W ostatecznym rachunku okazać się jednak może, że naprawdę rozgrywającymi w walce o to, kto utworzy rząd, będą ci z drugiej ligi. Lewica i Demokraci, Polskie Stronnictwo Ludowe, może Samoobrona, a kto wie czy także pewnej roli nie odegra skazywana z góry na klęskę Liga Prawicy Rzeczpospolitej. Wprawdzie sondaże na razie wskazują, że jedynie pewne miejsce mają w przyszłym parlamencie Lewica i Demokraci i być może to od nich będzie zależało, czy jakaś koalicja powstanie, ale w ostatnich latach nie takie sondażowe szaleństwa już przeżywaliśmy.
Z drugiej ligi najbardziej widoczny jest obecnie Andrzej Lepper, który jeszcze kilka miesięcy temu pewny był swoich kilku procent, a dziś niczego już nie może być pewny. Widać jak się szamocze nie bardzo wiedząc, gdzie szukać elektoratu, który dawno powędrował do PiS. Nie wydaje się, by przybyło mu zwolenników, dlatego że wyciąga kwestie finansowania Porozumienia Centrum, choć ma rację, że nie wszystko zostało wyjaśnione i choć kotlety są rzeczywiście odgrzewane, to jednak nie ma chętnych, by je odgrzać naprawdę. Nie pomoże mu zapowiedź, że będzie brał w obronę pokrzywdzonych przez PiS. Kogóż w tę obronę weźmie? Prokuratora Karczmarka? Pan prokurator elektoratu nie przyciągnie, on może już tylko odegrać rolę bardzo ważnego świadka koronnego, jeśli w przyszłości powstaną komisje śledcze do zbadania działalności i prokuratury i służb specjalnych, a rolą opinii publicznej będzie dopominanie się, by te komisje jednak zaraz po wyborach powstały. Generalnie Lepper po prostu nie jest traktowany zbyt poważnie i przekonanie, że jego czas minął, jest dość powszechne i może się sprawdzić.
O wiele poważniejszym ugrupowaniem jest PSL, spokojnie i zręcznie kierowane przez Waldemara Pawlaka, przedstawiające się jako partia spokoju, a nie wojny. PSL może rzeczywiście zrobić niespodziankę. PiS powinien jednak z pełną powagą potraktować nową LPR, bo nawet, jeżeli to ugrupowanie nie przekroczy wyborczego progu, to może odebrać te dwa, trzy procent głosów mogących zadecydować o zwycięstwie. Jest bowiem grupa wyborców, która na takie katolicko - narodowe ugrupowanie zagłosuje uznając, że PiS ma jednak za mało katolicko - narodowych wartości. Marek Jurek będzie ciągle przypominał, że Jarosław Kaczyński nie doprowadził do zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej, a Roman Giertych będzie apelował do jawnych przeciwników Unii Europejskiej.
Walka liderów jest więc ciekawa, ale los wyborów może rozstrzygnąć się na tym drugim, prawie zapomnianym froncie.
Autorka jest publicystką tygodnika "Polityka"