Rozmawiamy przed siedzibą bydgoskiej telewizji. Jest wrześniowe ciepłe przedpołudnie. Dookoła zieleń. Urszula Guźlecka lubi tu przychodzić ze swoją bokserką Nutką.
Jak na telewizję jest też zdumiewająco cicho. - Dziennikarze właśnie zbierają materiały, więc ruch zacznie się dopiero po południu - wyjaśnia Urszula Guźlecka.
1 września 1977 roku. Świeżo upieczona absolwentka polonistyki na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza zaczyna właśnie pracę w Rozgłośni Polskiego Radia i Telewizji. Jak to często bywa, zdecydował o tym przypadek.
Przeczytaj także: Ciekawy sezon i kryzys festiwalu
Wyprawa po dywan
Urszula Guźlecka pochodzi z Inowrocławia. Latem 1977 roku, przyjechała ze znajomą na zakupy. - Koleżanka chciała kupić dywan, więc postanowiłam jej towarzyszyć. Przechodziłyśmy obok obecnej siedziby Radia PiK, w której wtedy mieściła się Rozgłośnia Polskiego Radia i Telewizji. - Koleżanka mówi do mnie: wejdź i zapytaj, czy nie potrzebują dziennikarza - wspomina Guźlecka. - Okazało się że właśnie akurat potrzebują i tak zaczęłam pracę.
Już po 3 miesiącach dziennikarka musiała zdać egzamin na kartę mikrofonową, później na ekranową. - Nie od razu oczywiście usiadłam za mikrofonem. Zaczynałam od zbierania i przygotowywania informacji. Pamiętam, że jeździłam ze strasznie ciężkim jak dla kobiety magnetofonem Uher - opowiada Urszula Guźlecka.
Na pierwszy materiał radiowy reporterkę wysłano do włocławskich Azotów. Natomiast pierwsza relacja telewizyjna dotyczyła festiwalu teatrzyków lalkowych w klubie Orion na Błoniu. - Od kilku lat mamy umowę z firmą, która wypożycza nam ubrania, jednak przez lata ubierałyśmy się z koleżankami same - wspomina. -Jednocześnie trochę żałuje, że teraz zamiast na informacje, bardziej zwraca się uwagę na to, jak dziennikarz wygląda.
Programy i relacje z wydarzeń kulturalnych stały się znakiem rozpoznawczym Urszuli Guźleckiej. - Nigdy nie interesowała mnie polityka, za to bardzo ciągnęło do kultury. I właśnie dlatego miałam szczęście rozmawiać z wieloma ciekawymi osobami, zarówno tymi bardzo znanymi, jak i takimi, które zna niewielu - dodaje. - Byłam na przykład urzeczona erudycją i niezwykłą skromnością Wojciecha Kilara. Niewiele osób pewnie wie, jak ciepłym człowiekiem jest Krzysztof Penderecki.
Wenezuelska telenowela
Kiedy Urszula Guźlecka zaczynała pracę, w Bydgoszczy nie było samodzielnego oddziału telewizji. - Wszystkie materiały wysyłaliśmy do Gdańska, co ciekawe... pociągiem - opowiada. - Kiedy wreszcie ruszyła telewizja w Bydgoszczy, zapanował wielki entuzjazm. Z czasem przekonaliśmy się, jak wielki wpływ mamy na życie ludzi - wspomina. - Kiedyś na przykład przez pomyłkę na antenie puszczono dwa razy ten sam odcinek wenezuelskiej telenoweli. Odbieraliśmy później telefony od zdenerwowanych widzów, że zrezygnowali z ważnych rzeczy, by obejrzeć nowy odcinek, a my im wycięliśmy taki numer - śmieje się Guźlecka.Dziennikarka jest autorką wielu programów o regionie kujawsko-pomorskim, m.in. "Skarby prowincji". - Pokazuję w nim życie małych miasteczek, ludzi, którzy tam są i pracują - wyjaśnia.
Uważa, że sami niepotrzebnie wpędzamy się w kompleksy. - Jest u nas tyle ciekawych rzeczy, twórców, a często tego nie dostrzegamy, jak chociażby znany już na świecie Bydgoski Festiwal Operowy - przekonuje Guźlecka. Sama, choć otrzymywała propozycje pracy z Gdańska czy Warszawy, nigdy nie zdecydowała się wyjechać. - To tutaj zapuściłam korzenie, tutaj są moi bliscy i znajomi - mówi.
Zwierzęta - moja miłość
Druga, obok telewizji, miłość Urszuli Guźleckiej, to zwierzęta. - W moim domu psy i koty były od zawsze. Kocham zwierzęta. Najlepiej odpoczywam na spacerach z psem - przyznaje.- W 2004 roku robiłam program o porzuconych w czasie wakacji zwierzętach i przepełnionych schroniskach - wspomina dziennikarka. - Pani z toruńskiego schroniska opowiedziała mi o bokserce, którą znaleziono na ulicy. Wiedziałam, że będzie moja. Kiedy tylko znalazła się w domu, zaczęła radośnie szczekać, co brzmiało jak rodzaj śpiewu. Otrzymała więc imię Nutka.
Guźlecka od lat działa w bydgoskich "Animalsach".
- Udało nam się wykupić konia z transportu śmierci, załatwić dom dla postrzelonego ze śrutu kota - mówi z radością. Uważa, że nasz stosunek do zwierząt zmienia się na lepsze. Coraz częściej zwracamy na przykład uwagę na psy zamknięte w samochodach.
Więcej wartościowych tekstów na www.pomorska.pl/premium
Podróż do Włoch
A o czym marzy Urszula Guźlecka? - Przede wszystkim nie chcę stracić zainteresowania światem - odpowiada. Poza tym może banalnie brzmi zdanie, że zdrowie jest najważniejsze, ale moim zdaniem tak właśnie jest. Moje zawodowe marzenie to film o prezydencie Leonie Barciszewskim, romskiej poetce Papuszy czy Janie Kasprowiczu. Teraz niestety problem polega na tym, że samemu trzeba starać się o pieniądze na realizację programu - mówi dziennikarka. - Myślę też o napisaniu książki, ale wciąż brakuje mi na to czasu.Prywatne marzenie to podróż do Włoch. - Byłam tam dwa razy i bardzo mi się podobało, więc mam nadzieję, że uda mi się tam pojechać jeszcze raz - opowiada.
Czytaj e-wydanie »