Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jedno pozwolenie na budowę obnażyło kompletny bałagan w urzędach

Adam Willma
Rozbudowa kameralnej kliniki spowoduje, że pomiędzy innymi podmiejskimi domami wyrośnie trzykondygnacyjna bryła, kładąca się na nie cieniem
Rozbudowa kameralnej kliniki spowoduje, że pomiędzy innymi podmiejskimi domami wyrośnie trzykondygnacyjna bryła, kładąca się na nie cieniem fot. Adam Willma
- To najpoważniejszy problem z jakim się zetknąłem - rozkłada ręce starosta powiatu bydgoskiego Wojciech Porzych. Nic dziwnego - jedno niefortunne pozwolenie na budowę może kosztować skarb państwa majątek.

- Nasz urzędnik został celowo wprowadzony w błąd. Sprawą powinien zająć się prokurator - odgraża się starosta.

Przykry widok

Ale od początku.
Osielsko to gminna wieś na obrzeżach Bydgoszczy, zaciszna sypialnia bydgoskiej klasy średniej. Doktor Krzysztof Nicpoń, ordynator na oddziale neurologii i wczesnej rehabilitacji poudarowej, ma tu sporą działkę z zabytkowym dworkiem. W 2006 roku wzniósł na niej również Centrum Medyczne Epimigren. Jako niepubliczny zakład opieki zdrowotnej, Epimigren przyjmuje m.in osoby po udarach i urazach mózgu, pacjentów z chorobą Parkinsona, Alzheimera czy guzami mózgu.

W 2009 roku Nicponiowie wystąpili o pozwolenie na wybudowanie kolejnego skrzydła i w sierpniu je otrzymali.

Przed miesiącem na działkę wjechała ekipa budowlana. Właściciele domków jednorodzinnych, których przeraziła wznoszona za płotem 11-metrowa konstrukcja, przejrzeli mapki geodezyjne, z których czarno na białym wynikało, że gmach zaprojektowano częściowo na terenie przeznaczonym w miejscowym planie pod drogę, choć należącym również do Nicponiów.

Dziesięciu sąsiadów z ulicy Dzikiej Róży podpisało protest, dwie rodziny zażądały 75 tys. zł odszkodowania za utratę wartości nieruchomości.

Krzysztof Nicpoń płacić nie zamierza, zaproponował jedynie, że przy płocie posadzi iglaki, a siatkę przykrył wikliną.

Tomasz Streich, jeden z protestujących sąsiadów Nicponiów: - Nie możemy siedzieć cicho. Przecież to oczywiste, że wartość naszych nieruchomości natychmiast spadnie. Owszem, słyszeliśmy piękne słowa o pomocy chorym i misji społecznej, ale kto zechce mieć kilka metrów od płotu przykry widok - ciężko chorych ludzi? Ciekawe, że pan doktor nie chce takiego sąsiedztwa koło swojego dworku.

Kto mi da pieniądze

Jak to możliwe, że urzędnik w starostwie nie zauważył drogi na planie?
- Owszem, decyzję wydano z naruszeniem przepisów, ale to, że na mapce znajduje się droga, nie oznacza, że taka droga w praktyce powstanie - usiłuje bagatelizować sprawę Maria Krauze, dyrektor wydziału budownictwa w Starostwie. - Dziś trudno dociec, dlaczego urzędnik się pomylił, może przyczyną było to, że gmina nie zawsze przesyła aktualne dane.

- To nieprawda, informacje o wszelkich zmianach otrzymywali od nas na bieżąco - oburza się Janusz Gorzycki zajmujący się planowaniem przestrzennym w gminie. W dodatku wydaliśmy inwestorowi świeży wypis i wyrys. Nie ma mowy o nieścisłości.

- Popełniliśmy błąd - bije się w piersi starosta Wojciech Porzych, który sam złożył podpis pod dokumentem (jeszcze jako wicestarosta). - W dokumentacji, którą dostaliśmy, nie było załącznika graficznego, a nasz pracownik powinien go zażądać. Pierwszy raz się nam to zdarzyło.

Zdaniem starosty główny ciężar winy spoczywa na projektancie: - Przecież projektant składa zapewnienie, że działał zgodnie z prawem. Z dokumentami, na ocenę których nasz urzędnik ma kilka dni, projektant pracuje kilka miesięcy. Wiedział, że narusza prawo. Musimy mieć zaufanie do projektantów, bo w przeciwnym razie musiałbym zatrudnić dwa razy więcej ludzi, żeby przeglądali dokładnie każdy kwit. Kto mi da na to pieniądze? Zrobię wszystko, żeby ewentualne odszkodowania nie obciążyły skarbu państwa, ale projektanta.

Trzeba mieć zaufanie

Janusz Gorzycki z Urzędu Gminy nie może zrozumieć, dlaczego Nicponiowie ruszyli z budową, chociaż uprzedzał ich, że budują na drodze: - Gmina nie ma w tej sprawie mocy decyzyjnej, ale namawiałem ich na przeprojektowanie budynku, wówczas nie byłoby całej tej awantury. Nie zdecydowali się na to, co moim zdaniem świadczy o ich złej woli. Teraz każde rozwiązanie będzie kosztowne.

Nicponiowie mieli jednak w rękach prawomocne pozwolenie, a wejście o dwa metry w pas drogowy idealnie wpisywało im nowe skrzydło w strukturę istniejącego budynku.

- Państwo Nicpoń nie złamali prawa - podkreśla Henryk Maciejewski, radca prawny reprezentujący inwestora. - Ufają architektowi, staroście, bo trzeba mieć zaufanie do instytucji państwowych. Jeśli starosta po dokładnej weryfikacji wydaje pozwolenie na budowę, niech ponosi tego odpowiedzialność.
O odpowiedzialności zadecyduje wojewoda. Tak czy inaczej doktor Nicpoń może spać spokojnie. Gdyby pozwolenie uchylono i nakazano rozbiórkę, pieniądze powrócą do kieszeni lekarza. - Starosta i skarb państwa się nie wypłacą - ostrzega mecenas Maciejewski. - Jeśli wojewódzki inspektor wyda decyzję o wstrzymaniu budowy, to jest jeszcze cały tryb odwoławczy. Jak pan wie, to są lata.

Mieszkanie z usługą

Maciejewski winą za zamieszanie obciąża sąsiadów: - Gdyby nasi obywatele byli bardziej przyzwoici, to by ta sprawa w ogóle nie powstała. Sąsiedzi nie potrafią zdzierżyć, że nic już nie mogą zrobić, więc wpadli na pomysł, że zaczną wprost szantażować państwa Nicpoń. To bezinteresowna zawiść. A przecież gmina będzie miała punkty z powodu tego ośrodka. To ekskluzywne warunki dla ludzi starszych, nawet z zagranicy chcą przyjeżdżać. Państwo Nicpoń nikomu nie wchodzą w paradę, są ludźmi sukcesu, ale nikomu na odcisk nie nadepnęli. To działanie na zasadzie psa ogrodnika.
Sąsiedzi nie kryją oburzenia: - Nawet gdyby gmach pana Nicponia nie wkraczał na drogę, to musiałby budzić wątpliwości - mówi Tomasz Streich. - Plan miejscowy zakłada tu zabudowę mieszkaniową z dopuszczeniem nieuciążliwych usług. "Dopuszcza się lokalizacje budynków usługowych dobudowanych do budynku mieszkalnego, stanowiących z budynkiem mieszkalnym jednolitą całość". Do budynku mieszkalno-usługowego dr Nicpoń dobudowuje typowo aż trzykondygnacyjny usługowy - przekonuje.
Janusz Gorzycki przyznaje, że plan miejscowy jest nieprecyzyjny: - Nie taka była zapewne intencja twórców planu, ale faktem jest, że w planie "budynki usługowe" występują w liczbie mnogiej, a proporcji pomiędzy funkcją mieszkaniową a usługową nie określono.

