Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jantur. Przed sądem stają nie tylko poszkodowani rolnicy, ale i pracownicy spółki

Jadwiga Aleksandrowicz
Proces przeciwko kierownictwu spółki Jantur toczy się przed Sądem Okręgowym we Włocławku
Proces przeciwko kierownictwu spółki Jantur toczy się przed Sądem Okręgowym we Włocławku Fot. Jadwiga Aleksandrowicz
Proces przeciwko prezesowi zarządu upadłej spółki Romanowi i jego bratu, wiceprezesowi Krzysztofowi Ch. oraz Jolancie O., głównej księgowej trwa od kilku miesięcy.

Nie bywają na sprawach

Sprawę rozpatruje Sąd Okręgowy we Włocławku. Od pewnego czasu oskarżeni nie stawiają się na rozprawy, reprezentują ich adwokaci. Sędzia Romuald Jankowski uznał, że wystarczające są ich wyjaśnienia, złożone w śledztwie.

Wcześniej, gdy prezes i wiceprezes bywali na rozprawach, dochodziło niekiedy do słownych utarczek między nimi a rozgoryczonymi poszkodowanymi rolnikami, którzy stawali przed sądem jako świadkowie. Emocji nie brakowało, bo niektórzy stracili w Janturze sporo pieniędzy. Lista wierzycieli Janturu liczy ponad 600 osób i firm. Jedni mieli dostać za odstawione zboże od tysiąca do kilku tysięcy złotych, inni liczą stracone pieniądze w setkach tysięcy, a nawet powyżej miliona złotych.

Na procesie położyła się cieniem śmierć niektórych poszkodowanych. Ich bliscy sugerowali, że przyczynił się do tego także stres i nerwy, związane z bezsilnością wobec nierzetelnego kontrahenta, jakim był Jantur.

Nie bywają, choć powinni, w sądzie także oskarżyciele posiłkowi, którzy na początku procesu ochoczo zgłosili się do pełnienia takiej funkcji. Grupa była tak duża, że sędzia sam wybrał 20 osób. Teraz na sali sądowej nie widać nikogo z tej dwudziestki. Poszkodowanych rolników reprezentuje pełnomocnik prawny.

Szefowie potrzebowali pieniędzy, to po prostu brali z kasy

Na dzisiejszej rozprawie przy barierce dla świadków stanęli nie tylko poszkodowali rolnicy, którzy opowiadali, jak Jantur brał od nich zboże, obiecując zapłatę za 100-120 dni, po czym nie płacił w ogóle lub wypłacił tylko część należności. Opowiadali też, jak upominali się o pieniądze i niemal wszyscy cytowali te same tłumaczenia szefów spółki: pieniędzy nie ma, ale będą, bo lada dzień pojawi się kredyt; pieniędzy nie ma, bo spółka straciła na nietrafionej inwestycji w gorzelni; pieniędzy nie ma, bo kontrahenci nie płacą za mąkę.

Sąd miał już okazję wysłuchać także niektórych byłych pracowników Janturu. Ich wyjaśnienia były zbieżne z tym, co już w 2010 roku stwierdziły biegłe ekonomistki, badające finanse i sposób zarządzania Janturem.

Nowoczesną Wieś znajdziesz także na Facebooku - dołącz do nas!

- Wypłacałam pieniądze z kasy na polecenie prezesa lub głównej księgowej. Notowałam te wypłaty w zeszycie lub na kartkach - mówiła jedna z kobiet zatrudnionych w biurze Janturu. Wymieniła kwoty od 500 złotych do kilku tysięcy złotych. Nie przypominała sobie, by pieniądze były do kasy zwracane. Wystawiała też faktury nie zawsze mając do dyspozycji dokumenty, które potwierdzałyby ilości dostarczonego zboża i należne za to kwoty. Jak mówiła, dane do faktury podawali jej ustnie albo główna księgowa, albo któryś z prezesów. Mówiła także o korygowanych fakturach i raportach tak, by się zgadzało w księgowości.

Inna pracownica przyznała, że kiedyś podejrzała w systemie komputerowym, że firma nie płaci składek ZUS i że podpisała fakturę, której nie powinna podpisywać, bo dotyczyła spółki Majkro, w której ona nie pracowała.

Z ust jeszcze innej pracownicy Wysoki Sąd usłyszał o powiązaniach między Janturem i spółką Majkro, należącą do siostry braci Ch.,oraz o rozliczeniach między tymi spółkami.

Robota furczała, pieniędzy dla dostawców zboża nie było

Były dyrektor gorzelni zapewniał, ze do końca grudnia 2009 roku gorzelnia pracowała pełną parą i nawet brakowało jej zboża do pzrerobu. Szeroko wyjaśniał Wysokiemu Sądowi zawiłości podjętej inwestycji, która była - wedle prezesów i - przyczyną finansowej zapaści spółki.
Z wypowiedzi świadka wynikało, że inwestycja była źle przygotowana.

Zarówno ten świadek, jak i inni pracownicy spółki podkreślali, że do grudnia 2009 roku, gdy dowiedzieli się, że tracą pracę, bo spółka pada, nie mieli pojęcia o tak złej kondycji finansowej Janturu. Niektórzy dowiadywali się z mediów, że w Janturze źle się dzieje. Prezesi z nimi na ten temat nie rozmawiali.

- Do końca pracował młyn, bo było zboże - mówił jeden z pracowników, sam poszkodowany, bo jako właściciel małego gospodarstwa oddał swoje zboże Janturowi i nie dostał za nie pieniędzy..

Kolejne posiedzenie sąd wyznaczył na 13 bm

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska