To miało być jedno z największych wydarzeń Igrzysk Olimpijskich. I było, choć może oczekiwano nieco więcej goli i finezyjnych akcji. Emocji w każdym razie nie brakowało.
W drodze do tego meczu lepsze wrażenia sprawiali Amerykanie. Grali najbardziej agresywnie, dynamicznie, byli niepokonani w turnieju, pogromcy Rosjan w grupie. Ale i Kanada nie przegrała mecz w Soczi. Obie drużyny stoczyły ze sobą dziesiątki epickich bojów (w sumie na największych turniejach było tych meczów 60 - 39 triumfów Kanady).
Wśród tych najważniejszych jest aż siedem finałów olimpijskich od ZIO w Antwerpii w 1920 roku aż do Vacnouver cztery lata temu. Amerykanie wygrali tylko raz, na własnym terenie w Squaw Valley w 1960 roku, to było jedno z dwóch olimpijskich triumfów USA. Cztery lata temu Kanada przed własnymi kibicami wygrała po dogrywce.
W piątek mistrzowie olimpijscy mieli wyraźną przewagę. W celnych strzałach było tylko 37:31, ale to akcje Kanadyjczyków były znacznie groźniejsze. Jonathan Quick zwijał się między słupkami jak w ukropie. Skapitulował raz, gdy po genialnym podaniu Jay Bouwmeestera do bramki trafił Jamie Benn.
W sobotę o godz. 16.00 USA zagra o brąz z Finlandią. Finał hokejowy tradycyjnie zwieńcza Igrzyska, Kanada ze Szwecją zmierzą się w niedzielę o godz. 13.00.
KANADA - USA 1:0 (0:0, 1:0, 0:0)
Bramka: Jamie Benn (22.)