Adam Koliński, zastępca kujawsko-pomorskiego inspektora nadzoru budowlanego uważa, że starosta jeszcze dodatkowo zagmatwał sprawę: - Całe to pozwolenie na budowę napisane jest w dziwny sposób. Starosta wyraża zgodę na "rozbudowę budynku mieszkalno-usługowego z funkcją zakładu opiekuńczo leczniczego, wraz ze zmianą sposobu użytkowania części pomieszczeń usługowych". Jaka zmiana? Tego już nie napisali. Jako fachowiec nie wiem, na co dali pozwolenie.

Zdaniem Marka Żmudy z Samorządowego Kolegium Odwoławczego dotychczasowe orzecznictwo wskazuje, że w przypadku funkcji mieszkaniowej z dopuszczeniem usług, część usługowa nie powinna być większa niż mieszkaniowa. Tymczasem w planach miejscowych pojawia się mnóstwo tego typu nieścisłości, które później stają się zarzewiem konfliktu: - Nagminnym błędem jest również nieuznawanie za stronę postępowania sąsiadów, bo na przykład od inwestycji dzieli ich droga.

Dyrektor donosi na starostę

Los inwestycji w Osielsku leży w tej chwili w rękach wojewody.
To kolejna dziwna sytuacja. Dyrektor wydziału budownictwa w Starostwie skierował do wojewody pismo z prośbą o stwierdzenie nieważności decyzji swojego szefa - ironizuje Adam Koliński. - Trudno mi to zrozumieć: starosta powinien sam wznowić postępowanie i uprosić radę, aby zgodziła się na zmianę planu miejscowego.

Nicponiowie mają w ręku dodatkowy atut - ulicy Dzikiej Róży, przy której mieszkają protestujący sąsiedzi w ogóle nie ma w planie miejscowym.
- Zgodnie z planem wolno było nam wydzielić nową drogę dojazdową, ale ten sam plan nie pozwala na likwidację drogi. Ulicę Dzikiej Róży gmina przejęła od właścicielki za darmo - argumentuje wójt Wojciech Sypniewski. - Dlaczego nie powstała droga na działce państwa Nicponiów? Bo nie było wniosku mieszkańców. Gdyby był, trzeba za drogę płacić odszkodowanie. To niemałe pieniądze.
- Owszem, droga nie jest problemem, ale jak to możliwe, że w drodze, której nie ma na planie umieszczono wszystkie media? - pyta Adam Koliński. - Wójt po prostu łamie prawo.

Wojewoda będzie musiał stwierdzić nieważność pozwolenia na budowę. Wtedy wniosek Nicponiów wymagać będzie ponownego rozpatrzenia. Negatywna opinia oznacza rozbiórkę i odszkodowanie.
Zdaniem Adama Kolińskiego sposobem na uniknięcie roszczeń Nicponiów byłoby unieważnienie części planu i wydanie warunków zabudowy legalizujących de facto istniejącą inwestycję.
Takie rozwiązanie otworzy jednak zapewne mieszkańcom ul. Dzikiej Róży drogę do roszczeń wskutek utraty wartości ich posesji. I koło się zamyka.

Lucyna Balbuza-Walkowska, wiceprzewodnicząca Rady Gminy Osielsko uważa, że konflikt to konsekwencja poprzednich działań wójta: - Dziwnych działań urzędników nie jestem w stanie wyjaśnić. Z jednej strony pozwolenie na budowę, wydane z pominięciem procedur, które dla urzędników powinny być katechizmem. Z drugiej strony postanowienie wójta, w sprawie powstania ulicy Dzikiej Róży, której nie ma w planie miejscowym.

PS. Z projektantem budynku nie udało nam się skontaktować.

OD REDAKCJI:

W związku z publikacją tego materiału, stanęliśmy przed dylematem, czy opisywać spór, w który zaangażowane są rodziny dwóch naszych redakcyjnych koleżanek. Zdecydowaliśmy się na umieszczenie tekstu, ze względu na wagę tego problemu dla lokalnej społeczności oraz dla ukazania mechanizmów podejmowania decyzji przez samorządy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska