W tygodniku Polityka (sic!) czytam, że Warszawa "przeżyła kolejny blackout"(awarię energetyczną), a z telewizora słyszę, iż "nasi wspaniali terminatorzy dali z siebie zadziwiający pałer (siłę, moc) i zdobyli srebrny medal". Ba, niedawno dowiedziałem się, że w mojej gazecie mamy "dżunior pejdż" (stronę młodzieżową), a konkurencyjny dziennik na "front pejdżu"(stronie tytułowej) umieścił kiepski artykuł.
Tak, musimy uderzyć się w piersi - najczęściej to dziennikarze, prezenterzy, politycy i "celebryci" kpią sobie z polszczyzny. A któż to jest - ów celebryta? "Celebrities" to ludzie znani tylko z tego, że są znani. Ale to oni mają taki - taką? -"pałer", by narzucić społeczeństwu koszmarne potworki językowe. Celebrytą, np. jest "strong man" (siłacz), który jedną ręką podnosi siedemnaście razy betonową "walizkę", popularna pogodynka telewizyjna lub gwiazdeczka erotyczna z rozkładówki Playboya. Wyznacznikiem poprawnej polszczyzny stają się angielskie kalki językowe z niemądrych seriali (łoł!). To właśnie celebryci są najbardziej "cool" i "trendy".
A nam, szarakom, pozostaje tylko wybrać się na szoping (zakupy) do marketu spożywczego, kupić dziecku "kinder niespodziankę". Tym bardziej że był tam "sejl"(wyprzedaż") na pięćdziesiąt procent". Zamożniejsi i bardziej "trendy" jadą na "Sopot festiwal", na którym będzie "ful ludzi" i najbardziej "topowi" piosenkarze, słowem - to nasze polskie "dzebeściaki".
Aplikacja z cefałką
Profesor Jan Miodek twierdzi, że przełom polityczny, jaki dokonał się w 1989 roku miał olbrzymi wpływ na współczesny język polski. Anglicyzmy zdobyły przebojem serca i umysły Polaków. - Form językowych niepotrzebnych nie ma, są tylko formy nieznośnie nadużywane - tłumaczy prof. Miodek. - O ile starsze pokolenie używa zwykle zapożyczeń z łaciny i greki, języka rosyjskiego i niemieckiego, to dzisiaj triumfy święci właśnie język angielski.
Z sondażu
CBOS
Dlaczego, Pana(i) zdaniem, należy dbać o język, którym się posługujemy?
n bo polszczyzna jest wartością, która spaja naród i trzeba ją pielęgnować - 35 proc.
n bo nauczyli mnie w domu, że należy dbać o język ojczysty - 19,5 proc
n bo ludzie kulturalni powinni mówić poprawnie - 19,5 proc.
n bo mówienie poprawne pomaga w porozumiewaniu się - 12 proc.
n bo kiedy mówi się niepoprawnie, inni ludzie gorzej traktują takiego człowieka - 4 proc
n po prostu trzeba, choć nie umiem tego dobrze uzasadnić - 9 proc.
Polacy już nie ubiegają się o pracę lecz "aplikują", przedstawiając "cefałkę" (CV - życiorys). Nie idą na rozmowę kwalifikacyjna tylko "interview", na którym obecny był "boss" (szef), "account manager" (księgowy) i jego "law consultant" - prawnik.
To z pewnością element snobizmu, mody oraz manii naśladowania nie zawsze lepiej zorganizowanych społeczeństw. I wyróżnik światowego jakoby obycia. Ale bardziej przypomina to diagnozę Andrzeja Ibis Wróblewskiego, że współczesną polszczyznę symbolizuje Kaczor Donald z hamburgerem w dziobie".
Polityka językowa
Profesor Miodek, zapytany o wpływ języka polityki na poprawną polszczyznę, odpowiedział: - Mnie by się marzyła twórcza kampania polityczna - na temat pomysłów gospodarczych, ekonomicznych, społecznych, a nie tylko taka wyśmiewająca przeciwników.
W opinii profesora Miodka niektóre modne, używane przez polityków wyrazy i zwroty mogą na dłużej zagościć w języku polskim. Na pewno na dłużej pozostanie "falandyzacja" prawa, słynny "wykształciuch", przedstawiciel "łże-elity" oraz cudowne "dyplomatołki" Władysława Bartoszewskiego". Politycy zrezygnowali z dyskusji i debaty na rzecz... procedowania, ale nie zanosi się na to, by "procedowanie" zagościło w języku na dłużej. Lecz słowotwórstwo polityków to pół biedy.
Niedawno w programie dla młodzieży wystąpiła znana piosenarka. Oceniała śpiew dziesięcioletniej dziewczynki. - Byłaś zajeb...ta, dziecko! - krzyknęła, kiedy dziewczynka skończyła śpiewać.
Szokuje też radosna twórczość właścicieli sklepów i placówek usługowych. Rada Języka Polskiego, na prośbę dziennikarza jednego z poznańskich dzienników, sformułowała opinię na temat obcojęzycznych szyldów i nazw sklepów, barów itd.
"RJP jest instytucją opiniodawczodoradczą w sprawach używania języka polskiego; w zakres jej kompetencji nie wchodzi ani interpretowanie Ustawy o języku polskim, ani karanie kogokolwiek za niewłaściwe czy niestosowne posługiwanie się polszczyzną. Nie mamy - na szczęście - władzy nad językiem ani nad społeczeństwem; wydajemy jedynie opinie w sprawach, z którymi zwracają się do nas instytucje, firmy i osoby prywatne".
Nie lubimy wulgaryzmów
Według badań Polaków najbardziej drażnią wulgaryzmy językowe (87 procent)
oraz masowe zapożyczenia - ponad 50 procent.
Natomiast co czwarty rodak uważa, że we współczesnej polszczyźniejest zbyt wiele "mądrych" wyrazów.
Chicenik i Beibik szop
Obcojęzyczne szyldy i napisy na sklepach, placówkach usługowych itp. - jeżeli nie towarzyszy im napis polski - uważane są za przejaw mody i pretensjonalności oraz chęci podniesienia swojego prestiżu za pomocą form językowych.
W Warszawie są nie tylko "restauranty", "silvery" czy sklepy z "leatherem", lecz także "Atelier teatru fryzur", "Beibik szop" (sklep z ubraniami dla dzieci), "Chickenik" (sklep mięsny), a nawet "Mięso-shop" (!!!). Inwencja nazewnicza jest, jak widać, nieograniczona. I choć takie nazwy mogą (nie tylko członków Rady Języka Polskiego - lecz wszystkich ludzi, dla których język jest wartością, a także po prostu narzędziem, którego nie powinno się psuć) oburzać czy śmieszyć - możemy jedynie napiętnować ich używanie czy ośmieszać ich twórców.
Jedynymi bowiem sankcjami za błędne, nielogiczne czy niestosowne używanie języka są sankcje społeczne, a najczęściej ośmieszenie. I żadna instytucja, choćby tak szacowna jak Rada Języka Polskiego, nie może nic innego zrobić.