Rozpoczęła się akcja identyfikacji wraków, które od wielu lat spoczywają na dnie Wisły.
Początkowo mówiło się o dwóch wrakach, które zalegają w rzece: OSP Moniuszko i Spółdzielnia Wisła. Jednak nim jeszcze akcja identyfikacji się rozpoczęła, włocławski historyk Tomasz Wąsik odnalazł dokumenty, z których wynika, że w Wiśle nie ma OSP Moniuszko, bo statek pływał do 1952 roku. Zdaniem historyka ten drugi wrak to Fortuna, zatopiony, podobnie jak Spółdzielnia Wisła, na początku drugiej wojny światowej.
Przeczytaj również: W rzekach już widać dno. Tak niskiego stanu wód nie było od dawna [wideo]
Fortuna czy Moniuszko? Co skrywa Wisła?
Prace rozpoczęto od wraku, który spoczywa na dnie rzeki w okolicach linii wysokiego napięcia przebiegającej ponad rzeką w pobliżu miejscowości Bobrow-nik (powiat lipnowski). Jest to prawdopodobnie Fortuna. To ten wrak mylono z OSP Moniuszko. Wstępne pomiary wskazują, że może to być właśnie ta jednostka. Wrak przy tak niskim stanie wody wystaje ponad taflę i widać go z daleka. A woda w tym rejonie sięga do kolan.
Bliżej zamku w Bobrownikach znajduje się drugi wrak, który również wystaje ponad powierzchnię wody. Jest to prawdopodobnie Spółdzielnia Wisła. - Ten wrak jest bardziej zniszczony - mówi Olaf Popkiewicz, archeolog. - Prawdopodobnie pocięty przez miejscową ludność.
Już udało się pomierzyć wraki. Nurkowie posiadają także dane dotyczące długości dwóch jednostek, a trzech - szerokości. Wiadomo już, że jeden ze statków był bocznokołowy. Teraz nurkowie będą potwierdzać, czy druga z jednostek była tylnokołowcem. Nim jednak nurkowie rozpoczęli identyfikację, okazało się, że w Wiśle znajdują się jeszcze dwa inne wraki.
Miały być dwa, a są cztery wraki
Trzeci wrak znajduje się przy brzegu w okolicach miejscowości Bógpomóż. Jest to prawdopodobnie drewniana berlinka. Wrak ten ocenił Waldemar Ossowski z Narodowego Muzeum. Datuje go na drugą połowę XIX wieku.
Olaf Popkiewicz podejrzewa, że jest to jednostka, którą niegdyś holował OSP Moniuszko.
Czwarty wrak znajduje się w pobliżu włocławskiego Anwilu. Miejscowa ludność twierdzi, że może to być holownik Gniew, który według legend został wysadzony przez Wojsko Polskie. Tutaj jednak badacze są bardzo ostrożni. - Mam wątpliwości co do tej tezy, bo na wraku nie widać śladów wybuchu - dodaje Olaf Popkiewicz.
Choć może się wydawać, że niski stan wody ułatwia prace nurkom, to nic bardziej mylnego. Z powodu takiego poziomu wody, który jest w tym roku wyjątkowo niski, nurkowie nie mogą użyć specjalistycznego sprzętu. A przyśpieszyłby ich pracę. Chodzi konkretnie o tak zwany podwodny odkurzacz. W tej sytuacji nurkowie zmienili plan działania i odłożyli prace z "odkurzaczem" wstępnie do września licząc, że poziom wody w Wiśle do tego czasu się unormuje. - Na jednoznaczne diagnozy dotyczące wraków jest jeszcze za wcześnie - twierdzi archeolog.
Badania się dopiero rozpoczęły. Na ich przeprowadzenie grupa nurków ma dwa lata. Będziemy na bieżąco obserwować ich działania.
Czytaj e-wydanie »