Pierwszy strażnik służbę zaczyna już o 6.30. Odbiera samochód i jedzie na ulicę Sikorskiego, żeby zabezpieczyć przejście dzieci przez las miejski i tory. Potem wraca do siedziby Straży Miejskiej. Na odprawie komendant Janusz Komorowski zbiera od podwładnych raporty, czyli żniwa dnia poprzedniego -
18 kontroli, 2 interwencje
zabezpieczenie konwoju - oraz rozdziela codzienne obowiązki.
7.30 - 8.00 zabezpieczenie przejścia dla dzieci przy hali sportowej, niedaleko SP 1. Kierowcy jeżdżą tu szybko, wysokie natężenie ruchu, a uczniowie idą do szkoły... Strażnicy wchodzą na ulicę i zatrzymują samochody, żeby maluchy mogły bezpiecznie przejść. - W poniedziałek był taki mróz, że palce mi odpadały - mówi insp. Jacek Wiewiórski. Mundurowi czekają do ósmej, aż przejdą ostatni maruderzy. Następnie do dziewiątej objeżdżają miasto kontrolując sprawność urządzeń, ze szczególnym uwzględnieniem sygnalizacji świetlnej. - Nie działa czerwone, zapisz. Trzeba to zgłosić - zauważa inspektor, kiedy przejeżdżamy przez skrzyżowanie koło mleczarni. Po patrolu parkujemy na Dużym Rynku. Kierowcy natychmiast zwalniają kiedy zauważają pojazd Straży Miejskiej.
Kiedy jesteśmy w trasie strażnicy zostają wezwani do interwencji w przedszkolu na ulicy Kamionka. - Spójrzcie panowie, droga pod arkadami powinna być przejezdna, bo rodzice i cysterna z olejem nie mogą przejechać - żali się Barbara Tęgowska, dyrektorka przedszkola. Strażnicy włożyli za wycieraczki wezwania. Jednak właściciel jednego z aut twierdzi, że to teren Domu Rzemiosła i ma prawo tam parkować...
Następnie jadą skontrolować targowisko miejskie.
- Tam najwięcej się dzieje
Wiecznie ktoś ma pretensje, że za dużo musi zapłacić, lub jeden handlowiec oskarża drugiego, że zasłonił mu stół. Zapraszamy również na teren targowiska tych, którzy rozłożyli się poza ogrodzeniem, bo chcą uniknąć opłaty targowej. Ale dziś jest spokojnie - mówi Jacek Wiśniewski, koledzy mówią do niego "Kobra". Po krótkiej rozmowie z Ryszardem Stutzem, gospodarzem targowiska, strażnicy patrolują targowisko.
Przez krótkofalówkę zostają wezwani do oczyszczenia parkingu przy ulicy Farnej - żeby mógł podjechać karawan pogrzebowy i autobus. - Tu wiecznie jest problem. Ulica powinna być jednokierunkowa, a karawany podjeżdżać na plac za kościołem - twierdzą zgodnie mundurowi. Czekają w samochodzie do przyjazdu autobusu i pilnują, żeby nikt tam nie parkował. W trakcie rozmowy strażnicy wspominają śmieszne sytuacje. - Kiedyś jeden mężczyzna
zamiatał beton
który się wylał z betoniarki. Za chwilę podjechali policjanci z kryminalnej i go skuli. Okazało się, że był poszukiwany - mówią. - Miasto zamiera, o godzinie dziewiętnastej na ulicach są pustki. Nawet w dni targowe nie ma takiego ruchu jak kiedyś... - dzielą się swoimi refleksjami.
Krótki objazd i można zjechać na przerwę do bazy. Zjedzą drugie śniadanie, wypiją kawę, a potem służba do 15.00 - zabezpieczenie przerw w szkołach, żeby uczniowie nie wychodzili palić papierosów, patrol w mieście, w końcu zdać służbę. Wieczorem mecz w siatkówkę - dla utrzymania formy, bo jutro nowy dzień służby...
Jeden dzień służby...
Paweł Kędzia

Kierowca tego samochodu zastawił wjazd. Strażnik Jacek Wiśniewski zostawia wezwanie za wycieraczką.
Przeprowadzić dzieci, zabezpieczyć przejście dla pieszych, odwieźć bezdomnego do domu dla bezdomnych - chleb powszedni strażników miejskich.