pomorska.pl/aleksandrow
Więcej informacji z Aleksandrowa Kujawskiego i okolic znajdziesz na stronie www.pomorska.pl/aleksandrow
Przypomnijmy: Nieszawska spółka Jantur, należąca do rodziny Chmielewskich, to gorzelnia w Nieszawie, młyn w Wagańcu i dwa magazyny zbożowe w Kikole oraz w Chromowoli w gm. Koneck. Od końca grudnia z powodu zapaści finansowej firma nie pracuje. Rolnicy nie są jedynymi wierzycielami tej spółki. Pod koniec kwietnia odsunięto braci Chmielewskich od kierowania spółka. Jej zarząd i rade nadzorczą stanowią najwięksi wierzyciele - rolnicy.
Nowy zarząd chce uruchomić produkcję i zacząć z zysków regulować długi, wciąż jednak czeka na decyzję sądu gospodarczego w tej sprawie, oraz banku, który kredytował Jantur.
Pieniądze, jakie Jantur uzyskał ze składowania w swoim magazynie w Kikole wysłodków cukrowni Glinojeck, zabrał komornik, bo długi są potężne - tylko u rolników ponad 24 mln złotych. Niektórzy wierzyciele nie czekając na to, czy firma upadnie, czy nie - poszli po prostu do sądu.
- Bank dostał wniosek największych wierzycieli z dokumentami, potrzebnymi do podjęcia deczyzji o pozwoleniu sprzedaży części zastawionego majątku. Kilka dni temu przedstawiciele banku przyjechali do firmy. - Niestety, zażądali dodatkowych opracowań finansowych, a to potrwa. Zanim zapadną ostateczne decyzje, minie miesiąc - uważa Dariusz Podlewski, jeden z dużych wierzycieli spółki, zainteresowanych uruchomieniem firmy.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że przedstawicielom banku nie podoba się to, że według przygotowanego przez nowy zarząd spółki harmonogramu spłat wierzycieli, ma on trwać 8 lat. To dla banku za długo.
Prawdopodobnie bank czeka też na decyzję sądu gospodarczego, który ma się wypowiedzieć na temat upadłości spółki: z likwidacją czy z postępowaniem układowym, o co zabiegają najwięksi wierzyciele. Nadzorca sądowy za kilka dni wyda swoją opinię, poprzedzającą decyzję sądu.
- Nie wiemy, co zrobi sąd. Zrobiliśmy, co się dało, by stworzyć alternatywę dla zwykłej upadłości, bo uważamy, że można odzyskać pieniądze tylko wtedy, gdy firma zacznie pracować. Nie można nam zarzucić grzechu zaniechania - mówi Sebastian Filipek-Kaźmierczak, właściciel gospodarstwa Magdalenka koło Dobrcza.
Tymczasem Prokuratura Okręgowa w Bydgoszczy zabepieczyła dokumenty spólki jantur i prowadzi przesłuchania wierzycieli. Rozpoczęła je kilka dni po nagraniu telewizyjnego programu "Sprawa dla reportera", w którym mowa była o tym, że przesłuchania jeszcze się nie rozpoczęły (program nagrywano 1 czerwca, jego emisja odbyła się 24 bm - dop. red.).
Czytaj e-wydanie »