- Bardzo obawiam się rozpoczęcia nowego roku szkolnego - mówi pani Aneta z Bydgoszczy, mama 17-letniego Mateusza. - Przez całe wakacje staraliśmy się zachowywać odpowiedzialnie, żeby uniknąć zarażenia koronawirusem. Tymczasem prawda jest taka, że 1 września poślę syna do szkoły, w której bardzo łatwo będzie mógł się zarazić COVID. Wtedy zapewne zarazi nie tylko nas, ale co gorsza babcię, z którą mieszkamy. Moim zdaniem szkoły są kompletnie nieprzygotowane na rozpoczęcie roku szkolnego w warunkach epidemii. Zalecenia MEN są wręcz śmieszne, bo jak w zatłoczonym budynku uczniowie mają zachować dystans? Najchętniej po prostu nie posłałabym syna do szkoły.
Zalecenia MEN są wręcz śmieszne. Najchętniej nie posłałabym syna do szkoły.
Taka decyzja może mieć jednak poważne konsekwencje. Jak pisze "Rzeczpospolita", jeśli nie ma przeciwwskazań zdrowotnych u ucznia ani u innych członków rodziny, nieposłanie dziecka do szkoły stanowi naruszenie obowiązku szkolnego. A za to może grozić kara pieniężna.
"Rzeczpospolita", opierając się na informacjach przekazanych przez MEN, podaje, że „rodzic może zostawić dziecko w domu tylko wtedy, gdy w domu znajduje się członek rodziny objęty kwarantanną lub jest to uzasadnione chorobami dziecka, w tym objawami infekcji dróg oddechowych lub choroby przewlekłej - na podstawie opinii lekarza sprawującego opiekę zdrowotną nad uczniem z taką chorobą”.
W razie nieusprawiedliwionej nieobecności dziecka w szkole przez co najmniej pół miesiąca, rodzicowi grozi grzywna do 10 tys. zł.
Jeśli takich przeciwwskazań nie ma, dziecko powinno pójść do szkoły. Gdy obowiązek ten nie zostanie dopełniony, to zgodnie z art. 42 prawa oświatowego, w razie nieusprawiedliwionej nieobecności dziecka w szkole przez co najmniej pół miesiąca, rodzicowi grozi grzywna do 10 tys. zł.
Obowiązek szkolny obejmuje dzieci w wieku od 7. do 18 roku życia. Karę na rodzica może nałożyć gmina.
