo różnych zapowiedzi, czasem wydaje się nawet, że sprawy zostały załatwione, a tymczasem one nawet nie mają jeszcze nawet kształtu projektu ustawy. Gdyby mierzyć aktywność rządu liczbą konferencji prasowych można byłoby go uznać za tytana pracy, gdy przyjrzeć się konkretnemu dorobkowi, nie ma się czym pochwalić. Ciągle powtarzany jest ten sam scenariusz. Wielka konferencja prasowa, wielki szum, ogłoszenie sukcesu, a potem jakaś półka, jakaś szuflada, gdzie lądują projekty i programy lub jakieś przeciągające się uzgodnienia. I na koniec mamy brak decyzji, choć premier jest akurat tym politykiem, który z podejmowaniem decyzji nie powinien mieć kłopotu.
Zbliżają się wakacje, a po nich już będzie półmetek rządzenia i zacznie się czas, kiedy siłą rzeczy wszystko grzęźnie, bo partie pilniej wpatrują się w sondażowe słupki. Obecnie jest ostatni moment, aby jeszcze ruszyć z ważnymi zmianami. Ale przyspieszenia też nie widać, choć obecnej ekipie to hasło od lat było bliskie.
Autorka jest publicystką tygodnika "Polityka"