https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Katarzyna Sas pojechała do Ghany szkolić lekarzy

Katarzyna Dworska
Katarzyna Sas spędziła w Akrze, czyli stolicy Ghany 11 miesięcy. Przez ten czas starała się pomóc, jak największej liczbie osób.
Katarzyna Sas spędziła w Akrze, czyli stolicy Ghany 11 miesięcy. Przez ten czas starała się pomóc, jak największej liczbie osób. nadesłane
Absolwentka Collegium Medicum pojechała do Ghany. Przez niespełna rok szkoliła tamtejszych ratowników i lekarzy.

Mieszkańcy Ghany są bardzo wierzący. - Boją się chodzić do lekarza, za to bardzo chętnie korzystają z usług szamanów - opowiada Katarzyna Sas, która spędziła tam 11 miesięcy. - Pamiętam historię 7-miesięcznego chłopczyka. Miał poważne wodogłowie, a jego rodzice aż cztery miesiące poddawali go egzorcyzmom. Niestety, gdy w końcu zdecydowali się przyjść do nas było już za późno i chłopczyk zmarł.

Więcej wiadomości z Bydgoszczy na www.pomorska.pl/bydgoszcz.

Również epilepsja jest u nich traktowana, jak opętanie. - Bardzo ciężko jest im wytłumaczyć, że to choroba - dodaje. Katarzyna Sas w zeszłym roku obroniła licencjat z ratownictwa medycznego, a dwa dni później leciała już do Afryki. - Natknęłam się w internecie na informację, że poszukiwani są wolontariusze i zaaplikowałam - wspomina 24-latka. - W projekcie wzięli udział absolwenci kierunków medycznych ze Słowacji, Włoch, Portugalii i Polski.

Zamieszkali w stolicy Ghany. W pokojach, które mieściły się w szkole. - Były przygotowane w europejskim standardzie - opisuje. - Tylko myć musieliśmy się na zewnątrz w wodzie, którą sami przynosiliśmy. Nie było w ogóle prywatności, ponieważ mieszkańcy pobliskich budynków z ciekawością się nam przyglądali, ale można się było do tego przyzwyczaić.

W ciągu trzech miesięcy nauczyła się języka plemiennego. Prowadziła szkolenia z ratownictwa. Tamtejsi pracownicy pogotowia nie mają żadnego wykształcenia medycznego, a wiedza, którą posiadają pochodzi od starszych kolegów z pracy. - W praktyce oznacza to, że uczą się na pacjentach - opisuje Sas.
Jednym z głównych zadań Polki było wprowadzenie działań profilaktycznych w Akrze. Skupili się na walce z epidemią cholery, której zasięg udało się znacznie ograniczyć. Przygotowali również ratowników na wypadek pojawienia się przypadków eboli.

Najtrudniejszym sprawdzianem był karambol. W centrum miasta zderzyły się dwa Tro-Tro, czyli niewielkie busy i autobus. - Te małe pojazdy mają to do siebie, że odjeżdżają z przystanków dopiero, gdy wypełnią się pasażerami - opisuje. - Aż 63 osoby zostały wtedy ranne, a większość była w stanie ciężkim. Tylko dzięki sprawnie przeprowadzonej akcji nikt nie zmarł.

Życie w Ghanie biegnie swoim tempem według zegara, którym jest słońce. Nikt się nie spieszy. Nie ma codziennej gonitwy za pieniędzmi. - Ghańczycy idą do pracy i wracają z niej, gdy tylko uda im się uzbierać potrzebną kwotę na jedzenie - tłumaczy. - Następnym dniem martwią się dopiero, gdy ponownie wzejdzie słońce. Niczym się nie przejmują. Jeżeli umawiasz się z kimś na godz. 8, to możesz się go spodziewać najwcześniej około 10.

Są bardzo pomocni i z radością zagadują obcokrajowców, jednak nigdy bezinteresownie. - Zawsze potem proszą o jakąś przysługę, pieniądze lub bilet do Europy - mówi Sas. - Ale rozumiem ich. Życie tam nie jest łatwe.

Dziewczyna marzy o powrocie do Afryki. - W ciągu dwóch lat chciałabym uzbierać pieniądze, aby tam wrócić i dalej pomagać.

Czytaj e-wydanie »

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska