https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Joanna Michalska, tyczkarka z aspiracjami

Rozmawiał KAZIMIERZ FIUT
Trener Roman Dakiniewicz bacznie śledzi każdy element treningu Joasi
Trener Roman Dakiniewicz bacznie śledzi każdy element treningu Joasi Fot. Tomek Czachorowski
Joanna Michalska to tyczkarka bydgoskiego Stowarzyszenia Lekkoatletycznego Zawisza.

Jest trzecią zawodniczka tego klubu, która wystąpi w lipcowych lekkoatletycznych mistrzostwach świata juniorów.

- Dość długo zmagałaś się z wysokością czterech metrów, dającą przepustkę do mistrzostw. Liczyłaś oddane skoki, oczywiście w ramach zawodów?
- Dokonałam tego w 44. skoku. We wcześniejszych zawodach kończyło się na 3,90 lub 3,80 m. Dopiero w Słupsku już w pierwszej próbie zaliczyłam upragnioną wysokość. Trzy kolejne podejścia do 4,10 m były, niestety, nieudane.

- Aby myśleć o odegraniu znaczącej roli w rywalizacji tyczkarek na stadionie w Bydgoszczy, należałoby chyba dołożyć jeszcze kilkanaście centymetrów do tego wyniku?
- Najprawdopodobniej 4 metry będą wysokością kwalifikującą do finału. A tam, moim zdaniem, walka o medale rozstrzygnie się na wysokości 4,30 m. O takim też wyniku marzę.

- Czyli planujesz skok na medal?
- Każdy sportowiec stawia sobie taki cel. Uważam, że nie jestem bez szans, zwłaszcza że skakaniem o tyczce przez poprzeczkę zajmuję się dopiero od trzech lat.

- Pamiętasz swoją pierwszą wysokość?
- Było to chyba 2,40 m.

- Postęp zatem znaczący.
- I mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec w tym sezonie. Szczyt formy ma przyjść przecież w lipcu.

- Wcześniej grałaś, i to z powodzeniem w siatkówkę, w Pałacu. Nie żałujesz zmiany dyscypliny?
- Dokonałam właściwego wyboru. Kiedy za namową brata Łukasza, który też skacze o tyczce, trafiłam do hali Zawiszy i trenera Romana Dakiniewicza, wiedziałam po kilku zajęciach, że tu jest moje miejsce. Bardziej mi opowiada sport indywidualny, gdzie wynik zależy tylko ode mnie.

- Z tego wyboru cieszy się chyba też tata, trener lekkoatletyki?
- Oczywiście, wspólnie z trenerem Dakiniewiczem przygotowują mnie i Łukasza do sezonu. Tata odpowiada, przede wszystkim, za przygotowanie ogólne, a pan Roman za techniczne.

- Gdzie tkwią największe rezerwy?
- Mam jeszcze sporo braków. Muszę poprawić technikę, bieganie po rozbiegu, czy też wzmocnić się fizyczne. Mocną stroną jest odbicie.

- Jesteś urodziwą, wysoką (180 cm wzrostu), zgrabną, dziewczyną. Nie myślałaś o karierze modelki?
- To mi nie w głowie. Doskonale czuję się na rozbiegu w skoku o tyczce i tu jest moje miejsce, choć jestem chyba najwyższą polską tyczkarką.

- Mam jednak nadzieję, że zaproszenie do konkursu Miss Sportu "Pomorskiej" przyjmiesz?
- Z wielką przyjemnością.

- A co zamierzasz w przyszłości. Brat wybrał studia medyczne?
- Moją przyszłość wiążę pośrednio ze sportem. Chciałabym studiować psychologię z ukierunkowaniem na sport. Zawodnicy podczas zawodów są poddawani ogromnemu stresowi. Nie wszyscy umieją sobie z tym poradzić. Chcę im w tym pomagać.

- A ty jak sobie radzisz ze stresem?
- Wydaje mi się, że całkiem nieźle. Nie "spalam się" na rozbiegu czy też podczas szkolnych egzaminów. Właśnie jestem po egzaminie maturalnym w I LO. Ustny z języka polskiego i angielskiego zakończył się pełnym sukcesem. Teraz czekam tylko na wyniki pisemnego i składam dokumenty na Uniwersytet Kazimierza Wielkiego.
W aktualnym światowym rankingu juniorek w skoku o tyczce na czele znajduje się Chinka Ling Li - 4,45 m, a za nią jest Australijka Vicky Parnov - 4,35 m. Kolejne tyczkarki w czołowej dziesiątce legitymują się wynikami od 4,27 do 4,10 m.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska